„Dead Lover” – Nic, co trupie, nie jest mi obce | Recenzja | Nowe Horyzonty 2025

filmawka.pl 6 dni temu

Sekcja Nocne szaleństwo najlepiej streszcza to, czym pokazywany w jej ramach Dead Lover jest. Drugi film kanadyjskiej reżyserki i aktorki — Grace Glowicki — to obleśny i wypełniony czarnym humorem żart – żart, który wizualnie czerpie z najlepszych oraz najbardziej eklektycznych wzorców. I faktycznie ta produkcja jedzie na odpiętych wrotkach.

W tej satyrycznej opowieści bohaterowie nie mają imion, przedstawiani są dzięki swoich funkcji. Mamy Grabarkę, jej Kochanka, martwą Śpiewaczkę, Wdowca, chór Trzech Wrednych Matron, Księdza. Punktem wyjścia dla fabuły jest trupi fetor otaczający Grabarkę, który jest o tyle problematyczny, iż uniemożliwia jej znalezienie kochanka. Takiego na wieki wieków , żeby nie umarła jako stara panna. Smród rozkładających się ciał to punkt wyjścia do korowodu coraz bardziej odjechanych gagów opartych na iście fekalnym, trumiennym i erotycznym humorze, w którym absolutnie brak jakiegokolwiek poszanowania dla wrażliwości żołądkowej widzów.

Plakat filmu „Dead Lover” / materiały prasowe MFF BNP Paribas Nowe Horyzonty

Bo chociaż narracja układa się klasycznie to Dead Lover jest projektem z natury kabaretowym, a kolejne sceny układają się w zbiór skeczy pełnych niewybrednych żartów, oscylujących wokół nekrofilii. Grace Glowicki wymienia wśród swoich inspiracji Monty Pythona i oczywiście wolno jej to robić, ale rubaszność humoru, jaki przepełnia film, kojarzy się bardziej z dokonaniami Benny’ego Hilla – z tą różnicą, iż erotyczna aluzyjność u tego ostatniego została zastąpiona przez twórców obsceniczną dosłownością. Smoliście czarnym dowcipom bliżej do groteski niż makabry, chociaż film w kilku miejscach dość sadystycznie potrafi maltretować swoje postaci (np. scena z bardzo długim i dokładnym obcinaniem palca martwej Śpiewaczce) oraz samych widzów widzów. Wszystko jednak ma entourage mocno teatralny – nic dziwnego, projekt wyrósł wśród grupy przyjaciół będących w jednej trupie scenicznej. Inscenizacyjność pogłębia fakt, iż całą plejadę postaci odgrywa w sumie trójka aktorów (w tym sama reżyserka, wcielająca się m.in. w główną rolę), zmieniając mocny make-up i kostiumy, doklejając i odklejając sobie brody, dorysowując flamastrem wąsy. Cała ta maskarada wpasowuje się idealnie w farsowy klimat produkcji, w której w formie wierszyków na wzór przedszkolnych dywaguje się, które zwłoki najlepiej sobie wykopać na kochanka.

Pretekstowa fabuła, niewybredne żarty i kabaretowa forma nie oznacza jednak, iż Dead Lover to kompletnie prostacki i głupawy film. Jego bardziej subtelna strona ujawnia się w warstwie wizualnej. Glowicki jednocześnie czerpie z estetyki kina niemego oraz giallo i okazuje się, iż taki mariaż działa zaskakująco dobrze – i jedno i drugie bowiem ma w sobie sporo z teatralności, na którą, jak już wspomniałam, postawili twórcy. Całość jest też wariacją na temat Frankensteina Mary Shelley, ze szczególnym podkreśleniem jego seksualnego wymiaru. Podobieństwa do innych filmowców, można znaleźć przede wszystkim u rodaka Glowicki, kanadyjczyka Guya Maddina, gościa Nowych Horyzontów sprzed szesnastu laty, który także odnajduje się w estetyce kina niemego i makabrycznej tematyce. Specyficzne połączenie erotyki z gotycyzmem oraz uwaga w tworzeniu dekoracji i atmosfery przywodzi też na myśl dokonania Jeana Rollina, chociaż francuski reżyser robił swoje pronograficzne horrory bardzo na serio.

Jak można się spodziewać, tak specyficzny film jak Dead Lover, nie jest absolutnie dla wszystkich, a wręcz jest skierowany do mniejszości – do widzów, którzy jednocześnie cenią rubaszność i gotycyzm oraz wzmocnili swój układ pokarmowy na niejednym przegiętym filmie. Dead Lover to żart operujący na skrajnych sprzecznościach, jednocześnie niewybredny i dobrze dopracowany, bez hamulców pokazujący najbardziej obsceniczne rzeczy i wykorzystujący do tego pociągające estetycznie inspiracje. Każdy sam w swoim sercu musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy odważy się sprawdzić, czy jest w grupie odbiorców, którzy będą się na nim dobrze bawić.

Korekta: Magda Wołowska


Tekst powstał w ramach współpracy partnerskiej z Międzynarodowym Festiwalem Filmowym BNP Paribas Nowe Horyzonty.

Idź do oryginalnego materiału