Chociaż branża filmowa jeszcze całkowicie nie wróciła do stanu sprzed pandemii, rok 2023 rok był kolejnym krokiem we adekwatnym kierunku. Przychody ze sprzedaży biletów wzrosły względem roku poprzedniego, ale przez cały czas daleko im do rekordowych wyników z 2019 roku. Dodatkowo Hollywood mierzyło się w minionym roku z wewnętrznym kryzysem, który wywołał największe od dawna strajki scenarzystów i aktorów. Miało to znaczący wpływ na produkcję filmową i box office. Branża kinowa będzie odczuwała te konsekwencje również w następnych latach. Ale po kolei...
Przychody ze sprzedaży biletów w amerykańskich kinach przekroczyły w 2023 roku pułap 9 mld dolarów. To ponad dwukrotnie wyższy wynik od tego, który został odnotowany w 2021 roku ($4,33 mld) oraz o niemalże 25% lepszy rezultat od tego z roku 2022 ($7,32 mld). Jednak do rekordu z 2019 roku ($11,4 mld) brakuje jeszcze sporo. Choć Hollywood jest na ścieżce odbudowy po pandemicznej zapaści, na lepszy wynik przyjdzie nam poczekać być może jeszcze kilka lat. Przewidywania dotyczące nowego roku nie napawają optymizmem. Deadline Hollywood, powołując się na analityków rynku, podaje, iż w porównaniu do ubiegłego roku ogólne przychody amerykańskich kin ze sprzedaży biletów w 2024 mają zmaleć o miliard dolarów. Główny wpływ na taki stan rzeczy tłumaczony jest osłabioną po strajkach (pod względem potencjalnych przebojów i ogólnej liczby nowych tytułów) ofertę hollywoodzkich studiów filmowych. Z drugiej strony to właśnie strajki doprowadziły ostatecznie do przesunięcia premiery drugiej części "Diuny" z listopada 2023 roku na marzec tego roku. A najnowszy film Denis Villeneuve'a może okazać się jednym z największych przebojów nadchodzących miesięcy i spisać się znacznie lepiej niż poprzednik, który w czasach restrykcji pandemicznych oraz hybrydowej dystrybucji filmów Warner Bros. w Ameryce zarobił na całym świecie nieco ponad $400 mln.
Trudno jednoznacznie określić, jak duży wpływ na amerykański i światowy box office w ubiegłym roku miały trwające od maja do listopada strajki scenarzystów (maj-wrzesień) oraz aktorów (lipiec-październik). Szczególnie trudnym okresem był strajk aktorów, którzy w czasie jego trwania nie mogli promować swoich występów, co ma szczególnie duże znaczenie w przypadku filmów wysokobudżetowych i polegających na gwiazdorskich obsadach. Tak więc poza drugą częścią "Diuny" w gronie tytułów, których premiera została przeniesiona z ubiegłego roku na ten, znalazły się m.in. "Challengers", gdzie również występuje Zendaya, a także "Pogromcy duchów: Imperium lodu". Tym samym w i tak dość słabo wypełnionym jesienno-zimowym kalendarium premier pojawiły się kolejne luki. Wsparcie dla kin przyszło z nieoczekiwanej strony, jako iż na pomoc ruszyła Taylor Swift. W październiku piosenkarka rozbiła bank swoim koncertowym filmem "Taylor Swift: The Eras Tour". Z przychodami rzędu $180 mln z amerykańskich kin (i ponad $250 mln z całego świata) jest to nie tylko druga najbardziej dochodowa premiera czwartego kwartału w Ameryce, ale także zdecydowanie najbardziej dochodowy film koncertowy w historii amerykańskich (i światowych) kin.
Strajki w Hollywood miały jednak znacznie większe wpływy na produkcję filmową, która od lipca do listopada była praktycznie wstrzymana. To z kolei doprowadziło do przesunięć premier wielu filmów (choć nie tylko w nowym roku, ale także w kolejnych latach). Wiele z nich to produkcje studia Disney, które w 2024 roku wprowadzi na ekrany zaledwie siedem nowych tytułów, w tym cztery należące do 20th Century Studios, czyli dawnego Foxa. Czy to część planu Boba Igera, który jakiś czas temu ogłosił, iż Disney, zamiast na ilość, znów zacznie stawiać na jakość? Miniony rok nie należał bowiem do najlepszych dla tego studia. Mimo iż rozpoczął się on całkiem dobrze ("Avatar: Istota wody" sporą część swoich liczących ponad $2,3 mld światowych przychodów odnotował już na początku 2023 roku), to ostatecznie obfitował w wiele finansowych i artystycznych rozczarowań. "Ant-Man i Osa: Kwantomania" spisał się wprawdzie bardzo dobrze podczas swojego premierowego weekendu (ponad $100 mln w Ameryce), jednak gwałtownie zaczął tracić widzów i na całym świecie nie udało mu się zarobić choćby $500 mln. Tym samym zaliczył najgorszy wynik spośród wszystkich filmów o Ant-Manie. Kilka miesięcy później fatalnie spisała się piąta część przygód Indiany Jonesa, która przy budżecie rzędu $300 mln zarobiła na całym świecie zaledwie $384 mln. W amerykańskich kinach film ten przegrał z granym w mniej więcej tym samym czasie niskobudżetowym "Sound of Freedom. Dźwięk wolności", który wygenerował ostatecznie niemalże $185 mln. Na kolejną porażkę Disney nie musiał długo czekać. Na przełomie lipca i sierpnia bardzo słabo sprzedał się kosztujący $150 mln "Nawiedzony dwór". Globalne przychody tego filmu zatrzymały się na poziomie $117 mln. Jednak zgniłą wisienką na torcie zeszłorocznych porażek finansowych studia okazało się "Marvels". To pierwszy film w historii Marvel Studios, który w amerykańskich kinach nie przekroczył pułapu $100 mln. Przy szacowanym budżecie na poziomie $275 mln tytuł zarobił na całym świecie zaledwie $205 mln.
Pierwsza "prawdziwa" boxoffice'owa porażka Marvela musiała w końcu nastąpić. I choć jedni argumentują ją rozwodnieniem marki oraz podziałem widowni przez przesyt seriali tworzonych na potrzeby Disney+, a także kryzysem jakości w studiu kierowanym przez Kevina Feigiego, to pojawiają się też głosy mówiące o zmęczeniu filmami o superbohaterach. A te w ostatnich kilkunastu latach praktycznie zdominowały kino mainstreamowe. O tym zmęczeniu mają także świadczyć wyniki zeszłorocznych filmów należących do DCEU, choć tutaj dodatkowo mogło zaszkodzić ogłoszenie nowych planów ekranizacji komiksów DC pod przewodnictwem Jamesa Gunna. To z kolei w praktyce oznaczało zakończenie uniwersum zapoczątkowanego w 2013 roku przez "Człowieka ze stali" Zacka Snydera i przyczyniło się do spadku zainteresowania pozostałymi tytułami. I tak "Shazam! Gniew bogów" zarobił na całym świecie tylko $134 mln, "The Flash" – $270 mln, a "Blue Beetle" – $129 mln. O jak najlepszy wynik końcowy walczy w tej chwili "Aquaman: Zaginione królestwo", który po drugim weekendzie wyświetlania posiadał na swoim globalnym koncie nieco ponad $250 mln. Szacuje się, iż w rozrachunku końcowym zarobi maksymalnie $450 mln. Będzie to wynik znacznie słabszy niż pierwszej części, która na przełomie 2018 i 2019 roku wygenerowała globalnie ponad $1,15 mld. Co ciekawe, tak duży spadek przychodów względem poprzednika jest wspólną cechą drugiego "Aquamana" oraz "Marvels" (w 2019 roku światowe przychody "Kapitan Marvel" wyniosły $1,13 mld). W kinie superbohaterskim świętowano jednak w ubiegłym roku także sukcesy. "Strażnicy Galaktyki: Volume 3" z globalnymi przychodami na poziomie niemalże $850 mln jest czwartym najbardziej dochodowym filmem roku. Z kolei "Spider-Man: Poprzez multiwersum" zarobiło na całym świecie $690 mln, co daje szóste miejsce w rocznym zestawieniu.
Mimo rozczarowań finansowych, jakimi okazało się wiele wysokobudżetowych filmów o superbohaterach, Hollywood poradziło sobie w minionym roku bardzo dobrze. Widzowie postawili na inne znane marki. Pierwszym megahitem 2023 roku był "Super Mario Bros. Film", który na całym świecie zarobił ponad $1,36 mld. w tej chwili oznacza to siedemnasty najlepszy wynik wszech czasów oraz trzeci najlepszy pośród filmów animowanych (nie licząc "Króla Lwa" z 2019 roku). Animacja ta jest jednocześnie pierwszą inspirowaną grami komputerowymi produkcją, która przekroczyła pułap miliarda dolarów. Wraz z sukcesem tego filmu (oraz kolejnymi rozczarowaniami adaptacji komiksów DC i Marvela) pojawiło się pytanie, czy ekranizacje gier komputerowych mogą okazać się kolejną żyłą złota dla Hollywood. Wprawdzie w ostatnich dwudziestu latach próbowano przenieść na ekran wiele gier, ale efekty były raczej mizerne. Pierwsze większe sukcesy świętowano stosunkowo niedawno wraz z premierami dwóch części przygód Sonica, a także "Uncharted", które na początku 2022 roku zarobiło ponad $400 mln. W minionym roku oprócz "Super Mario Bros. Film" na ekrany kin trafiło "Gran Turismo", które w swojej klasie wagowej spisało się całkiem nieźle ($121 mln na całym świecie przy budżecie rzędu $60 mln). Kolejnym dużym wydarzeniem okazał się pod koniec października bazujący na serii gier film grozy "Pięć koszmarnych nocy" – jego globalne przychody zbliżyły się do $300 mln (w tym $137,3 mln z Ameryki). W Polsce zobaczyło go około 800 tysięcy widzów, co jest rekordową widownią zgromadzoną przez horror po 1989 roku.
"Super Mario Bros. Film" oraz "Pięć koszmarnych nocy" to filmy-wydarzenia, które zaskoczyły wszystkich swoimi boxoffice'owymi wynikami. Jednak na tym polu zdecydowanym zwycięzcą był "Barbenheimer", który zapisał się na kartach historii popkultury, kina oraz box office'u. Gdy na początku 2022 roku okazało się, iż "Barbie" Grety Gerwig trafi na ekrany kin 21 lipca, czyli tego samego dnia co "Oppenheimer" Christophera Nolana, w sieci zaczęły się spekulacje, który z nich okaże się większym przebojem. Kontrast między filmami i zapowiedź ostrej rywalizacji w kinach napędzał szum wokół obu tytułów, a prognozy dotyczące wyników rosły wraz z zainteresowaniem i rezultatami w przedsprzedaży biletów. Mimo to wyniki otwarcia zarówno "Barbie", jak i "Oppenheimera" przebiły oczekiwania. Ten pierwszy wystartował w Ameryce z poziomu $162 mln, a drugi odnotował otwarcie rzędu $82,4 mln. Wiele osób decydowało się na łączony seans obu filmów. Dzięki pozytywnym recenzjom oraz ocenom widzów duże zainteresowanie nimi utrzymywało się przez wiele tygodni, co odwróciło uwagę od innych wyświetlanych w tym czasie tytułów. Jedną z ofiar "Barbenheimera" było "Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One", które na ekrany kin trafiło tydzień przed filmami Gerwig i Nolana. Siódma część przygód Ethana Hunta zarobiła na całym świecie $567,5 mln, czyli znacznie mniej niż "Mission: Impossible – Fallout" z 2018 roku ($791,7 mln). Tymczasem "Barbie" wygenerowała w rozrachunku końcowym $1,44 mld, co jest najlepszym wynikiem pośród wszystkich zeszłorocznych premier i czternastym najlepszym rezultatem w historii światowych kin. "Oppenheimer" zarobił ostatecznie ponad $950 mln i jest drugim najbardziej dochodowym filmem wszech czasów z kategorią wiekową "R" (po "Jokerze" z 2019 roku).
___
Choć dokładne dane dotyczące przychodów ze sprzedaży biletów w kinach na całym świecie nie są póki co znane, to można założyć, iż będą one także wyższe od tych sprzed roku. Duża w tym zasługa rynku chińskiego, z którego pochodzi siedem z trzydziestu najbardziej dochodowych globalnie filmów minionego roku. Należy jednak zaznaczyć, iż od początku pandemii znaczenie hollywoodzkich filmów w Państwie Środka wyraźnie zmalało, a w 2023 roku największym przebojem byli tam "Szybcy i wściekli 10" z przychodami na poziomie $140 mln. kilka wskazuje na to, iż w najbliższym czasie coś w tej kwestii się zmieni. Początek 2024 roku będzie dla Hollywood i światowych kin ogólnie bardzo spokojny. W styczniu i lutym brakuje mocnych nowości. Nie ma również generującej przekraczające miliard dolarów przychodów premiery z okresu świąteczno-noworocznego. W pierwszych miesiącach ubiegłego roku dobrze sprzedawał się "Avatar: Istota wody", a dwa lata temu "Spider-Man: Bez drogi do domu". W tym roku mamy wprawdzie "Wonkę", ale zarobi w światowych kinach ostatecznie ok. $600 mln. W marcu sytuacja powinna się jednak znów unormować, co będzie kolejnym dowodem na to, iż branża kinowa ma się mimo wszystko dobrze i pozostaje przez cały czas bardzo ważnym, wręcz nieodzownym elementem przemysłu rozrywkowego.
Lepiej niż rok temu
Przychody ze sprzedaży biletów w amerykańskich kinach przekroczyły w 2023 roku pułap 9 mld dolarów. To ponad dwukrotnie wyższy wynik od tego, który został odnotowany w 2021 roku ($4,33 mld) oraz o niemalże 25% lepszy rezultat od tego z roku 2022 ($7,32 mld). Jednak do rekordu z 2019 roku ($11,4 mld) brakuje jeszcze sporo. Choć Hollywood jest na ścieżce odbudowy po pandemicznej zapaści, na lepszy wynik przyjdzie nam poczekać być może jeszcze kilka lat. Przewidywania dotyczące nowego roku nie napawają optymizmem. Deadline Hollywood, powołując się na analityków rynku, podaje, iż w porównaniu do ubiegłego roku ogólne przychody amerykańskich kin ze sprzedaży biletów w 2024 mają zmaleć o miliard dolarów. Główny wpływ na taki stan rzeczy tłumaczony jest osłabioną po strajkach (pod względem potencjalnych przebojów i ogólnej liczby nowych tytułów) ofertę hollywoodzkich studiów filmowych. Z drugiej strony to właśnie strajki doprowadziły ostatecznie do przesunięcia premiery drugiej części "Diuny" z listopada 2023 roku na marzec tego roku. A najnowszy film Denis Villeneuve'a może okazać się jednym z największych przebojów nadchodzących miesięcy i spisać się znacznie lepiej niż poprzednik, który w czasach restrykcji pandemicznych oraz hybrydowej dystrybucji filmów Warner Bros. w Ameryce zarobił na całym świecie nieco ponad $400 mln.
"Diuna: Część druga": zwiastun
Strajki w Hollywood
Trudno jednoznacznie określić, jak duży wpływ na amerykański i światowy box office w ubiegłym roku miały trwające od maja do listopada strajki scenarzystów (maj-wrzesień) oraz aktorów (lipiec-październik). Szczególnie trudnym okresem był strajk aktorów, którzy w czasie jego trwania nie mogli promować swoich występów, co ma szczególnie duże znaczenie w przypadku filmów wysokobudżetowych i polegających na gwiazdorskich obsadach. Tak więc poza drugą częścią "Diuny" w gronie tytułów, których premiera została przeniesiona z ubiegłego roku na ten, znalazły się m.in. "Challengers", gdzie również występuje Zendaya, a także "Pogromcy duchów: Imperium lodu". Tym samym w i tak dość słabo wypełnionym jesienno-zimowym kalendarium premier pojawiły się kolejne luki. Wsparcie dla kin przyszło z nieoczekiwanej strony, jako iż na pomoc ruszyła Taylor Swift. W październiku piosenkarka rozbiła bank swoim koncertowym filmem "Taylor Swift: The Eras Tour". Z przychodami rzędu $180 mln z amerykańskich kin (i ponad $250 mln z całego świata) jest to nie tylko druga najbardziej dochodowa premiera czwartego kwartału w Ameryce, ale także zdecydowanie najbardziej dochodowy film koncertowy w historii amerykańskich (i światowych) kin.
"Taylor Swift: The Eras Tour": zwiastun
Myszka Miki w opałach
Strajki w Hollywood miały jednak znacznie większe wpływy na produkcję filmową, która od lipca do listopada była praktycznie wstrzymana. To z kolei doprowadziło do przesunięć premier wielu filmów (choć nie tylko w nowym roku, ale także w kolejnych latach). Wiele z nich to produkcje studia Disney, które w 2024 roku wprowadzi na ekrany zaledwie siedem nowych tytułów, w tym cztery należące do 20th Century Studios, czyli dawnego Foxa. Czy to część planu Boba Igera, który jakiś czas temu ogłosił, iż Disney, zamiast na ilość, znów zacznie stawiać na jakość? Miniony rok nie należał bowiem do najlepszych dla tego studia. Mimo iż rozpoczął się on całkiem dobrze ("Avatar: Istota wody" sporą część swoich liczących ponad $2,3 mld światowych przychodów odnotował już na początku 2023 roku), to ostatecznie obfitował w wiele finansowych i artystycznych rozczarowań. "Ant-Man i Osa: Kwantomania" spisał się wprawdzie bardzo dobrze podczas swojego premierowego weekendu (ponad $100 mln w Ameryce), jednak gwałtownie zaczął tracić widzów i na całym świecie nie udało mu się zarobić choćby $500 mln. Tym samym zaliczył najgorszy wynik spośród wszystkich filmów o Ant-Manie. Kilka miesięcy później fatalnie spisała się piąta część przygód Indiany Jonesa, która przy budżecie rzędu $300 mln zarobiła na całym świecie zaledwie $384 mln. W amerykańskich kinach film ten przegrał z granym w mniej więcej tym samym czasie niskobudżetowym "Sound of Freedom. Dźwięk wolności", który wygenerował ostatecznie niemalże $185 mln. Na kolejną porażkę Disney nie musiał długo czekać. Na przełomie lipca i sierpnia bardzo słabo sprzedał się kosztujący $150 mln "Nawiedzony dwór". Globalne przychody tego filmu zatrzymały się na poziomie $117 mln. Jednak zgniłą wisienką na torcie zeszłorocznych porażek finansowych studia okazało się "Marvels". To pierwszy film w historii Marvel Studios, który w amerykańskich kinach nie przekroczył pułapu $100 mln. Przy szacowanym budżecie na poziomie $275 mln tytuł zarobił na całym świecie zaledwie $205 mln.
Zmierzch superbohaterów w kinie?
Pierwsza "prawdziwa" boxoffice'owa porażka Marvela musiała w końcu nastąpić. I choć jedni argumentują ją rozwodnieniem marki oraz podziałem widowni przez przesyt seriali tworzonych na potrzeby Disney+, a także kryzysem jakości w studiu kierowanym przez Kevina Feigiego, to pojawiają się też głosy mówiące o zmęczeniu filmami o superbohaterach. A te w ostatnich kilkunastu latach praktycznie zdominowały kino mainstreamowe. O tym zmęczeniu mają także świadczyć wyniki zeszłorocznych filmów należących do DCEU, choć tutaj dodatkowo mogło zaszkodzić ogłoszenie nowych planów ekranizacji komiksów DC pod przewodnictwem Jamesa Gunna. To z kolei w praktyce oznaczało zakończenie uniwersum zapoczątkowanego w 2013 roku przez "Człowieka ze stali" Zacka Snydera i przyczyniło się do spadku zainteresowania pozostałymi tytułami. I tak "Shazam! Gniew bogów" zarobił na całym świecie tylko $134 mln, "The Flash" – $270 mln, a "Blue Beetle" – $129 mln. O jak najlepszy wynik końcowy walczy w tej chwili "Aquaman: Zaginione królestwo", który po drugim weekendzie wyświetlania posiadał na swoim globalnym koncie nieco ponad $250 mln. Szacuje się, iż w rozrachunku końcowym zarobi maksymalnie $450 mln. Będzie to wynik znacznie słabszy niż pierwszej części, która na przełomie 2018 i 2019 roku wygenerowała globalnie ponad $1,15 mld. Co ciekawe, tak duży spadek przychodów względem poprzednika jest wspólną cechą drugiego "Aquamana" oraz "Marvels" (w 2019 roku światowe przychody "Kapitan Marvel" wyniosły $1,13 mld). W kinie superbohaterskim świętowano jednak w ubiegłym roku także sukcesy. "Strażnicy Galaktyki: Volume 3" z globalnymi przychodami na poziomie niemalże $850 mln jest czwartym najbardziej dochodowym filmem roku. Z kolei "Spider-Man: Poprzez multiwersum" zarobiło na całym świecie $690 mln, co daje szóste miejsce w rocznym zestawieniu.
"Aquaman: Zaginione królestwo": zwiastun
Zagrajmy w ten film
Mimo rozczarowań finansowych, jakimi okazało się wiele wysokobudżetowych filmów o superbohaterach, Hollywood poradziło sobie w minionym roku bardzo dobrze. Widzowie postawili na inne znane marki. Pierwszym megahitem 2023 roku był "Super Mario Bros. Film", który na całym świecie zarobił ponad $1,36 mld. w tej chwili oznacza to siedemnasty najlepszy wynik wszech czasów oraz trzeci najlepszy pośród filmów animowanych (nie licząc "Króla Lwa" z 2019 roku). Animacja ta jest jednocześnie pierwszą inspirowaną grami komputerowymi produkcją, która przekroczyła pułap miliarda dolarów. Wraz z sukcesem tego filmu (oraz kolejnymi rozczarowaniami adaptacji komiksów DC i Marvela) pojawiło się pytanie, czy ekranizacje gier komputerowych mogą okazać się kolejną żyłą złota dla Hollywood. Wprawdzie w ostatnich dwudziestu latach próbowano przenieść na ekran wiele gier, ale efekty były raczej mizerne. Pierwsze większe sukcesy świętowano stosunkowo niedawno wraz z premierami dwóch części przygód Sonica, a także "Uncharted", które na początku 2022 roku zarobiło ponad $400 mln. W minionym roku oprócz "Super Mario Bros. Film" na ekrany kin trafiło "Gran Turismo", które w swojej klasie wagowej spisało się całkiem nieźle ($121 mln na całym świecie przy budżecie rzędu $60 mln). Kolejnym dużym wydarzeniem okazał się pod koniec października bazujący na serii gier film grozy "Pięć koszmarnych nocy" – jego globalne przychody zbliżyły się do $300 mln (w tym $137,3 mln z Ameryki). W Polsce zobaczyło go około 800 tysięcy widzów, co jest rekordową widownią zgromadzoną przez horror po 1989 roku.
"Super Mario Bros. Film": zwiastun
Dominacja "Barbenheimera"
"Super Mario Bros. Film" oraz "Pięć koszmarnych nocy" to filmy-wydarzenia, które zaskoczyły wszystkich swoimi boxoffice'owymi wynikami. Jednak na tym polu zdecydowanym zwycięzcą był "Barbenheimer", który zapisał się na kartach historii popkultury, kina oraz box office'u. Gdy na początku 2022 roku okazało się, iż "Barbie" Grety Gerwig trafi na ekrany kin 21 lipca, czyli tego samego dnia co "Oppenheimer" Christophera Nolana, w sieci zaczęły się spekulacje, który z nich okaże się większym przebojem. Kontrast między filmami i zapowiedź ostrej rywalizacji w kinach napędzał szum wokół obu tytułów, a prognozy dotyczące wyników rosły wraz z zainteresowaniem i rezultatami w przedsprzedaży biletów. Mimo to wyniki otwarcia zarówno "Barbie", jak i "Oppenheimera" przebiły oczekiwania. Ten pierwszy wystartował w Ameryce z poziomu $162 mln, a drugi odnotował otwarcie rzędu $82,4 mln. Wiele osób decydowało się na łączony seans obu filmów. Dzięki pozytywnym recenzjom oraz ocenom widzów duże zainteresowanie nimi utrzymywało się przez wiele tygodni, co odwróciło uwagę od innych wyświetlanych w tym czasie tytułów. Jedną z ofiar "Barbenheimera" było "Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One", które na ekrany kin trafiło tydzień przed filmami Gerwig i Nolana. Siódma część przygód Ethana Hunta zarobiła na całym świecie $567,5 mln, czyli znacznie mniej niż "Mission: Impossible – Fallout" z 2018 roku ($791,7 mln). Tymczasem "Barbie" wygenerowała w rozrachunku końcowym $1,44 mld, co jest najlepszym wynikiem pośród wszystkich zeszłorocznych premier i czternastym najlepszym rezultatem w historii światowych kin. "Oppenheimer" zarobił ostatecznie ponad $950 mln i jest drugim najbardziej dochodowym filmem wszech czasów z kategorią wiekową "R" (po "Jokerze" z 2019 roku).
"Barbie": zwiastun
___
Choć dokładne dane dotyczące przychodów ze sprzedaży biletów w kinach na całym świecie nie są póki co znane, to można założyć, iż będą one także wyższe od tych sprzed roku. Duża w tym zasługa rynku chińskiego, z którego pochodzi siedem z trzydziestu najbardziej dochodowych globalnie filmów minionego roku. Należy jednak zaznaczyć, iż od początku pandemii znaczenie hollywoodzkich filmów w Państwie Środka wyraźnie zmalało, a w 2023 roku największym przebojem byli tam "Szybcy i wściekli 10" z przychodami na poziomie $140 mln. kilka wskazuje na to, iż w najbliższym czasie coś w tej kwestii się zmieni. Początek 2024 roku będzie dla Hollywood i światowych kin ogólnie bardzo spokojny. W styczniu i lutym brakuje mocnych nowości. Nie ma również generującej przekraczające miliard dolarów przychodów premiery z okresu świąteczno-noworocznego. W pierwszych miesiącach ubiegłego roku dobrze sprzedawał się "Avatar: Istota wody", a dwa lata temu "Spider-Man: Bez drogi do domu". W tym roku mamy wprawdzie "Wonkę", ale zarobi w światowych kinach ostatecznie ok. $600 mln. W marcu sytuacja powinna się jednak znów unormować, co będzie kolejnym dowodem na to, iż branża kinowa ma się mimo wszystko dobrze i pozostaje przez cały czas bardzo ważnym, wręcz nieodzownym elementem przemysłu rozrywkowego.