COMA wróciła na scenę po latach przerwy, a trasa Re-Start to nie tylko sentymentalny powrót do klasyków, ale konkretna, pełnokrwista produkcja koncertowa, która udowadnia, iż zespół pozostaje jedną z najważniejszych rockowych marek w Polsce. Koncert we Wrocławiu był przedostatnim przystankiem przed finałem zaplanowanym w Katowicach.
Od pierwszych minut było jasne, iż wieczór zostanie rozegrany na najwyższym poziomie. Zespół otworzył występ „Wolą istnienia”, następnie sięgając po „Pierwsze wyjście z mroku” i „Ostrość na nieskończoność”. Mocne wejście, świetne brzmienie, precyzyjna reżyseria światła — publiczność weszła w klimat bez chwili zawahania. Wraz z „Skaczemy” hala zamieniła się w wir energii: pogo i kotły dominowały pod sceną, a dynamika koncertu udowodniła, iż COMA przez cały czas doskonale kontroluje żywioł publiczności.
Druga część występu przyniosła mocne gitarowe uderzenia. Najpierw „Transfuzja”, a następnie wyjątkowo entuzjastycznie przyjęte „Killing In The Name” — cover Rage Against The Machine wykonany z wyczuwalnym szacunkiem, ale i charakterystyczną dla COMY ekspresją. „Tonacja”, „System” i „Schizofrenia” poprowadziły koncert w stronę intensywnej, emocjonalnej kulminacji — zwłaszcza gdy Piotr Rogucki (Roguc) przeszedł do publiczności, nawiązując bezpośredni kontakt z fanami.
Jednym z najbardziej widowiskowych momentów wieczoru była „Parapet”. Rogucki wspiął się na wejście techniczne i z wysoka prowadził utwór, tworząc imponujący obraz scenicznej dominacji. Po „Leszku Żukowskim” wokalista zwrócił uwagę widowni na sytuację społeczno-polityczną, pojawiając się na scenie w koszulce z napisem „Palestynie 48” i kierując kilka dosadnych zdań dotyczących przemocy i odpowiedzialności — wyraźny znak, iż COMA przez cały czas traktuje scenę jako przestrzeń wypowiedzi, nie tylko rozrywki.
W dalszej części koncertu pojawiły się „Spadam”, „Popołudnia bezkarnie cytrynowe” oraz „W deszczu maleńkich…” z gościnnym udziałem wokalisty Myslovitz. Duże poruszenie wywołała „Deszczowa piosenka”, kiedy Rogucki wbiegł na scenę z flagą Łodzi, wzmacniając przekaz utworu i wywołując silną reakcję publiczności.
Act czwarty to twardy rdzeń rockowej narracji COMY: „Trujące rośliny”, „0RH+” oraz „Wędrówka”, wykonana wspólnie z WaluśKraksaKryzys, który wcześniej rozgrzewał publiczność jako support. Następnie wybrzmiało „Ocalenie”, a kulminacyjnym punktem emocjonalnym wieczoru okazała się „Cisza i ogień” z wyjątkowo mocnym popisem gitarowym Marcina „Kobeza” Kobzy — solo, które należy zapamiętać jako jeden z najbardziej znaczących momentów trasy.
Na finał przygotowano „Los, cebula i krokodyle łzy” oraz „100 tysięcy jednakowych miast”, które przyniosło najbardziej poruszający obraz koncertu: na scenę została zaproszona młoda fanka, prosząca wcześniej listownie o możliwość wspólnego zaśpiewania utworu. Chwila autentycznego wzruszenia, pokazująca jak silną relację COMA wciąż buduje ze swoją publicznością.
Wrocław otrzymał koncert kompletny: świetna forma zespołu, wysoki poziom wokalny i instrumentalny, dopracowana oprawa wizualna oraz setlista łącząca klasykę z dokładnie upragnionymi przez fanów momentami. Bez zbędnych fajerwerków — za to z ogromem artystycznej szczerości i muzycznej mocy.
Jeśli Re-Start miał być dowodem na to, iż COMA przez cały czas ma coś ważnego do powiedzenia — eksperyment zakończył się pełnym sukcesem. Oczekiwania wobec finału w Katowicach rosną z każdą kolejną odsłoną trasy.
Skład COMY na scenie:
Piotr „Roguc” Rogucki – wokal
Dominik „Witos” Witczak – gitara
Marcin „Kobez” Kobza – gitara
Rafał „Matusz” Maruszewski – bas
Piotr „Von Hasselhof” Cieślak – instrumenty klawiszowe
Adam „Von Marszal” Marszałkowski – perkusja
                                















