DIUNA (DUNE) 1984
“Diuna” jest czymś więcej, niż kolejną historią SF. Jak Herbert sam później powiedział, to powieść, która bada fenomen, mit mesjasza. Jednocześnie autor zawarł w niej wiele innych wątków, m.in. silnie akcentowane są mechanizmy polityki, władzy i jej destruktywnego wpływu na ludzi. Jest to też powieść o odpowiedzialności za własne czyny, konieczności dokonywania trudnych wyborów, o przeznaczeniu, religii, miłości, a także… ekologii.
Wszystko zaczęło się od Franka Herberta. Ten urodzony w 1920 roku pisarz (choć było to jedynie jedno z wielu zajęć, jakimi się parał) na początku lat 60-tych ubiegłego wieku opublikował powieść “Dune World” i “The Prophet of Dune”, początkowo w odcinkach na łamach magazynu “Analog – Science Fact and Science Fiction”. Dopiero w 1965 roku wydana została “Diuna” taka, jaką znamy dzisiaj. A jest to kamień milowy w literaturze science-fiction, jedna z najdoskonalszych przypowieści, z jaką miałem się okazję zapoznać. Książka co prawda nie od razu zyskała popularność, ale przyznanie jej prestiżowych nagród: Nebuli (Amerykańskiego Stowarzyszenia Pisarzy Science-Fiction) oraz Hugo (Światowego Stowarzyszenia Pisarzy Science-Fiction) przyniosło jej zasłużony rozgłos. Do 1985 roku powstało w sumie sześć części cyklu; obok “Diuny” są to w kolejności: “Mesjasz Diuny”, “Dzieci Diuny”, “Bóg Imperator Diuny”, “Heretycy Diuny”, “Diuna: Kapitularz”. Czym jednak owa Diuna jest?
Diuna to popularne określenie trzeciej planety Kanopusa, Arrakis. A jest to planeta wyjątkowa – jedyne w całym wszechświecie źródło melanżu, zwanego przyprawą. Jest to drogocenna substancja narkotyczna umożliwiająca spojrzenie w przyszłość. “Przedłuża życie, rozciąga świadomość, jest niezbędna do podróży kosmicznych” – jak to określa w prologu filmu Lyncha księżniczka Irulan. Dlatego też Diuna, niewielka planeta z zabójczym klimatem i monotonnym, pustynnym krajobrazem staje się centrum wydarzeń, które wstrząsają całym wszechświatem. Oto mamy rok 10191. Na rozkaz Imperatora Padyszacha Szaddama IV Arrakis zostaje oddana w lenno rodowi Atrydów z planety Kaladan. Wzbudza to gniew w dotychczasowym zarządcy Diuny, Baronie Vladimirze Harkonnenie, który szykuje krwawą zemstę. Ocalały z pogromu młody Paul Atryda wraz ze swoją matką Jessiką znajdują schronienie wśród tajemniczego plemienia Fremenów, zamieszkujących pustynie planety od tysięcy lat. Oni właśnie zaczynają w Paulu dostrzegać mesjasza, który według legendy ma ich poprowadzić ku wolności…
“Diuna” jest czymś więcej, niż kolejną historią SF. Jak Herbert sam później powiedział, to powieść, która bada fenomen, mit mesjasza. Jednocześnie autor zawarł w niej wiele innych wątków, m.in. silnie akcentowane są mechanizmy polityki, władzy i jej destruktywnego wpływu na ludzi. Jest to też powieść o odpowiedzialności za własne czyny, konieczności dokonywania trudnych wyborów, o przeznaczeniu, religii, miłości, a także… ekologii. Tak więc przeniesienie na ekran takiego dzieła stanowiło nie lada problem. Pierwotnie reżyserię filmu powierzono Alexandro Jodorowsky’emu. Miał on ambitne plany (muzyka Pink Floyd, Salvadore Dali w jednej z ról), jednak projekt z braku funduszy upadł. Wówczas to reżyserii miał się podjąć Ridley Scott. Twórca Łowcy Androidów jednak zrezygnował. Dopiero później producent filmu, słynny Dino De Laurentiis, zaproponował posadę Davidowi Lynchowi, który stworzył dzieło ciekawe, acz nie pozbawione wad. Pełna wersja filmu trwała ponoć przeszło cztery godziny, jednak na ekrany kin trafiła wersja blisko 140 minutowa. I jest to bodaj największy mankament filmu. Lynch bowiem, by cała historia była spójna i zrozumiała dla widza, musiał niestety zrezygnować z wielu scen, jednocześnie dodając od siebie kilka motywów. I przez to film sprawia wrażenie nieco chaotycznego.
W zasadzie obraz ten rozczarował dokładnie wszystkich. Fanów irytowała fabuła, zbyt uproszczona w stosunku do pierwowzoru. Film nie mógł się również spodobać tzw. przeciętnemu widzowi, wiele elementów jest w nim bowiem zbyt dziwacznych, a klimat zbyt ciężki dla osób nie znających powieści. I jest to po części prawda. Film jest mroczny, miejscami wręcz szalony. Wizja Lyncha, choć oryginalna (począwszy od scenografii, a na kostiumach skończywszy), może nie każdemu przypaść do gustu. Trudno jest ukryć obrzydzenie, gdy widzimy paskudną, owrzodzoną twarz Kennetha McMillana. Efekty specjalne również nie mogą budzić zachwytu. Z drugiej strony jednak film ma też wiele niezaprzeczalnych atutów, dzięki którym mimo wszystko się broni. Przede wszystkim: aktorstwo. Kyle MacLachlan, Max von Sydow, Francesca Annis, Jurgen Prochnow, Patrick Steward, a choćby Sting – wszyscy oni (a szczególnie ten pierwszy i ostatni) stworzyli naprawdę niezapomniane kreacje, dla których warto jest ten film zobaczyć. Po drugie: ma niesamowity klimat. Owszem – ciężki, niepokojący, a jednak to chyba on stanowi o wartości tego obrazu. Wreszcie – nietuzinkowa muzyka autorstwa grupy Toto i Briana Eno, doskonale komponująca się z obrazem. Reasumując: jest to film, który można pokochać lub znienawidzić. Dziś jest to klasyka SF, choć z całą pewnością nie jest to kino dla wszystkich. Warto jednak znać.
DIUNA (DUNE) 2000
Na kolejną wersję Diuny trzeba było czekać bardzo długo, bowiem aż 16 lat. Wtedy to telewizja Sci-Fi Channel wyemitowała mini-serial Johna Harrisona pod tym samym tytułem. Raczej niskobudżetowa, przeszło czterogodzinna produkcja niespodziewanie zyskała sporą popularność. I – trzeba przyznać – zupełnie zasłużenie. A jest to całkowite przeciwieństwo filmu Lyncha. Oczywiście już sama forma mini-serialu daje autorowi scenariusza znacznie większe możliwości, a czas trwania produkcji pozwala na stosunkowo wierną adaptację.
I tak też się stało. Serial jest znacznie bliższy powieści Herberta niż dzieło Lyncha. Choć pewnych skrótów nie dało się uniknąć, to fani powinni być usatysfakcjonowani. Podobnie rzecz ma się z osobami nie znającymi pierwowzoru. Serial jest bowiem znacznie łatwiejszy w odbiorze. Jak wspomniałem wcześniej, jest to produkcja raczej niskobudżetowa. Dlatego też zrezygnowano z kosztownych zdjęć plenerowych, a całość kręcono w czeskich studiach filmowych – łącznie ze scenami rozgrywającymi się na pustyni, która jest… malowanym tłem! Mnie osobiście jednak to nie przeszkadzało wcale. Dobre są za to efekty specjalne. Owszem, tu i ówdzie efekty komputerowe są aż nadto widoczne, niemniej jednak wrażenia są pozytywne (szczególnie dobrze wypadają statki kosmiczne oraz Czerwie Pustyni). Gorsze niż u Lyncha jest za to aktorstwo. Alec Newman niestety nie jest tej klasy aktorem, co Kyle MacLachlan. Dobrze za to wypadają William Hurt (Książę Leto Atryda), Saskia Reeves (Lady Jessica), Giancarlo Giannini (Imperator Szaddam IV), a Ian McNeice wręcz rewelacyjnie jako baron Harkonnen. Ciekawą kreację stworzyła też Julie Cox, która wcieliła się w rolę księżniczki Irulan (zresztą jest to rola znacznie większa niż w powieści). Za to Barbara Kodetova (Chani) czy P.H. Moritary (Stilgar) grają zwyczajnie słabo. Reasumując: jest to bardzo udana produkcja, pod wieloma względami bijąca film Lyncha na głowę. Gorąco polecam!
DZIECI DIUNY (CHILDREN OF THE DUNE) 2003
Children of the Dune z 2003 roku jest kontynuacją mini-serialu Johna Harrisona, ponownie zrealizowaną dla Sci-Fi Channel. Tym razem jednak za kamerą stanął Greg Yaitanes, a Harrison ograniczył się do roli producenta i scenarzysty. Serial ten jest tak naprawdę połączeniem dwóch powieści Herberta: “Mesjasza Diuny” (1969) i “Dzieci Diuny” (1976).
Akcja Mesjasza… (czyli pierwszego odcinka serialu) dzieje się kilka lat po wydarzeniach przedstawionych w części pierwszej. Na tronie galaktycznego Imperium zasiada teraz Paul Muad’dib. Staje się on jednak niewolnikiem własnego przeznaczenia oraz kultu, jakim został otoczony. Oto bowiem w jego imieniu oddziały fanatycznych wojowników – Fedaikinów oraz Kwizarzy Tafuidzi wzniecają dżihad, krucjatę, której celem jest krzewienie wiary w mesjasza. Ginie sześćdziesiąt miliardów ludzi. Całe planety zostają spustoszone. Dlatego też przeciwko niemu zaczynają spiskować niemal wszyscy – od Gildii Planetarnej poczynając, na zakonie Bene Gesserit kończąc. Wydarzenia przedstawione w Dzieciach Diuny dzieją się kilka (wg powieści) lat po tym, jak Paul zwyczajem Fremenów “odszedł na pustynię”. Imperium zarządza tymczasem jego siostra, regentka Alia. Tyrania, która przyświeca jej rządom sprawia, iż ród Atrydów zostaje znienawidzony także przez część Fremenów. Tymczasem w Arrakin pojawia się tajemniczy Kaznodzieja, który zaczyna głosić herezje. Jedyną nadzieją dla rodu Atrydów stają się dzieci Paula i Chani, bliźnięta Leto II i Ganima.
Jeśli miałbym Dzieci Diuny podsumować jednym tylko zdaniem, to powiedziałbym, iż jest to najlepsza ekranizacja prozy Herberta. Dokładnie tak! Już pierwszy serial Harrisona uznać trzeba było za dzieło szczególnie udane – teraz pozostało lepiej. Ale po kolei. Scenariusz, podobnie jak w przypadku Diuny, jest napisany naprawdę bardzo dobrze. Harrisonowi udało się stosunkowo wiernie zaadaptować obie powieści, choć bez pewnych zmian się nie obeszło. Bodaj największa z nich dotyczy wieku dzieci Paula – Leta i Ganimy. W powieści mają one lat dziewięć, w serialu – jakieś dwa razy więcej. I co ciekawe, jest to zmiana tak uzasadniona, jak udana. Dzieci te bowiem są “przedurodzone”, co oznacza, iż świadomość osiągnęły już w łonie matki. A co za tym idzie, są nad wiek dojrzałe. Ciężko byłoby zatem znaleźć dzieci, które przekonująco zagrałyby tak ważne role. Natomiast James McAvoy (Leto II) i Jessica Brooks (Ganima) wypadli wcale nieźle. Aktorstwo jest zresztą mocną stroną serialu. W obsadzie nastąpiło kilka zmian w stosunku do części pierwszej, co może początkowo powodować pewne zamieszanie, niemniej są to zmiany w większości wypadków na lepsze. Szczególnie jeżeli chodzi o postaci Stilgara i Duncana Idaho. Tego pierwszego gra teraz znacznie bardziej wyrazisty Steven Berkoff, zaś w rolę Idaho z powodzeniem wciela się Edward Atterton. Jedyna zmiana, która mi się nie spodobała, dotyczyła Lady Jessiki – Alice Krige zastąpiła Saskię Reeves. Z nowych postaci wypada zauważyć niezłą Danielę Amavia (Alia) i świetną jak zawsze Susan Sarandon (Wensicja Corrino). Jedną z rzeczy, która nie wszystkim przypadła do gustu w części pierwszej, była “malowana” pustynia. Tym razem wszystko zrealizowano metodą blue-box, co też wyszło serialowi na dobre. Generalnie efekty specjalne są bodaj jeszcze lepsze, choć z oczywistych względów z trickami wysokobudżetowych, hollywoodzkich produkcji równać się nie mogą. Nie efekty są tu jednak najważniejsze, a niesamowity klimat opowieści. Ten pozostało wyraźniej podkreślony przez przepiękną muzykę autorstwa Briana Tylera. Stanowi to miłą niespodziankę po – co tu dużo mówić – bardzo przeciętnej ścieżce dźwiękowej Diuny. Koniec końców, Dzieci Diuny są doskonałym rozwinięciem mini-serialu Johna Harrisona, które zachowują wszystkie zalety poprzednika, jednocześnie poprawiając nieliczne błędy.
Wszystkie trzy obrazy polecam nie tylko fanom science-fiction, ale wszystkim, którzy szukają nietuzinkowych, inteligentnych i ciekawych filmów. Cykl Diuna jest dziś bowiem zaliczany do kanonu gatunku i stanowi klasę samą dla siebie.
DIUNA
Tytuł oryginalny: “Dune”
Rok produkcji: 1984, USA
Czas trwania: 137 min.
Reżyseria: David Lynch
Scenariusz: David Lynch
Na podstawie powieści Franka Herberta
Zdjęcia: Freddie Francis
Muzyka: Toto
Występują:
Kyle MacLachlan (jako Paul Atryda)
Francesca Annis (jako Lady Jessica Atryda)
Jürgen Prochnow (jako Książę Leto Atryda)
Max von Sydow (jako Doktor Kynes)
Sean Young (jako Chani)
Kenneth McMillan (jako Baron Vladimir Harkonnen)
José Ferrer (jako Padyszach Imperator Szaddam IV)
Patrick Stewart (jako Gurney Halleck)
Richard Jordan (jako Duncan Idaho)
Virginia Madsen (jako Księżniczka Irulan)
Sting (jako Feyd-Rautha)
DIUNA (2000)
Tytuł oryginalny: “Dune” (“Frank Herbert’s Dune”)
Rok produkcji: 2000, USA/Kanada/Niemcy/Włochy/Czechy
Czas trwania: 90 min. (3 epizody)
Reżyseria: John Harrison
Scenariusz: John Harrison
Na podstawie powieści Franka Herberta
Zdjęcia: Vittorio Storaro
Muzyka: Graeme Revell
Występują:
Alec Newman (jako Paul Atryda)
William Hurt (jako Książę Leto Atryda)
Saskia Reeves (jako Lady Jessica Atryda)
James Watson (jako Duncan Idaho)
P.H. Moriarty (jako Gurney Halleck)
Ian McNeice (jako Baron Vladimir Harkonnen)
Matt Keeslar (jako Feyd-Rautha)
Giancarlo Giannini (jako Padyszach Imperator Szaddam IV)
Julie Cox (jako Księżniczka Irulan Corrino)
Karel Dobry (jako Doktor Keynes)
Barbora Kodetová (jako Chani)
DZIECI DIUNY
Tytuł oryginalny: “Children Of The Dune”
Rok produkcji: 2003, USA / Niemcy
Czas trwania: 266 min.
Reżyseria: Greg Yaitanes
Scenariusz: John Harrison
Na podstawie powieści Franka Herberta
Zdjęcia: Arthur Reinhart
Muzyka: Brian Tyler
Występują:
Alec Newman (jako Paul Atryda)
Julie Cox (jako Irulan Corrino Atryda)
Daniela Amavia (jako Alia Atryda)
James McAvoy (jako Leto Atryda II)
Jessica Brooks (jako Ganima Atryda)
Alice Krige (jako Lady Jessica Atryda)
P.H. Moriarty (jako Gurney Halleck)
Edward Atterton (jako Duncan Idaho)
Barbora Kodetová (jako Chani)
Steven Berkoff (jako Stilgar)
Ian McNeice (jako Baron Vladimir Harkonnen)
Tekst z archiwum film.org.pl.
Autorem tekstu jest Marcin Tadera.