Gus Van Sant powraca po siedmiu latach reżyserskiej nieobecności. Desperat to oparta na faktach opowieść pozornie poruszająca kapitalizm i Dziki Zachód nieruchomości w Stanach Zjednoczonych pod koniec lat 70.
Rankiem 8 lutego 1977 roku Tony Kiritsis wszedł do biura swojego pośrednika kredytowego w Indianapolis. Wierząc, iż został oszukany, mężczyzna wziął na zakładnika prezesa firmy Richarda Halla. Kiritsis dzięki drutu przyczepił do szyi Halla strzelbę typu obrzyn, rozpoczynając tym samym grę przeciwko systemowi. Nie tylko sprawiedliwości, ale przede wszystkim – temu kapitalistycznemu. Gus Van Sant niezbyt długo trzyma nas w niepewności i od samego początku zanurza widzów zarówno w historii, jak i Indianapolis lat 70. Chłodny, słoneczny poranek staje się sceną emocjonującego przedstawienia. Reżyser wplata w filmową narrację również stylizowane na ówczesne czasy fotografie oraz przekazy telewizyjne, co jeszcze bardziej nasila immersyjny aspekt Desperata. Od czasu do czasu wspomaga się również prawdziwymi materiałami wieczornych wiadomości, które mówiły o sprawie Kiritsisa.
Po pełnym napięcia początku produkcja nieco zwalnia i oprócz rasowego kryminału zahacza nieco o thriller. Scenariusz Austina Kolodneya we właściwym tempie odkrywa swoje karty w postaci motywów tytułowego bohatera czy ojca porwanego. Van Sant płynnie porusza się między poszczególnymi scenami, często słusznie załatwiając błahe sprawy off screen. Nie tylko skraca to metraż, ale pozwala także na dłuższe obcowanie z Kiritsisem i Hallem. Relacja tej dwójki ma również symboliczny wymiar: w końcu są oni przedstawicielami różnych klas społecznych. Kiritsis walczy o sprawiedliwość, a podjęte przez niego drastyczne środki mają być sposobem na zwrócenie uwagi. Transmitowany na żywo zaczyn rewolucji Tony’ego staje się także pożywką dla mediów. Kolodney i Van Sant otwierają tym samym kolejną furtkę krytyki, subtelnie wskazując na pogoń za sensacją. I jak to zwykle w takich przypadkach bywa, sensację okupioną fałszywymi informacjami. W tym wszystkim przebija się również postać radiowego DJa Freda Temple (w rzeczywistości Heckmana) – idola głównego bohatera, przez którego Kiritsis przekazywał nie tylko swoje żądania policji, ale i apelował do słuchaczy. Skutkiem tego Tony gwałtownie staje się w niektórych kręgach bohaterem, czempionem maluczkich oraz oszukanych.
kadr z filmu „Desperat”No i właśnie, oszukanych. Sprawa Kiritsisa to idealny przedmiot na krytykę kapitalistycznego monopolu, w którym ci więksi dzięki nie do końca uczciwych metod tłamszą tych mniejszych. Prawda nie jest tu aż tak ważna, jak mogłoby się wydawać. Liczy się fakt jego istnienia i zwrócenie uwagi na problem. Van Sant nie zajmuje jednak konkretnego stanowiska, traktując Desperata raczej czysto informacyjnie, encyklopedycznie. Owszem, w filmie zobaczymy uosobienie staroszkolnego kapitalucha w postaci bohatera Ala Pacino, który spokojnie sączy driny na Florydzie, podczas gdy jego syn znajduje się tuż przed lufą strzelby. Owszem, Kiritsis znajduje zwolenników dla swojej sprawy. Nic z tego jednak nie wynika, a służy jedynie jako proste narzędzie narracyjne, mające sprawić, iż będziemy kibicować bohaterowi. Stoi to jednak w sprzeczności z samym Kiritsisem. Postać Billa Skarsgårda swoim zachowaniem raczej nie budzi sympatii. Często przedstawiony jest jako lekko szalony czy wręcz niezrównoważony. Czysto aktorsko powinien być to występ ocierający się o nominacje do nagród, jednak fabularnie? Jako głos tłamszonych przez banki i korporacje, Tony mimowolnie traci tym wiarygodność.
Do komentarza tej nietypowej sytuacji, w jakiej znaleźli się Kiritsis i Hall, Van Sant oraz Kolodney często korzystają z ciętego humoru, który jest jedną z mocniejszych stron filmu. Świetnie współgra to z umiejętnościami Skarsgårda, w pewien sposób przekładającego swojego Pennywise’a na mniej psychopatyczny i bardziej realny grunt. Szwed w najmniejszym stopniu nie przypomina fizycznie Kiritsisa, ale perfekcyjnie uchwycił człowieka postawionego pod ścianą. Delikatnie świrniętego, ale i z głową na karku, który dopracował swój plan prawie do perfekcji. Skarsgård gra oczami jak mało który aktor z jego pokolenia, co już pokazywał niejednokrotnie. Obsada jest niezwykle silnym punktem filmu. Desperat zaskakuje nieoczywistym epizodem Ala Pacino, mniej lub bardziej świadomie nawiązując oraz hołdując jego roli w Pieskim popołudniu (i stawiając go po drugiej stronie barykady). Trzymany na muszce obrzyna Dacre Montgomery razi pozornym spokojem, a kryjący się za drugoplanowym radiowym mikrofonem Colman Domingo uprawia swoiste ASMR. O tym, iż jest on świetnym aktorem wiemy od dawna, ale dopiero Van Sant postanowił zrobić tak sprytny użytek z jego głosu. Domingo lśni nie tylko pod tym względem. jeżeli kiedykolwiek widzieliście jego stylówki z czerwonych dywanów, powinniście zobaczyć, jak prezentuje się w przepięknych kostiumach Peggy Schnitzer. Kosmos.
fot. „Desperat” / materiały prasowe American Film FestivalDesperat nieco przypomina mi Po polowaniu Luki Guadagnino. Bynajmniej nie pod względem historii. Uznany, charakterystyczny reżyser bierze na tapet interesującą tematykę, po której płaszczyźnie porusza się jednak zachowawczo i bezpiecznie (u Luki było to cancel culture i #MeToo). Nie mając nic interesującego do przekazania, pomimo delikatnego sygnalizowania, iż tak właśnie będzie. Mimo to, jest kinem niezwykle angażującym, stylowym, intensywnym i emocjonującym, w którym aktorskie gwiazdy lśnią bardzo intensywnie.








![Marek Bujło oko w oko z rywalem przed debiutem w UFC. „Bujdzilla” budzi strach [WIDEO]](https://mma.pl/media/uploads/2025/11/Hanba-2025-11-22T133615.127.webp)







