Delfina Ambroziak. Pożegnanie z uśmiechem i przez łzy

angora24.pl 7 miesięcy temu

Kiedyś wypełniała w teatralnym dziale kadr jakąś ankietę, podając datę urodzenia, z której wynikało, iż urodziła swego jedynego syna Jacka, mając… 2 lata! Wezwana do mnie dowiedziała się, iż jeżeli nie skoryguje zeznania, to zawiadomię milicję, bo fałszowanie danych jest przestępstwem. Sprostowała, ale okazało się, iż wpisała nową datę, z której wynikało, iż urodziła Jacka, mając lat… 5!

Dysponowała niezawodnym sprytem, a jednocześnie posiadała wspaniałe poczucie humoru. Zdarzyło się kiedyś, iż zaśpiewała Cyganerię w nie najlepszej formie. Kiedy po przedstawieniu wychodziliśmy razem z teatru, Delfina, aby odwrócić uwagę od mankamentów przedstawienia, omijając wykopy ziemne wokół gmachu teatru, krzyczała do mnie: – Czego tu szukają, grzebiąc ciągle w trotuarach?! – Może twojego wysokiego C w finale pierwszego aktu? – zasugerowałem znienacka. Zamiast się oburzyć, wybuchnęła tylko długo niemilknącym śmiechem. Była pięknogłosą, urodziwą, utalentowaną muzycznie i aktorsko śpiewaczką.

Całą swą długoletnią karierę poświęciła Łodzi, gdzie otrzymała dyplom fakultetu wokalnego, podpisany przez prof. Grzegorza Orłowa i na początku lat sześćdziesiątych zadebiutowała w karkołomnej koloraturowej partii tytułowej w operze Delibesa Lakme. Na łódzkiej scenie operowej zaśpiewała ponad 40 partii operowych, począwszy od mozartowskiej Fiordiligi, Paminy, Hrabiny i Donny Elwiry, po verdiowską Violettę i Gildę, a następnie Micaelę, Eudoksję, Mimi, Agatę, Małgorzatę, Manon, Mefistofelesa, aż po dzieła współczesne, takie jak Julietta Martinů i Kynolog w rozterce Czyża.

Poza repertuarem operowym wykonywała na estradach filharmonicznych 70 utworów oratoryjno-kantatowych – od muzyki dawnej, aż po dzieła Karola Szymanowskiego, Krzysztofa Pendereckiego i Wojciecha Kilara. Wygrywała prestiżowe konkursy wokalne, występowała na światowej rangi festiwalach i w najsłynniejszych salach koncertowych (Carnegie Hall, Santa Cecilia, Concertgebouw), nagrywała mnóstwo muzyki koncertowej i repertuaru pieśniarskiego. Była ulubienicą Łodzi, ale wzbudzała zachwyt wszędzie, gdzie pojawiała się na scenie, estradzie, w programach telewizyjnych i audycjach radiowych. Najczęściej oklaskiwano ją w duetach z mężem, wybitnym tenorem Tadeuszem Kopackim.

W końcówce roku po stanie wojennym Tadeusz wyjechał gdzieś na zagraniczne koncerty, a ja zaprosiłem Delfinę na sylwestra, którego – jak zawsze wtedy – spędzałem w Domu Artystów Weteranów w Skolimowie. Przed obiadem przechodziliśmy oboje obok apartamentu na I piętrze. Nagle otworzyły się drzwi i stanęła w nich sędziwa Leonia Gradstein, wieloletnia sekretarka i agentka Karola Szymanowskiego, którą na starość umieszczono w Domu Weteranów staraniem samego Jerzego Waldorffa. Delikatnie mówiąc, była nastawiona zabawowo i niekompletnie ubrana, więc czym prędzej zawróciliśmy staruszkę do pokoju, pośpiesznie go zamykając. Pod wieczór dotarli do Skolimowa Beata Artemska z Bogusławem Kaczyńskim.

Dowiedziawszy się o ekscentrycznym wyczynie wiekowej Leonii, niemal cały wieczór spacerowali korytarzem I piętra, licząc na powtórkę tego sensacyjnego wydarzenia. Późnym wieczorem, już przy sylwestrowym szampanie, tłumaczyłem Beacie, iż Gradstein swym negliżem chciała uhonorować Delfinę Ambroziak w podzięce za jej mistrzowskie śpiewanie Stabat Mater i III Symfonii Szymanowskiego. – A Ty, Beato – tłumaczyłem – możesz ewentualnie liczyć na roznegliżowany przemarsz Offenbacha, Kalmana czy Lehara w podzięce za Piękną Helenę, Hrabinę Maricę i Wesołą wdówkę, bo jesteś przecież królową operetki.

W dużym gronie przyjaciół żegnaliśmy Delfinę w Alei Zasłużonych na Dołach, łódzkim cmentarzu, gdzie nieopodal spoczywają już Teresa May-Czyżowska (jej operowa rywalka) i Teresa Żylis-Gara, przywrócona Ojczyźnie i rodzinnemu miastu po światowej karierze, zwłaszcza amerykańskiej. Jednak Delfinę pochowano – jak zauważył któryś z żałobników – bliżej bramy głównej, aby mogła być częściej niż jej konkurentki odwiedzana przez osieroconych wielbicieli.

Teatr Wielki w Łodzi zapowiada na niedzielę 7 kwietnia uroczystą galę Delfina Ambroziak in memoriam. Jej repertuar będą śpiewać młodsze wybitne koleżanki i absolwentki klasy wokalnej naszej gwiazdy, która po zakończeniu kariery wokalnej z licznymi sukcesami zajęła się pedagogiką. Zadyrygują obaj obecni dyrektorzy i – miejmy nadzieję – Tadeusz Kozłowski, który spędził z Delfiną przy pulpicie dyrygenckim większość jej kariery. Będę również ja, aby wspominać publicznie tę niezapomnianą artystkę i uroczą przyjaciółkę, nieustannie z uśmiechem i przez łzy.

Idź do oryginalnego materiału