Der moderne Prometheus – recenzja komiksu „Potwory”

ostatniatawerna.pl 1 tydzień temu

Barry Windsor Smith to legenda. Jego Weapon X polecane jest jako lektura obowiązkowa dla wszystkich czytelnika komiksów, choćby stroniącego od superhero. Oczywiście artysta posiada w swoim dorobku zdecydowanie więcej pozycji, choć zadziwiająco mało zostało wydanych w Polsce. Niemniej w pewnym momencie przepadł (i to na 16 lat!), po czym powrócił cały w glorii i chwale z komiksem Potwory. Jest to comeback w wielkim stylu, bo jego dzieło spotkało się z uznaniem krytyki i odbiorców. Wyróżnione zostało 3 nagrodami Eisnera: za powieść graficzną, liternictwo i najlepszego rysownika/scenarzystę. I ja te wszelkie zaszczyty w pełni rozumiem.

It’s alive?

Bobby Bailey jest nikim. Nie ma pracy, nie ma domu, nie ma rodziny. Wobec braku perspektyw postanawia zaciągnąć się do wojska. Pomimo statusu i okaleczenia bohatera (brak jednego oka), członek z komisji rekrutacyjnej rozpatruje pozytywnie jego zgłoszenie. Bobby jednak nie wie, iż został wybrany do projektu „Prometeusz”, który stworzyć ma Übermenscha. Potworne eksperymenty nie idą po myśli dawnych nazistowskich naukowców i bohater się uwalnia. Podczas wędrówki do domu czytelnik poznaje zarówno dzieciństwo chłopaka, jak i początki makabrycznego programu oraz dziwne powiązania między obiema płaszczyznami.

Ludzie ludziom

W tym kontekście znamienne jest użycie liczby mnogiej w tytule. Bo u Windsora Smitha zdeformowany „potwór” nie straszy. Zamiast tego grozę budzą jego twórcy, w których kilka jest człowieczeństwa. Stanowi to ciekawą grę z Frankensteinem, do którego aluzje są zresztą oczywiste („Prometeusz”, czyli nazwa projektu, jest jednocześnie podtytułem powieści Mary Shelley) – tam potworem nazywany jest twór doktora Frankensteina, a nie sam naukowiec, który dopuszczał się przecież makabrycznych i niezgodnych z naturą czynów. W przypadku komiksu Windsora Smitha nabiera to dodatkowej warstwy krytycznej, bo eksperymenty prowadzone są na terenie USA jako projekt amerykańskiej armii. Twórca tym samym ewidentnie krytykuje tutaj politykę swojego kraju, który dawał amnestię naukowcom pracującym niegdyś dla nazistów.

But there is more!

Warto też docenić nietypową kompozycję komiksu. Niczym w filmowym „Memento” czytelnik „Potworów” poznaje historię w achronologiczny sposób. Co prawda współczesne wydarzenia opowiadane są linearnie, ale już retrospekcje z każdym kolejnym rozdziałem sięgają coraz dalej w przeszłość. Czytelnik w ten sposób widzi konsekwencje danych czynów zanim zapozna się z ich przyczyną. I w tym przypadku Windsorowi należą się wszelkie honory, bo z powierzonego sobie zadania wywiązał się znakomicie, szczególnie iż bohaterowie z różnych linii narracyjnych są ze sobą w mistrzowski sposób powiązani.
Ostrzegę jednak, iż w wielu miejscach komiks potrafi wejść w naprawdę mroczne rejony. Osoby stroniąca od motywów przemocy domowej powinny mocno się zastanowić przed sięgnięciem po Potwory. Windsor Smith ma bardzo ponure i nihilistyczne podejście do historii i swoich bohaterów.

Kreski

Artysta w Potworach kontynuuje swój realistyczny styl. Twarze bohaterów wyglądają jak wyciągnięte z pop-artowych reklam. Jednak jest jeden element, który wynosi rysunki kilka poziomów wyżej – w komiksie nie ma kolorów, ale Windsor Smith cieniuje niemalże każdy kadr dzięki niezliczonej wręcz liczby kresek, a i nie stroni od kładzenia dużej ilości plam tuszu.

It’s alive!

Barry Windsor Smith złożył ten komiks z elementów zaczerpniętych z różnych źródeł, tak jak doktor Frankenstein pozszywał swojego Potwora. Jest tu odrobina powieści Shelley, widać pewne nawiązania do Weapon X czy Hulka, pojawiają się też oryginalne wtręty mistyczne. I wszystko to składa się na naprawdę świetną opowieść, która zapada w pamięć na długo.

Idź do oryginalnego materiału