Cudowne życie – recenzja filmu. Słodko-gorzki hołd dla matek

popkulturowcy.pl 6 godzin temu

Matka jest w stanie zrobić dla swojego dziecka naprawdę wszystko. A przynajmniej taka jest Esther, która poświęca całe życie dla swojego syna Rolanda. Jak to jednak w takich sytuacjach bywa, bardzo łatwo jest przekroczyć cienką granicę, a przysłowiowe przecięcie pępowiny okazuje się niesamowitym wyzwaniem.

Najnowszy film w reżyserii Kena Scotta to prawdziwy hołd dla wszystkich matek. Ma on jednak dość słodko-gorzki posmak. Cudowne życie to historia Rolanda (Jonathan Cohen), chłopca, który urodził się z końską stopą. Jego mama Esther (Leïla Bekhti) nie przyjmuje kalectwa dziecka do wiadomości. Na przestrzeni lat robi wszystko, aby go wyleczyć, odwiedzając niezliczoną masę lekarzy, cudotwórców czy konowałów. Kobieta nie poddaje się i walczy o swojego najmłodszego syna. Mimo wielu przeszkód i przeciwności losu, udaje jej się osiągnąć cel. Roland zaczyna chodzić i wkraczać w normalne życie. Niestety okazuje się, iż przecięcie pępowiny jest dla Esther niemożliwe.

Przyznam szczerze, iż początkowo spodziewałam się, iż cała fabuła filmu skupi się na dziecięcych latach głównego bohatera i próbach jego wyleczenia. Na szczęście Cudowne życie to nie tylko to. Przede wszystkim opowiada o relacji matki z synem, której daleko do ideału, ale jednocześnie dużo w niej ciepła i miłości. Skłamałabym jednak, gdybym powiedziała, iż zgadzam się z postawą Esther. Momentami jej nadopiekuńczość doprowadzała mnie do szału i dziwiłam się Rolandowi, iż najzwyczajniej w świecie nie potrafił odciąć się od jej toksycznej opieki. Z drugiej strony wiedziałam, iż nie jest to takie proste, a motywem kobiety była najczystsza miłość do dziecka.

Cudowne życie można odbierać jako hołd dla wszystkich matek, które są w stanie naprawdę wiele poświęcić dla dobra swoich pociech. Ta gloryfikacja nie jest jednak bez skazy. Gorzki obraz nadopiekuńczości uderza w widzów co kilka minut, dając jednocześnie lekcje, iż czasami choćby najlepsze zamiary i działania mogą okazać się zgubne. Roland przez wiele lat żył w cieniu matki, kochał ją i doceniał, ile dla niego zrobiła, ale w tym wszystkim przez bardzo długi czas nie mógł odnaleźć samego siebie. Esther, często w sposób toksyczny, wpychała się w każdy aspekt jego codzienności. W tym wszystkim nie brakuje też przemyśleń głównego bohatera, jak wielki wpływ miała matka na jego życie.

Kadr z filmu Cudowne życie

Trzeba oddać Kenowi Scottowi, iż potrafi poprowadzić historię w sposób lekki i przyjemny. Cudowne życie ma w sobie elementy komedii, nie brakuje tutaj zabawnych scenek, które łagodzą tragizm sytuacji. Dzięki temu film ogląda się swobodnie, bez zbytniego ciężaru emocjonalnego. O ile w pierwszej części produkcji zapałałam ogromną sympatią do Esther i jej starań, aby dziecko nie zostało kaleką, o tyle w późniejszych sekwencjach doprowadzała mnie do szału. Zresztą nie tylko mnie. Nie bez powodu Roland trafia w pewnym momencie na terapię, gdzie próbuje poukładać sobie w głowie relacje w rodzinie. Mierzy się z nadgorliwą i nadopiekuńczą matką oraz ojcem, z którym adekwatnie nie miał żadnych wspomnień.

Pod względem aktorskim nie mam produkcji nic do zarzucenia. Duet Cohen-Bekhti jest na ekranie rewelacyjny. Na ekranie autentycznie wybrzmiewają trudne i zawiłe relacje matka-syn, bije od nich prawdziwa autentyczność. Jednak mimo wszystko największą gwiazdą Cudownego życia jest właśnie Leïla Bekhti. Aktorka fenomenalnie balansuje między komedią a dramatem. Rewelacyjna scena podczas wesela Rolanda całkowicie powaliła mnie na łopatki, ale nie będę wam tu nic więcej zdradzać – warto to zobaczyć samemu. Dodajmy do tego świetną charakteryzację, dzięki czemu na naszych oczach ożywa Paryż od lat siedemdziesiątych do dwutysięcznych.

Kadr z filmu Cudowne życie

Klimat podkręca francuska muzyka, a przede wszystkim Sylvie Vartan. Legendarna piosenkarka jest osią napędową Cudownego życia, a choćby osobiście pojawia się gościnnie w filmie! To właśnie muzyczna gwiazda jest dla Rolanda ostają i pociechą w trudnych czasach dzieciństwa naznaczonego końską stopą. Życie bywa jednak przewrotne i po latach poznaje się z kobietą, która staje się jego przyjaciółką. Wybór Sylvie Vartan nie jest przypadkowy. Produkcja oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, które zostały opisane w książce Ma mère, Dieu et Sylvie Vartan (Moja matka, Bóg i Sylvie Vartan – tłum. własne) autorstwa Rolanda Pereza, czyli głównego bohatera filmu.

Przyznam, iż mam pewien problem z Cudownym życiem. Rozumiem bohaterów i ich motywację, ale postawa Esther wydawała mi się mimo wszystko za bardzo toksyczna. Po seansie w głowie pojawiła mi się od razu jedna myśl: można człowieka zagłaskać na śmierć. I ta sentencja pasuje do filmu jak ulał.

Fot. główna: kadr z filmu Cudowne życie

Idź do oryginalnego materiału