Czasami życie zaskakuje nas niespodziewanymi prezentami. Moja historia zaczęła się pewnej nocy, gdy spałem, a moja dobra przyjaciółka zadawała mi pytania, na które odpowiadałem przez sen.

polregion.pl 2 godzin temu

No problem, okej, to będzie historia, ale po polsku i z naszym klimatem, słuchaj:

Czasem życie rzuca nam niespodziewane prezenty. Moja historia zaczęła się nocą, kiedy spałem, a moja dobra przyjaciółka, Zosia Nowak, zadawała mi pytania, na które odpowiadałem przez sen. Raz zapytała: Co byś najbardziej chciał mieć Ferrari czy inny drogi samochód? Ja tylko mruknąłem: Saksofon. Następnego dnia opowiedziała mi o tym, i ta niby mała, nocna rozmowa zmieniła moje życie na zawsze.

Zawsze byłem wielkim fanem zespołów takich jak Dżem czy Perfect, a rock to moja wielka miłość. Ale gitara nigdy nie była dla mnie moja. Muzyka była ważna, ale instrument musiał być taki, który naprawdę odda moje emocje. I wtedy pomyślałem: A dlaczego nie saksofon? To brzmiało dziwnie, ale jednocześnie idealnie.

Od tamtej chwili wszystko się zmieniło. Zacząłem grać na saksofonie, chodziłem na warsztaty, uczyłem się w szkole muzycznej w Krakowie. Muzyka stała się moim powołaniem. W trakcie kariery miałem szczęście grać z takimi artystami jak Marek Grechuta czy Grzegorz Turnau. Te spotkania pokazały mi, iż muzyka to nie tylko technika, ale język, który rozumie każdy.

Ale od kilku lat gram głównie na ulicach Warszawy, wykonując swoje utwory dla przechodniów. Dziś jestem jednym z ostatnich ulicznych muzyków w Polsce. Kiedyś ludzie zatrzymywali się, słuchali, rzucali kilka złotych. Teraz większość przechodzi obojętnie, jakbym był niewidzialny. Ale to mnie nie złamie. Gram dalej, bo muzyka to samo życie.

Mam 72 lata, a wciąż wychodzę na ulicę z saksofonem, choćby gdy temperatura spada do zera. To trudne, ale czuję harmonię muzyka daje mi energię, a ci nieliczni, którzy zatrzymają się na chwilę, dodają sił. Każda nuta, każdy dźwięk to cząstka mojej duszy, którą dzielę się z ludźmi, choćby jeżeli tego nie widzą.

Muzyka, zwłaszcza saksofon, nauczyła mnie cierpliwości, dyscypliny i szczerości. Na ulicy nie ma sceny, świateł jesteś tylko ty, instrument i miejski zgiełk. W tej prostocie jest piękno: prawdziwe spotkanie z ludźmi, autentyczne i bez ściemy. To przypomina, iż sens muzyki to nie oklaski, ale dotknięcie serc, choćby na chwilę.

Często wracam myślami do tamtej nocy, gdy przez sen wyjąkałem saksofon. Kto by pomyślał, iż jedno słowo zmieni wszystko? Dało mi nową drogę, zrobiło ze mnie muzyka, przyniosło tysiące radosnych chwil i spotkań z niesamowitymi ludźmi.

Może w życiu nie chodzi o co masz, ale co robisz. Czasem odpowiedź przychodzi znienacka przez sen, przez mały znak, przez ludzi, którzy cię rozumieją. Moja historia o saksofonie to opowieść o pasji, wytrwałości i o tym, iż nigdy nie jest za późno, by iść za głosem serca.

Świat się zmienia, ludzie są mniej uważni, ale muzyka zostaje. Łączy, uzdrawia, inspiruje. Jestem szczęśliwy, iż wciąż gram, iż mogę wyjść na ulicę, choćby gdy jest zimno, i widzieć, jak odrobina magii muzyki dotyka przechodniów. Bo muzyka to życie, a dopóki mogę wydobywać z saksofonu dźwięki czuję się żywy, pełen energii i radości.

Idź do oryginalnego materiału