Jak wskazuje serwis „Fakt”, cztery miesiące po śmierci Joanny Kołaczkowskiej, gwiazdy kabaretu Hrabi, jej bliscy po raz pierwszy otwarcie mówią o ostatnich miesiącach życia artystki. W poruszającym wywiadzie Dariusz Kamys, przyjaciel i szwagier Kołaczkowskiej, zdradził, od jakich objawów zaczęła się choroba, która ostatecznie odebrała jej życie – glejak mózgu – oraz opowiedział o dramatycznych chwilach poprzedzających diagnozę.
Dariusz Kamys szczerze o chorobie Joanny Kołaczkowskiej
Jak zdradził Dariusz Kamys w wywiadzie dla Wirtualnej Polski, pierwsze symptomy choroby Joanny Kołaczkowskiej pojawiły się w kwietniu 2025 roku. Artystka, znana ze swojej niespożytej energii i zaangażowania w pracę, zaczęła skarżyć się na intensywne bóle głowy.
Kamys wspomina, iż po raz pierwszy musiała zrezygnować z udziału w przygotowaniach do nowego programu podczas prób w Zielonej Górze – moment ten był dla wszystkich zaskoczeniem, bo dotychczasowa kondycja i zaangażowanie Joanny wydawały się nieograniczone. To właśnie wtedy bliscy i współpracownicy po raz pierwszy poczuli, iż coś jest nie tak, a codzienna rutyna artystki zaczęła ustępować miejsca trosce o zdrowie.
„Aśka rzuciła, iż od tygodnia bardzo boli ją głowa. Niby nic wielkiego, ale ból był tak dokuczliwy, iż zamiast uczestniczyć w próbach, poszła się położyć. To było coś niezwykłego, bo była w naszym zespole największym tytanem pracy” — opowiadał Kamys dla WP.
Sprawa zaczęła się robić coraz poważniejsza
Na początku zarówno Joanna Kołaczkowska, jak i jej bliscy starali się bagatelizować narastające dolegliwości. Znajoma lekarka przepisała jej leki na migrenę, które przyniosły chwilową ulgę, ale nie rozwiały wszystkich obaw.
Wkrótce bowiem zaczęły pojawiać się kolejne, bardziej niepokojące objawy, które stopniowo ujawniały powagę sytuacji i zmuszały do szukania dokładniejszej diagnozy. Choć artystka była przyzwyczajona do intensywnego tempa pracy, tym razem ciało wysyłało sygnały, których nie można było zignorować.
„Aśka zagrała skecz, a potem wyszła na scenę i znowu go zapowiedziała. "Lopez", czyli Łukasz Pietsch, mówi za kulisami: "Aśka, przecież to już było". Na jej twarzy odmalowało się zaskoczenie. W pewnym momencie zapytała: "Gdzie my w ogóle jesteśmy? Co to za sala?" — zdradził Kamys.
Diagnoza była szokiem dla wszystkich – zaawansowany glejak mózgu. Mimo operacji i wiary w szczęśliwe zakończenie, Joanna Kołaczkowska odeszła.
Dariusz Kamys otwarcie przyznaje, iż tęsknota za Joanną Kołaczkowską jest ogromna i wciąż niemal przytłaczająca. — Wciąż jest piekielnie trudno — mówi w wywiadzie, próbując opisać ciężar nieodwracalnej straty, jaką była śmierć tej niezwykłej artystki. Jego słowa oddają nie tylko osobisty ból, ale też pustkę, jaka pozostała po kimś, kto przez lata wnosił do życia bliskich i widzów tyle energii, euforii i pasji.







