Strajk WGA – Writers Guild of America, Amerykańskiego Związku Scenarzystów – trwał od 2 maja do 27 września, cztery miesiące i dwadzieścia pięć dni. Zwolnił, a w efekcie zatrzymał (wyciągając na ulicę aktorów, którzy na całego dołączyli do strajkujących w lipcu) dużą część hollywoodzkiej machiny.
Ale podsumowanie 2023 roku w serialu potrzebuje kontekstu strajkowego nie tylko z racji jego doniosłości. Po pierwsze, specyfika zatrudniania scenarzystów przy serialach – pisania dla telewizji, ale też, co szczególnie ważne, dla gigantów streamingowych – była kluczowym argumentem do podjęcia strajku. Po drugie, dla widzów i po prostu osób śledzących strajk, to właśnie praca scenarzystów serialowych okazała się jego narracyjnym spoiwem.
Co warto wiedzieć o strajku amerykańskich scenarzystów
To na przykładzie ich wieloletnich zmagań najlepiej tłumaczyło się powody protestu i postulaty WGA. choćby bardziej niż w przypadku #MeToo było widać, iż serial to medium, na którym po prostu świetnie widać różne długofalowe procesy – chociażby ze względu na długość trwania produkcji i zespołowość. Tu dało się najlepiej pokazać zmiany w organizacji pracy, wynagrodzeniach, narastającą prekarność zawodu, w końcu – rolę streamingu w zrewolucjonizowaniu produkcji (m.in. skrócenia sezonów z ponad dwudziestu do średnio niespełna dziesięciu), a co za tym idzie – długości kontraktów, wytworzenia patologii typu mini-rooms (kluczowe pojęcie, które szerszy rozgłos uzyskało właśnie tuż przed strajkiem – w skrócie, chodzi o pracę w mikrozespołach, na krótkoterminowych kontraktach, które kończą się na długo przed rozpoczęciem albo wręcz zatwierdzeniem dalszej produkcji).
To scenarzyści pracujący „w serialach” stali się wiosną tymi, którzy na nowo opowiedzieli o swojej pracy i tłumaczyli swoją rolę na planach, zrywając z wizerunkiem twórcy pracującego w samotności i przywiązanego do maszyny do pisania (laptopa). W związku z tym pozwoliłam sobie opracować króciutką listę tekstów, które przybliżają powody ich gniewu.
Na rok przed strajkiem Katharine Trendacosta pisała o dialektycznej zmianie w produkcji seriali, splocie kryzysu i szans.
Na trzy dni przed strajkiem ukazał się w „New Yorkerze” reportaż Michaela Schulmana o procesach prowadzących do strajku. Schulman rozmawia w nim m.in. z Liz Flahive, twórczynią serialu G.L.O.W., i Janine Nabers, twórczynią Roju, o którym jeszcze będzie mowa.
Ponad dwa miesiące później, dwa dni przed dołączeniem do strajku SAG-AFTRA, czyli aktorów, ten sam Schulman w tym samym „New Yorkerze” opublikował kolejny reportaż, tym razem o polityce wynagrodzeń, zatajaniu wyników oglądalności i innych patologiach za kulisami jednego z najważniejszych seriali ostatniego dziesięciolecia, a zarazem streamingowej rewolucji, czyli Orange is the New Black.
Jesienią sytuację scenarzystów podsumował Alessandro Camon na łamach „Los Angeles Review of Books”.
Warto jednak zaznaczyć, iż i praktyki samego oglądania gotowych już, emitowanych wiosną i latem seriali nie przebiegały w oderwaniu od rzeczywistości strajkowo-produkcyjnej: popularność konkretnych tytułów rezonowała z realem.
Lektury na Finał Telewizji
Najpierw mieliśmy tygodnie Sukcesji, która zaczęła być emitowana, kiedy już chyba wszyscy wypatrywali strajku, i finiszowała w maju, gdy scenarzyści wyszli na ulice; trudno było oglądać ten serial i nie myśleć o CEO Warner Bros. Davidzie Zaslavie (Sukcesja była w końcu flagowym projektem należącego do spółki HBO).
Była też Pani Davis, nowy, świetny serial Damona Lindelofa o sztucznej inteligencji, do której jeszcze wrócimy; trzeci i dzięki bogu ostatni sezon Teda Lasso, zbiór streamingowych patologii, sprawiający wrażenie, jakby nie napisała go osoba ludzka. Miała miejsce afera z wykwitem hollywoodzkiego nepotyzmu, czyli Idolem. I emisja Jestem Panną, serialu Bootsa Rileya o politycznej sile fikcji, wspólnotowo przeżywanych opowieści, który ukazał się we wręcz magicznie „jedynym możliwym” momencie, na początku tego upalnego lata.
Działo się dużo, dlatego listę uzupełniam małym przeglądem serialowej publicystyki:
Farah Bakaari o Ramym, którego trzeci sezon na pewno trafiłby na podium zeszłorocznego zestawienia, gdybym obejrzała go miesiąc wcześniej; nie chciałabym przegapić go drugi raz z rzędu.
Pisarz Brandon Taylor zaczyna od Sukcesji, a potem…
Helena Fitzgerald prowokująco pisze o Sukcesji jako Finale Telewizji.
Jessica Winter o wątku szkół czarterowych w Abbott Elementary, czyli Misji: Podstawówce: tutaj
Antoni Michnik analizuje audiosferę Andora.
Marcin Stachowicz pisze o Silosie i Ekstrapolacjach, dwóch serialach dotykających tematu katastrofy klimatycznej, i o trzeciej serii Królestwa von Triera, które zresztą można było obejrzeć w polskich kinach.
Elizabeth Alsop kompletuje fascynującą watchlistę kobiecych dysutopii.
A teraz mój absolutnie subiektywny, osobisty ranking seriali 2023 roku w kolejności nieprzypadkowej, ale też niespecjalnie zobowiązującej:
10. Nierozłączne / Dead Ringers
No dobrze – wiosną recenzowałam ten serial dla Dwutygodnika niekoniecznie w superlatywach, raczej po linii swojego rozczarowania. Swoje zarzuty podtrzymuję – Nierozłączne są serialem wielu niespełnionych nadziei. Ale są też serialem wielu rozkoszy i szalonych pomysłów, dobrej playlisty i perwersyjnej scenografii (dużo wypchanych zwierząt, lampy w kształcie piersi, płody w ścianach, takie rzeczy). Rachel Weisz w roli bliźniaczek-ginekolożek i Jennifer Ehle w roli jaszczurzycy z opioidowej dynastii tworzą postaci na granicy groteski, nigdy nie przekraczając granicy, za którą przestałyby być przejmujące (Weisz) i przerażające (Weisz i Ehle). To też piekielnie gotycki serial: Alice Birch (znanej najbardziej jako adaptatorka Sally Rooney, chociaż tu lepszym skojarzeniem byłby jej scenariusz do Lady M. z Florence Pugh według Powiatowej Lady Makbet) udało się coś, co nie udało się mojemu ukochanemu Mike’owi Flanaganowi w Zagładzie domu Usherów. Wyreżyserowany przez Karyn Kusamę fantastyczny odcinek piąty jest jednym z powodów, dla których moja telewizyjna wiosna należała do southern gothic. Ale o tym za chwilę.
(Amazon Prime)
9. Deadloch
Akcja tej komedii kryminalnej została osadzona na wybrzeżu konserwatywnej Tasmanii, ale mogłaby się równie dobrze rozgrywać u nas nad Bałtykiem – nie tylko dlatego, iż radośnie bawi się kliszami skandynawskiego noiru, zderzając konwencję kryminału zanurzonego w napięciach społecznych z wybuchowym slapstickiem. W tym ostatnim przoduje Eddie Redcliffe (Madeleine Sami), zesłana „z kontynentu” policjantka „z przeszłością” i niewyparzoną gębą. Na miejscu czeka na nią systematycznie rosnący stos męskich trupów, skomplikowana sieć klasowych i rasowych napięć, festiwal kulinarno-artystyczny i prężna lesbijska społeczność – w tym policjantka Dulcie Collins (Kate Box), która z dwojga złego chyba woli zajmować się męskimi trupami niż wracać do domu do swojej nader absorbującej żony. Gęsto wymyślony świat małego miasteczka, ekscentryczne postaci, dosadny kobiecy humor i żarty ze sztuki – prawdziwe Top of the Lake na wesoło, o którego polskiej wersji nie przestaję fantazjować.
(Amazon Prime)
8. Absolutni debiutanci
No bo właśnie: miałam już postawić krzyżyk na nowych polskich serialach, odpuścić sobie ten temat zupełnie, a tu nagle Kamila Tarabura i Nina Lewandowska pokazały, iż można wyjść z ram formatów i estetyki netflixowego multipleksu i nakręcić coś osobnego, wyrazistego, swojego. Zrobiły coming of age story bez kompleksów, za to z nowofalowych marzeń, splatając organicznie wątek dojrzewania do miłości i do robienia sztuki, inicjacji seksualnej i inicjacji artystycznej – i to wszystko w dużej mierze z perspektywy nastoletniej dziewczyny, którą napędza pragnienie dostania się na łódzką filmówkę. Dla wielu widzów, w tym dla mnie, Absolutni debiutanci okazali się polskim zaskoczeniem roku – bez polskich kompleksów, z wieloma inspiracjami, ale bez tego zagapienia się w amerykańską telewizję, z filmowym rozmachem i nostalgiczno-intymnymi zdjęciami Tomasza Naumiuka. Więcej pisałam o serialu tutaj.
(Netflix)
7. Misja Podstawówka / Abbott Elementary (sezon 2)
To był dobry rok dla sitcomów w formule mockumentu – Co robimy w ukryciu jest wciąż najśmieszniejszym serialem w telewizji, a również oparte na gadaniu przez czwartą ścianę 1670 rozpoczęło (mam nadzieję!) nową polską tradycję świąteczną (drugi sezon będzie jeszcze lepszy, a jeżeli twórcy odważą się głębiej zanurkować w historii, to już w ogóle). Na reprezentantkę podgatunku w tym zestawieniu wybieram jednak Abbott, ponieważ po pierwsze, jest to po prostu jeden z najlepszych amerykańskich seriali telewizyjnych, a po drugie, no cóż, jak połowa krytyków filmowych w tym kraju, jestem córką nauczycielki. W drugim sezonie (pierwszym pełnym, staroświecko liczącym sobie dwadzieścia dwa odcinki) Quinta Brunson rozbudowuje mikroświat wiecznie niedofinansowanej publicznej podstawówki w Filadelfii i komplikuje systemowe bolączki amerykańskiej oświaty (w roli villaina sezonu – czarterowa szkoła z sąsiedztwa). A to wszystko w gęstej sieci relacji – między kolegami z pracy, dorosłymi a dziećmi, nauczycielami a rodzicami, istotami ludzkimi a złośliwie przestarzałą instalacją i przedmiotami martwymi. W końcu perypetie naszej wesołej gromadki mogą na przestrzeni tego samego odcinka dotyczyć zarówno neurotycznego romansu, jak i zapchanej toalety. Dla tych, co jeszcze nie oglądają, ale obejrzeli już 1670 trzy razy i nie wiedzą co dalej – serial obowiązkowy.
(Wyprodukowane dla amerykańskiego ABC, dystrybucja w Polsce: Disney+)
6. Poker Face
Gatunkowa frajda spod ręki Riana Johnsona, twórcy Brick, Ostatniego Jedi i przygód Benoita Blanca, oraz Natashy Lyonne, jednej z najbardziej charyzmatycznych postaci amerykańskiego małego ekranu (Orange is the New Black, Russian Doll). Oboje wiedzą jednak, iż opowieść potrzebuje czegoś więcej niż nostalgii: tak, Poker Face jest hołdem dla telewizji lat 70. i 80., w szczególności dla porucznika Columbo (którego pierwsze sezony również wylądowały na debiutującej w Polsce platformie SkyShowtime), i ewidentnie wyrasta z tęsknoty za serialami sformatowanymi pod zagadkę tygodnia, cotygodniową zmianę dekoracji i specjalnych obsadowych gości. Ale te wszystkie rzeczy trzeba robić po coś. Johnson i Lyonne wiedzą, iż popularność potarganego porucznika w ostatnim czasie nie jest jedynie zasługą formy; iż chodzi tu także o rozkosz demaskowania najbardziej uprzywilejowanych i bezkarnych. Charlie, rozwiązująca zagadki bohaterka Poker Face, nie jest policjantką ani agentką, ani choćby prywatną detektywką – ucieka przed mafią, przemierzając kontynent od jednej dorywczej pracy do drugiej, working class heroine co rusz potykająca się o trupa. Charlie ma też wybitnego nosa do ludzkiej ściemy i to czyni ją superbohaterką roku 2023 – w świecie, w którym faszyści pożarli postmodernistyczne chwyty i normalizują nagie kłamstwa, radar Charlie na wszelkiej maści bujdę okazuje się ostoją, której chyba wiedziałam, iż potrzebuję, ale o której nie śmiałam marzyć.
(Emisja w USA: Peacock, w Polsce: SkyShowtime)
5. Jestem Panną / I’m a Virgo
Serial o ulicznej rewolcie o energii teatrzyku ulicznego, czerpiący z estetyki dziecięcej telewizji, edgy kreskówek i reklamowego śmiecia. Znany z szalonej antykapitalistycznej satyry Przepraszam, iż przeszkadzam reżyser Boots Riley tworzy autorską odpowiedź na lepkie łapy superbohaterskiego konglomeratu zjadającego amerykańską popkulturę. To opowieść o dorastaniu i zyskiwaniu politycznej świadomości przez czarnego nastolatka – ośmiometrowego wielkoluda (gra go fantastyczny Jharrel Jerome, znany z pamiętnej roli w Jak nas widzą Avy DuVernay). Na przestrzeni siedmiu niedługich odcinków Rileyowi udaje się stworzyć dziwaczny, złożony świat pełen czułości, gniewu i opowieści szkatułkowych (w jednej z nich Slavoj Žižek podkłada głos morderczo nihilistycznemu niemowlakowi). Dekonstrukcja nie zostaje tu zawieszona w próżni: krytyka amerykańskich gatunków popkulturowych idzie w parze z odzyskiwaniem pragnienia telewizyjnej przygody, siły wspólnotowego przeżywania opowieści w odcinkach.
(Znowu Amazon Prime, o dziwo, a może wcale nie)
4. Ktoś, gdzieś / Somebody, Somewhere (sezon 2)
W zeszłym roku na pozycji dziesiątej, w tym na czwartej – oto najskromniejszy, a jednocześnie emocjonalnie przepotężny, tytuł tego zestawienia. Prosto z Manhattanu, tyle iż tego w stanie Kansas. O tym, w czym Kansas przypomina Polskę, o dosadnym humorze, żałobie, zaczynaniu od nowa koło pięćdziesiątki, o intymności przyjaźni, odczarowywaniu prowincji, związku dwóch religijnych facetów i wielu innych rzeczach – pisałam dla Krytyki tutaj.
(HBO)
3. Pani Davis / Mrs Davis
Podczas gdy większość amerykańskich seriali telewizyjnych posługuje się pseudorealistycznym ciągiem przyczynowo-skutkowym, Pani Davis, nowy serial science-fiction Damona Lindelofa (Lost, Pozostawieni, Strażnicy), współtworzony z Tarą Hernandez, rządzi się logiką cudu. Nie chodzi już choćby o to, iż główną bohaterką jest tu zakonnica (będąca nie tylko w duchowym, ale i seksualnym związku z Jezusem). Chodzi o wolność wyobraźni, logikę akcji, która nie tyle rozwija się, ile pączkuje w najróżniejsze strony, coraz dziwniejsze. Jest w tym coś ze wspominania latynoamerykańskich telenoweli po latach, a coś ze snu o poszukiwaniach Świętego Graala. Pani Davis ze swoim biblijno-średniowiecznym oddechem bliska jest też wczesnonowożytnej powieści. Zrywa z realizmem: rzeczy dzieją się tu z racji pragnienia bądź kaprysu, metafory zyskują ciało. Ciałem staje się słowo, przejęzyczenie, kalambur. Zamiast karmić nasze lęki przed sztuczną inteligencją, Hernandez i Lindelof stworzyli dialektyczną baśń o technologii, magii i wierze.
(Emisja w USA: Peacock, w Polsce: HBO)
2. Rdzenni i wściekli / Reservation Dogs (sezon 3)
Domknięcie kręgu, powrót, pojednanie i pożegnanie. Serial Sterlina Harjo zawsze był zainteresowany bardziej rozpoczynaniem kolejnych opowieści niż dopinaniem czegoś na ostatni guzik – dlatego puenty jego trzeciej i ostatniej serii to najlepsze puenty, czyli takie, które jednocześnie coś podsumowują i otwierają na przyszłość. Po powrocie z Kalifornii Willie Jack – niezauważenie, po cichu, jedna z najbardziej niesamowitych postaci we współczesnym serialu telewizyjnym, brawurowo grana przez Paulinę Alexis – zaczyna towarzyszyć lokalnemu uzdrowicielowi Fixico (zwykle przesiadującemu na rozkładanym krzesełku pod miejscowym ośrodkiem zdrowia, w którym pracuje matka Beara). Uzdrawianie mogłoby być głównym tematem tego sezonu, gdyby jego epizodyczna, nowelowa forma programowo nie strząsała z siebie wielkich kwantyfikatorów i unifikującej narracji. Dlatego też nie napiszę, iż to być może jeden z ostatnich wielkich seriali dobiegającej końca Peak TV. To w końcu serial, który grał w swojej własnej lidze (także realizatorsko: vide stuprocentowo rdzenna ekipa scenopisarsko-reżyserska) i w swoim własnym tempie, serial o nastolatkach, dorosłych i ich zmarłych, niewielki, dziwaczny, i zupełnie osobny.
(Emisja w USA: F/X, w Polsce: Disney+)
1. Rój / Swarm
Southern gothic w siedmiu odcinkach, groza o gęstości krwawego gluta. Pierwszy po Atlancie projekt Donalda Glovera, chociaż to chyba scenarzystka Janine Nabers jest tu głównym spiritus movens. Nabers dla Atlanty napisała m.in. odcinek o Van w studiu Pana Czekolady; w Roju robi się jeszcze dziwniej. To potrzaskany, dziwaczny portret obsesji (projekt wyrósł z zainteresowania fandomem Beyoncé). Główna bohaterka, Dre, kocha fikcyjną megagwiazdę Ni’Jah miłością szaleńczą – i od pewnego momentu coraz bardziej krwawą. Dominque Fishback tworzy kreację roku, postać kameleona o nieuchwytnej tożsamości, do końca pozostając dla widzki zagadką. Umówmy się – w gruncie rzeczy nie wiem, czy jest to „najlepszy serial 2023”. Wiem tylko, iż do dziś nie umiem sobie go poukładać w spójną interpretację, iż ciągle mi się on wymyka, pozostawia plamy niewiadomych pomiędzy odcinkami. Prowokuje, stawia w sytuacji, w której nie wiem, czy przekroczono już granicę dobrego smaku, czy nie. Najpiękniejszy bad trip tego roku.
(Amazon Prime)