Koncert Dawida Podsiadły na PGE Narodowym zdecydowanie na długo zapisze się w pamięci fanów oraz samego artysty. Na Stadionie Narodowym udało się zebrać rekordową frekwencję. Dzięki umieszczeniu sceny na samym środku obiektu, w wydarzeniu wzięło udział aż 80 tysięcy osób!
Dawid Podsiadło od lat znajduje się w czołówce polskich artystów. Bilety na jego koncerty rozchodzą się dosłownie w kilka minut i nie inaczej było w przypadku koncertu na warszawskim stadionie. Szczęśliwie udało mi się zdobyć wejściówkę i z coraz większą niecierpliwością czekałam na ostatni weekend sierpnia. Tym bardziej, iż im bliżej było do koncertu, tym więcej smaczków ujrzało światło dzienne. Obietnice wielu niespodzianek czy tajemniczych gości specjalnych zdecydowanie działały na wyobraźnie fanów artysty.
Pomysł z umieszczeniem sceny na samym środku Stadionu Narodowego okazał się strzałem w dziesiątkę. Po pierwsze wpłynęło to bardzo korzystnie na akustykę, z którą warszawski stadion często sobie nie radzi. Dodatkowo, więcej osób mogło wziąć udział w koncercie. Scena została zaprojektowana w taki sposób, iż z każdego punktu trybun czy płyty wszystko było dobrze widoczne. Cztery wielkie ekrany oraz obrotowa (!) scena sprawiły, iż nikt nie poczuł się zignorowany, a Podsiadło sprawnie zmieniał swoje położenie, aby każda ze stron czuła się zadowolona.
Koncert przepełniony był pozytywną energią i oczywiście nie zabrakło największych hitów jak Trójkąty i kwadraty, W dobrą stronę, To, co masz ty, Nieznajomy czy Nie ma fal. Artysta wielokrotnie powtarzał, iż jest to najważniejszy i najpiękniejszy wieczór w jego życiu i naprawdę trudno się dziwić, bo tłum 80 tysięcy osób, który śpiewał wszystkie piosenki, robił niesamowite wrażenie. Podobnie jak zapalanie latarek w telefonach przy Nieznajomym czy Millenium. Ten widok na pewno pozostanie ze mną na bardzo długo.
Zgodnie z obietnicą nie zabrakło wyjątkowych gości. I tutaj Dawid Podsiadło stanął na wysokości zadania. Jako pierwsza na scenie pojawiła się Sanah. Wspólnie wykonali O czym śnisz z ostatniej płyty Podsiadły oraz Ostatnią nadzieję z repertuaru artystki. Kolejnym gościem niespodzianką był Artur Rojek. Wokaliści wspólnie wykonali Długość dźwięku samotności. Ostatnim gościem, i chyba najbardziej wyczekiwanym przez publiczność, był Taco Hemingway. Publiczność wspólnie z Dawidem i Taco wyśpiewali W piątki leżę w wannie oraz nowy utwór Hemingwaya. Oczywiście nie mogło zabraknąć tutaj nutki z Męskiego Grania. Podsiadło wspomniał o tym, iż równocześnie w Żywcu trwa finał tegorocznej trasy Męskiego Grania i z pozdrowieniami dla znajomych artystów wykonał I ciebie też, bardzo przy akompaniamencie pianina.
Ekipa Podsiadły nie zapomniała również o dodatkowych atrakcjach podczas koncertu. W trakcie wykonywania utworu Nie ma fal nad widownią zaczęły się unosić dmuchane delfiny oraz wieloryb. Przy DIABLE wokół sceny pojawił się ogień i nie zabrakło efektów pirotechnicznych. Mori zostało wykonane przy akompaniamencie orkiestry, podobnie zresztą jak Szarość i róż. Dodatkowo koncert przerywany był filmikami ze wspomnieniami z dotychczasowej, dziesięcioletniej, kariery artysty. Nie zabrakło tu archiwalnych materiałów (nawet materiał z Dawidem, kiedy był dzieckiem i wykonywał Długość dźwięku samotności). Jakby to wciąż było mało niespodzianek, to część koncertu została spontanicznie transmitowana na żywo w serwisie YouTube. Na początku koncertu pojawiła się też enigmatyczna reklama CD Project RED + Dawid Podsiadło – coming soon. Możemy więc spodziewać się jakiegoś nowego projektu. Z kolei, kiedy widowisko dobiegło końca, na ekranie pojawiły się trzy kolejne daty koncertów stadionowych, które zostały zaplanowane na 2024 rok w Gdańsku, Chorzowie oraz Poznaniu. Kto jeszcze nie był – zaprawdę powiadam, iż warto!