Blaqu mówi, iż lepiej jak grają długie kawałki niż tak jak na poprzednim albumie ale ja uważam, iż akurat na tej płycie jest odwrotnie gdyż długość każdego kawałka sprawia, iż przy takiej strukturze i praktycznie braku urozmaiceń dostajemy przysłowiowy nakurw dla wytrwałych.
To gdzie ten album stawiać do Death!!! Nie ma takiej siły bo Death był tak różnorodny przy swojej intensywności, iż tam zwykłe kichnięcie mogło spowodować, iż nie usłyszałeś czegoś zajebistego. Tutaj tego nie ma a przynajmniej w pierwszej części płyty, którą rozdziela jakieś interko i następuje część druga już znacznie lepsza jednak przez cały czas to nie jest to. Najlepsze kawałki to 5 i 6 a zamykający w połowie czasu trwania wyraźnie się wypstrykał i dalej robi się sztucznie. W tym roku ukazały się dwa inne albumy "monolity" ale Teitanblood ze swoim zamyka podium bo jest zdecydowanie najsłabszy.
Wspomniane zwolnienia to dosłownie ułamek całości, które niczego nie zmieniają i nie powodują wywoływanie ochów i achów a o mlask, mlask to można zapomnieć. Być może na żywo jakiś ogarnięty dźwiękowiec zrobiłby z tym coś dobrego i efekt zrywałby gwinty ale w domowym zaciszu ta właśnie płyta raczej nudzi niż masakruje. Dla porównania włączyłem Death i choćby kiedy mnie lanie cisło to nie szedłem bo nie chciałem aby mnie coś zajebistego ominęło. Podsumowując to ekstremalny materiał ale bez jakichś szczególnych adekwatności poznawczych. Posłuchać oczywiście można ale lepiej wcześniejsze płyty bo są bardziej zróżnicowane i bogatsze brzmieniowo. Tutaj czeka tylko skomasowana ściana gitarowego dźwięku, przy którym wokal wypada słabo i za cicho a sekcja rytmiczna brzmi bardzo od niechcenia.
Statystyki: autor: Hajasz — 17 min. temu