Dark Angel powraca! Bardzo istotny dla amerykańskiej sceny thrash metalowej zespół wrócił nie tylko koncertowo, ale również zapowiedział na 2025 rok nową płytę. Ba, będzie to pierwszy album grupy od 34 lat! Z tej okazji udało nam się porozmawiać z perkusistą zespołu, legendarnym Genem Hoglanem, który jest również jednym z najbardziej zapracowanych muzyków w świecie metalu. Zapraszamy do lektury!
Już niedługo zagracie w Polsce. Będą to dwa koncerty we Wrocławiu i Warszawie. Jak nastroje w zespole Dark Angel w związku z tą trasą?
Gene Hoglan: Jesteśmy naprawdę podekscytowani. W 2023 roku Dark Angel po raz pierwszy zagrało przed polską publicznością na Mystic Festival. To był niesamowity koncert, który pamiętam do dzisiaj. Polscy fani zgotowali nam niesamowite przyjęcie. Teraz we Wrocławiu i Warszawie będzie równie fantastycznie. Zagramy w całości album „Darkness Descends”, do tego kilka nowych utworów i niektóre z poprzednich płyt. Z tego miejsca zapraszam wasz wszystkich na te koncerty!
Koncert w Gdańsku sam pamiętam doskonale. Byłem pod sceną i skakałem porażony waszą energią. W tej rozmowie chciałem cię zapytać również o kilka spraw z twojej przeszłości. Pamiętasz moment, kiedy zdecydowałeś, iż zostaniesz perkusistą?
GH: Oczywiście, iż tak. Miałem siedem lat, byłem w szkole podstawowej i na lekcjach cały czas wystukiwałem różne rytmu o ławkę doprowadzając nauczycieli i innych uczniów do szału. Później byłem zafascynowany amerykańskimi listami przebojów. W latach siedemdziesiątych powstawało mnóstwo fantastycznej muzyki popowej i rockowej. Zespoły takie jak Kiss, Queen, Aerosmith, Ted Nugent, Cheap Trick, Black Sabbath i wiele innych. Dosłownie zatonąłem w tym świecie. Moja starsza siostra i kuzyn również pomogli mi odkrywać świat muzyki. Na początku chciałem być perkusistą jak Peter Criss z Kiss. Byłem zafascynowany jego grą. Później odkryłem Rush i styl gry Neila Pearta, a następnie Tommy’go Aldridge’a. Ogromny wpływ na mnie miał również Cozy Powell. Dzięki muzyce Judas Priest i Motorhead odkryłem brzmienie podwójnego bębna basowego w którym dosłownie się zakochałem. Swój pierwszy zestaw perkusyjny dostałem w wieku trzynastu lat, a wcześniej grałem na czym się dało, między innymi na ławkach szkolnych (śmiech).
Świetny początek. Niedługo później zacząłeś być pracownikiem technicznym w zespole Slayer. Jakie to było doświadczenie dla nastolatka?
GH: Cóż, to był niesamowity i szalony czas. Na początku lat osiemdziesiątych wszyscy byliśmy po prostu dzieciakami. Miałem siedemnaście lat, a Dave, Tom, Kerry i Jeff byli ode mnie kilka starsi. Wtedy chodziłem na koncerty Slayera dosłownie bez przerwy, wielokrotnie grali również z Dark Angel, jeszcze zanim do nich dołączyłem. To były lata 1983 i 1984. Wtedy triumfy święcił hair i glam metal, a na Slayera przychodziło trzydziestu ludzi. Byli wtedy zdecydowanie za ciężcy dla wszystkich. W tamtych czasach w Los Angeles było ciężko się przebić z metalem. Metallica przeprowadziła się już wtedy do San Francisco i ich fani z Los Angles przychodzili między innymi na występy Slayer i Dark Angel. Pamiętam, iż przyszedłem na jeden z koncertów, rozmawiałem na zapleczu z Tomem Arayą i powiedział mi, iż ich oświetleniowca dziś nie będzie i czy nie mógłbym się tym zająć. Żeby lepiej ci to zobrazować, tablica oświetleniowa na koncercie była wielkości iPada. Była bardzo mała i miała osiem przycisków. Powiedziałem do Toma, iż nie ma sprawy. W następnym tygodniu znów był koncert i zająłem się tym samym. W pewnym momencie gość odpowiedzialny za światła na koncercie po prostu zniknął. Kiedy przyszedł czas, iż Slayer ruszał w trasę, Tom podszedł do mnie i powiedział, iż jadę z nimi, ale musiał zapytać moich rodziców o zgodę, bo byłem niepełnoletni. On jako jedyny wtedy miał więcej niż 21 lat, był najstarszy w zespole. Tak to się zaczęło.
Grałeś już wtedy na perkusji, więc w tej kwestii też pomogłeś zespołowi.
Gene: Tak. Dużo czasu spędzałem z Davem Lombardo i jego zestawem perkusyjnym. Często robiłem za niego próbę dźwięku żeby mógł wyjść przed scenę i sprawdzić jak to wszystko brzmi. To była świetna zabawa.
Moje następne pytanie dotyczy drugiego albumu Dark Angel, „Darkness Descends”, który jest również moim ulubionym w waszej dyskografii jak i według mnie, jednym z najważniejszych w thrash metalu. Teraz będziecie odgrywać go w całości. Jakie masz wspomnienia z czasów gdy powstawała ta płyta?
Gene: Bardzo dziękuję za te słowa. Pamiętam proces tworzenia tego albumu. Pamiętam też dokładną datę kiedy zaczęliśmy nagrywać. Było to 15 kwietnia 1986 roku. Zapamiętałem tę datę tylko dlatego, iż kiedy jechałem do studia, usłyszałem w radiu informację o tym, iż USA zbombardowało Libię. Pomyślałem sobie wtedy, iż za chwilę wybuchnie kolejna światowa wojna, a Dark Angel nagrywa właśnie ścieżkę dźwiękową do tej apokalipsy. Wszystko nagraliśmy bardzo szybko, a piosenka „Black Prophecies” powstała zaledwie dwa dni wcześniej, na ostatniej próbie przed wejściem do studia. Napisałem ją razem z Jimem Durkinem (zmarłym w 2023 roku gitarzystą Dark Angel, red.). Zagraliśmy ją dwa razy na próbie, a potem tylko raz w studiu. Wszystkie swoje partie na ten album nagrałem w ciągu jednego dnia. Producentem płyty był Randy Burns, który wcześniej pracował z Megadeth przy płycie „Peace Sells….”. To świetny producent i legendarna postać w świecie muzyki patrząc na wszystkie albumy przy tworzeniu których brał udział.
Przenieśmy się teraz do czasów współczesnych, gdy Dark Angel zapowiedziało nowy album, „Extinction Level Event”. To wasz pierwszy materiał od przeszło trzydziestu lat. Jak wyglądała praca nad tą płytą w porównaniu do wcześniejszych albumów?
Gene: Zacznę od tego, iż długo zastanawiałem się jak podejść do pisania tej płyty. Dziesięć lat temu mówiłem w wywiadach, iż piszemy nowy materiał ludzie dopytywali jak będzie brzmieć. Wiele osób oczekiwało takiego brzmienia jak „Darkness Descends” czy „Times Does Not Heal”. Dark Angel nigdy nie oglądało się za siebie. Gdy zaczęliśmy składać pierwsze riffy i motywy muzyczne na ten album nie brzmiało to jak nic co wydaliśmy w przeszłości. Chcieliśmy zachować energię, agresję i ogień jaki był wcześniej w naszych utworach, ale za nic nie myśleliśmy o powielaniu schematów. Jest wiele zespołów, które grają w kółko to samo jak AC/DC. To świetne, ale w naszym przypadku by się nie sprawdziło. Po wydaniu „Darkness Descends” nie powiedzieliśmy, iż to nasz najlepszy album. Zawsze staraliśmy się coś ulepszać, zmieniać, myśleć trochę inaczej przy komponowaniu. Chcę stawiać sobie nowe wyzwania.
Jest choćby takie powiedzenie: „Sky is the limit”.
Gene: Dokładnie tak. Tym też się kieruję. Niemniej muzycznie nowy album jest naprawdę agresywny jeżeli chodzi o riffy. Partie gitarowe brzmią potężnie i zabójczo. Inaczej też podszedłem do partii perkusyjnych na tym albumie. Uważam, iż wszystko składa się w naprawdę zajebistą całość. Nie mogę się doczekać, aż ludzie usłyszą ten album.
Na przestrzeni czterdziestu lat swojej kariery współpracowałeś z wieloma artystami i zespołami. Chciałbym cię zapytać o zespół Death i Chucka Schuldinera. Jakim był człowiekiem i jak się z nim pracowało?
Gene: Wiele osób pyta mnie o Chucka. Ludzie zastanawiają się czy był perfekcjonistą i takim prawdziwym „szefem” w zespole. Absolutnie nie. Moja kooperacja z Chuckiem była świetna i bardzo spokojna. To właśnie mogę o nim powiedzieć: Chuck był najspokojniejszym człowiekiem z którym grałem. Gdy razem pracowaliśmy pytałem go jak podobają mu się partie perkusyjne, które wymyślam do utworu. On odpowiadał, iż da radę zagrać wszystko do moich zwariowanych partii perkusyjnych. Słowo „zwariowany” to określenie, którego często używał. Zawsze potrafiliśmy znaleźć wspólny język. Był też osobą wspierającą każdego w swoim otoczeniu. Dawał dużo swobody muzykom z którymi grali, co, jak wiem z własnych doświadczeń, jest niestety dosyć rzadkie.
Kolejnym projektem w którym działasz od jakiegoś czasu jest kooperacja z kompozytorem muzyki filmowej, Bearem McCrearym. Utwór który stworzyliście wspólnie do serialu „Rings of Power” o tytule „The Ballad of Damrod” to rewelacja. Do tego wokal Jensa Kidmana z Meshuggah brzmi obłędnie.
Gene: (śmiech) Dzięki, stary. Cieszę się, iż tak ci się podoba. Też bardzo lubię ten utwór. W zeszłym roku Bear wydał swój nowy, solowy album zatytułowany „The Singularity” gdzie zagrałem we wszystkich utworach na perkusji. Lista muzyków na tym albumie jest naprawdę imponująca: Serj Tankian, Corey Taylor, Joe Satriani, Slash i wielu innych. Ta płyta to coś, co wykracza poza wszelkie możliwe gatunki.
A jak poznaliście się z Bearem?
Gene: Zadzwonił do mnie pewnego dnia w 2011 roku i powiedział, iż przygotowuje koncert ku pamięci Freddiego Mercury’ego i Queen. Wtedy przypadała dwudziesta rocznica śmierci Freddiego. Okazało się, iż zna się z Brendanem Smallem z Dethklok (Gene gra w Dethklok od 2007 roku red.), a Brendan powiedział mu, iż jestem wielkim fanem Queen i od słowa do słowa zapytał czy nie zagrałbym na tym koncercie. Granie partii perkusyjnych Rogera Taylora to czysta przyjemność, więc byłem przygotowany. W tym samym czasie jednak zaangażowałem się w grę w Testament, więc terminy się nie zgrały. Później spotkaliśmy się przy okazji płyty Dethklok, „The Doomstar Requiem” gdzie Bear robił wszystkie orkiestracje. Następnie kilka lat później nasze drogi przecięły się przy okazji ścieżki dźwiękowej do filmu Godzilla 2: Król potworów. Tam zagrałem na perkusji w utworze „Godzilla” autorstwa Blue Oyster Cult, a zaśpiewał Serj Tankian. Nagrywaliśmy w studiu Capitol Records, gdzie wiele lat temu nagrywali również The Beatles, Frank Sinatra czy The Beach Boys. To było wyjątkowe przeżycie i obydwaj wiedzieliśmy, iż będziemy razem pracować. Kolejnym krokiem był mój udział na jego albumie solowym o którym wspomniałem wcześniej, czyli „The Singularity”. Bear wysłał mi kilka szkiców utworów żeby zobaczyć co o nich sądzę. Byłem nimi autentycznie zachwycony. Bez zastanowienia podjąłem też tę współpracę. To wspaniały człowiek i niesamowicie zdolny kompozytor.
Na koniec chciałbym cię zapytać o twoją higienę pracy. Jesteś zaangażowany w wiele zespołów i projektów. Bywają takie dni, iż w ogóle nie masz ochoty grać na perkusji? Albo kiedy jesteś znudzony muzyką?
Gene: (chwila namysłu) Nie mam takich momentów. Tworzenie i granie muzyki to spełnienie moich marzeń i coś, co zawsze chciałem robić. Kocham grać na perkusji, gitarze i nie wyobrażam sobie, iż mogłoby tego zabraknąć. Żyję swoim wspaniałym życiem i mam nadzieję, iż tak zostanie.
Czego zatem fani mogą oczekiwać po nadchodzących koncertach Dark Angel?
Gene: Niesamowitej nocy pełnej zabójczego metalu! To będzie fantastyczne doświadczenie!
Rozmawiał: Michał Drab