Katarzyna Dąbrowska: Spędziłaś na scenie 26 lat. Jakie emocje towarzyszą Ci na końcu?
Marta Koncewoj: Na razie przede mną ostatnie spektakle, te końcowe emocje dopiero nadejdą. Ale już teraz czuję miks: z jednej strony wiem, iż jestem na to gotowa, bo długo się do tego przygotowywałam. Raz się cieszę, iż to już koniec, iż będę mogła zająć się innymi rzeczami, a za chwilę panikuję, iż jak ja sobie poradzę bez sceny. I tak odbijam się od euforii po paraliżujący strach. Dziś rano miałam ostatnią próbę na scenie i zrobiłam wszystko, by czerpać z tego przyjemność, by wziąć z tego miejsca i tego czasu wszystko, co najlepsze.
Decyzja o skończeniu kariery długo w Tobie dojrzewała?
Tak. Kariera baletowa trwa dość krótko, a my, tancerze, nie dostajemy emerytury. Musimy na nią czekać do ukończenia ustawowych około 60 lat. Mam rodzinę, troje dzieci, mój mąż też jest tancerzem. Dlatego od dość dawna zaczęłam planować i układać sobie przyszłość bez sceny. Projektowałam kostiumy dla tancerzy, robiłam kostiumy do spektakli, aż w końcu założyłam agencję weddingplanerską Shine Weddings. Jestem już przygotowana na życie poza teatrem.
W tym roku skończysz 45 lat. To odpowiedni moment na zejście ze sceny?
Tak. Kiedy zaczynałam karierę, postanowiłam sobie, iż będę tańczyć maksymalnie do 35. roku życia, bo chcę super wyglądać na scenie do samego końca (śmiech). Potem się okazało, iż czas tak gwałtownie biegnie, i trochę się to przedłużyło. Ale mimo iż jestem gotowa i już dawno oficjalnie powiedziałam o mojej decyzji dyrektorowi Baletu Narodowego Krzysztofowi Pastorowi i zaplanowaliśmy, jak i kiedy odejdę, to jest to bardzo trudny moment.
Ile spektakli zagrałaś?
Nigdy tego nie policzyłam. Ale kiedy robiliśmy folder pożegnalny na temat mojej kariery, dostałam wypis repertuaru i okazało się, iż zatańczyłam 80 tytułów. jeżeli pomnożyć to przez liczbę spektakli dla wszystkich tytułu, wyjdzie naprawdę duża liczba. Nie spodziewałam się, iż tego było aż tyle.
Żegnasz się baletem „Prometeusz” w choreografii Krzysztofa Pastora.
Bardzo się z tego cieszę. Żegnam się z teatrem piękną rolą Gai. To choćby jest symboliczne. Najpierw tańczyłam księżniczki, beztroskie młode dziewczęta, potem role bardziej doświadczonych kobiet, a od jakiegoś czasu zaczęłam tańczyć role matek. A moją ostatnią rolą będzie Gaja, matka ziemia.
Która rola była dla Ciebie najważniejsza?
Było ich dużo – pięknych ról aktorskich, ale też takich, które wymagały ode mnie fizycznego wysiłku na granicy wytrzymałości. Ale gdybym miała wybrać jedną z nich, byłaby nią Anna Karenina. Ta rola przypadła na trudny czas w moim życiu i to wszystko razem sprawiło, iż po spektaklu musiałam długo do siebie dochodzić.
Za co kochasz balet?
Nie da się tego opisać! Jestem totalnym świrem baletowym. Kocham w balecie wszystko — zaczynając od pracy z ciałem, przekraczania barier, do tego dochodzi praca twórcza, artystyczna, aktorska. Wspaniałe jest też samo życie w teatrze, ludzie, którzy z nami tworzą balet. Spektakl jest tylko efektem tej pracy, a najpiękniejsze jest to, co dzieje się pomiędzy. Będę tęskniła za publicznością, oklaskami, rolami. Najbardziej jednak będzie mi brakowało „bebechów” teatralnych.
Dużo się mówi o tym, iż balet to ciężka praca, eksploatacja ciała. Twoje też domaga się odpoczynku?
Tak, czuję, iż moje ciało mówi pas. Mam troje dzieci, trzy cesarskie cięcia też je nadwerężyły. Pewne rzeczy na scenie są już dla mnie niewykonalne i muszę się do tego przyznać sama przed sobą. Powinnam powoli wychodzić z tańca i ćwiczeń, by nie zrobić sobie krzywdy. Nie mogę i nie chcę przestać trenować z dnia na dzień. Jak przestajemy tańczyć, to ciało zaczyna boleć – doświadczałam tego przy każdych wakacjach. Dlatego chcę to zrobić mądrze.
Czy balet zmienił się przez te 26 lat?
Trudno mi powiedzieć, bo ja też się przez te lata zmieniałam. Jedno jest pewne, balet wciąż wymaga bardzo, bardzo ciężkiej fizycznej i psychicznej pracy, totalnego zaangażowania, i to się nigdy nie zmieni.
Jak będzie wyglądało Twoje życie po balecie?
Tego jeszcze do końca nie wiem (śmiech). Na pewno będę miała czas, by rozwijać swoją agencję.
A co z projektowaniem kostiumów?
W zeszłym roku zrobiłam kostiumy do „Carmen” w Operze Krakowskiej. To sprawia mi ogromną przyjemność i mam nadzieję, iż kolejne realizacje jeszcze przede mną.
Będziemy Cię spotykać na widowni Teatru Wielkiego-Opery Narodowej?
Oczywiście. Nie wyobrażam sobie, iż może być inaczej. Jak miałam przerwy związane z ciążami, to też chodziłam na spektakle. Ale obiecałam sobie, iż za kulisy, na salę baletową już nie wejdę. Paweł [Koncewoj, mąż Marty, pierwszy solista Polskiego Baletu Narodowego – red.] spytał mnie, czy będę czasami z nim ćwiczyła. Odpowiedziałam, iż nie, muszę odciąć pępowinę – choćby jeżeli teraz wydaje mi się to mało wykonalne.
Jaką masz radę dla młodych tancerzy?
Jeżeli nie czują pasji i czystej euforii z tańczenia, to niech nie idą tą drogą. Balet wymaga totalnego oddania i miłości. W balecie trzeba codziennie przekraczać swoje granice. Ale nagroda jest wspaniała!




