Czy dzieci mogą odwrócić się od rodzica po rozwodzie? Dlaczego moje dzieci nie chcą mnie znać po moim odejściu?

polregion.pl 1 tydzień temu

Czy dzieci mogą odwrócić się od ojca po rozwodzie? Moje dzieci nie chcą mnie znać, bo kiedyś odszedłem.

Z Natalią byliśmy razem dwanaście lat. Myślałem, iż nasze małżeństwo jest silne, aż zauważyłem, jak się od siebie oddalamy. Po urodzeniu córek – Oli i Zosi – moja żona całkowicie poświęciła się macierzyństwu. Nie mam jej tego za złe, rozumiem, iż dzieci potrzebują uwagi. Ale zacząłem czuć się jak powietrze – jakbym miał obok nie żonę, tylko matkę moich dzieci, i tyle.

Prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Latami spaliśmy w osobnych pokojach. Brakowało mi ciepła, wsparcia, zwykłego spojrzenia, w którym byłbym dla niej ważny. W pewnym momencie poznałem inną kobietę – Kasię. Była młodsza, słuchała mnie, interesowała się moimi sprawami, patrzyła na mnie tak, jak żona od dawna już nie patrzyła. Nie chciałem zdradzać. Wróciłem do domu i otwarcie powiedziałem Natalii: odchodzę.

Spodziewałem się awantury, płaczu, histerii. Ale Natalia zareagowała cicho. Po prostu skinęła głową i powiedziała, iż rozumie. Żadnych próśb, żebym został, żadnych wyrzutów. Rozwiedliśmy się. Ożeniłem się z Kasią. Na początku wszystko wydawało się nowe i jasne: wspierała mnie, dbała, była blisko. Potem zaczęło się psuć – znowu brak zrozumienia, znowu chłód, znowu oddalenie.

Starsza córka była wtedy nastolatką, młodsza chodziła do podstawówki. Natalia uznała, iż dzieci nie powinny się ze mną widywać. Mówiła, iż lepiej dla nich bez wstrząsów. Przez babcię wysyłałem im prezenty i pieniądze, bo Natalia utrzymywała z nią kontakt. Choć w ten sposób byłem blisko – choćby jeżeli przez czyjeś ręce.

Potem urodził mi się syn – Bartek. Z nim chciałem zrobić wszystko inaczej. Nosiłem go na rękach, uczyłem mówić, bawiłem się z nim każdego wieczoru. Ale Kasia też odeszła. Miał wtedy zaledwie cztery lata. Znalazła kogoś młodszego, bardziej zaradnego, jak się później dowiedziałem. Postawiła warunki: spotkania według harmonogramu, ścisła kontrola, pieniądze na każdą drobnostkę. Potem jej nowy mężczyzna oznajmił, iż nie ma dla mnie miejsca w ich życiu. Kontakt z synem się urwał.

Teraz mam sześćdziesiąt siedem lat. Moje córki mają swoje rodziny, swoje dzieci – wnuki, których nigdy nie trzymałem na rękach. Mój syn jest już dorosły, ale nie wiem, gdzie jest, jak żyje, kim został. Nikt do mnie nie dzwoni. Nikt nie pisze. Jakbym przestał istnieć. Popełniłem błędy, odszedłem – tak. Ale czy za to trzeba mnie wymazać z życia na zawsze?

Przecież próbowałem być blisko. Pomagałem, póki mogłem. Ale każdy człowiek ma swoje granice. Nie usprawiedliwiam się, po prostu chcę, żeby ktoś mnie wysłuchał. Tak, odszedłem, ale nie przestałem być ojcem.

Teraz jestem sam. Ani rodziny, ani dzieci. Święta – puste. Telefon milczy. Czasem boję się, iż umrę – i nikt się nie dowie. Czasem myślę: może napisać list? Zadzwonić? Ale co powiedzieć? Proszę, wybacz, iż byłem słaby? Że nie potrafiłem utrzymać rodziny?

Czy naprawdę nie zasługuję na jeden telefon? Czy nie mam prawa wiedzieć, jak żyją moje dzieci? Dlaczego ich milczenie czuję jak wyrok?

Czasem siedzę na ławce pod domem i patrzę, jak inni dziadkowie spacerują z wnukami. Słyszę, jak wołają: „dziadku, chodź tu!” A mnie nikt tak nie nazwie.

Czas ucieka. Nie chcę umierać z poczuciem, iż byłem nikim dla tych, których kochałem ponad życie. Nie jestem idealny, popełniałem błędy. Ale czy miłość mierzy się tylko czynami?

Nie wiem, czy mi wybaczą. Ale wciąż mam nadzieję. Wciąż czekam.

Idź do oryginalnego materiału