"Codename: Annika" to odejście od stereotypowego skandynawskiego kryminału – recenzja serialu

serialowa.pl 1 rok temu

Czy świat pięknych i drogich dzieł sztuki może być niebezpieczny? Jak najbardziej, a „Codename: Annika” – nowy skandynawski serial SkyShowtime – pozwala nam na poznanie jego mrocznego, głęboko skrywanego oblicza.

„Codename: Annika” to nowy, sześcioodcinkowy serial sensacyjny, kolejna europejska produkcja platformy SkyShowtime. Ten szwedzko-fiński kryminał, który stworzyli Mia Ylönen i Aleksi Bardy, a wyreżyserował AJ Annila („Peacemaker”) – jeden z czołowych fińskich reżyserów – przenosi widza za kulisy ukrytego świata fałszerstw wielkich dzieł sztuki i ukazuje wyzwania związane z życiem z podwójną tożsamością. Czy będzie to kolejny hit na miarę najpopularniejszych produkcji z tego regionu Europy?

Codename: Annika – o czym jest serial SkyShowtime?

Emma (Sannah Nedergård, „Yellow Sulphur Sky”) to fińska śledcza ds. oszustw w branży dzieł sztuki. Młoda i zdolna detektywka szkoli się w prowadzeniu tajnych operacji i zostaje wysłana do Sztokholmu, gdzie ma zinfiltrować duży dom aukcyjny i zbadać jego powiązania z przestępcą zajmującym się praniem brudnych pieniędzy. Jak to często w takich historiach bywa, gwałtownie okaże się, iż zadanie, które na pierwszy rzut oka nie wydaje się aż tak skomplikowane, jest niezwykle trudne do wykonania i może sprowadzić na główną bohaterkę śmiertelne niebezpieczeństwo.

„Codename: Annika” (Fot. SkyShowtime)

Na potrzeby śledztwa Emma przybierze postać Anniki Stormare – kobiety, od której w teorii różni ją wszystko. Annika jest porywcza, kocha szalone imprezy, alkohol, narkotyki i niebezpieczną jazdę samochodem. Wraz z rozwojem śledztwa będziemy mogli obserwować, jak Emma coraz bardziej zagłębia się w życie kryminalnego półświatka, a jej własna tożsamość zaczyna coraz bardziej zlewać się z tożsamością Anniki. To oczywiście nie pozostanie bez wpływu na jej życie osobiste – to, im dalej w las, tym szybciej będzie się rozpadać. A przecież na początku wszystko wygląda bardzo idyllicznie – Emma i jej partner kochają się i zaczynają planować ślub.

Przyjęcie tożsamości Anniki przez Emmę jest ryzykowne z jeszcze jednego powodu. Nie jest to pierwsza lepsza postać stworzona na potrzeby śledztwa pod przykrywką. Annika istniała naprawdę, zostawiła po sobie wiele tajemnic i sieć skomplikowanych powiązań i była niezwykle istotną częścią życia Emmy. Ta będzie musiała teraz zmierzyć się ze swoimi wspomnieniami, które już dawno próbowała pogrzebać. Prowadzone przez nią śledztwo na nowo otworzyło jednak wszystkie stare rany i zmusiło ją do ponownego skonfrontowania się z tematami, o których wolałaby na zawsze zapomnieć.

Codename: Annika stawia na szybkie tempo akcji

Ponieważ fabuła serialu zamknięta została w sześciu odcinkach (przedpremierowo widziałem wszystkie), twórcy nie tracą czasu i gwałtownie rzucają widza na głęboką wodę. Może choćby nieco zbyt szybko, bo z tego powodu drugoplanowi bohaterowie, a tych nie jest wcale tak mało, zostali w większości ledwo zarysowani – tak jak ich relacje z Emmą. To zresztą moim zdaniem główny problem „Codename: Annika” – twórcy mieli wyraźny problem z odpowiednim rozłożeniem akcentów i pomieszczeniem całej historii w nieco ponad czterech godzinach. Przez to zbyt często mamy wrażenie, iż pewne wątki nie zdążyły odpowiednio wybrzmieć, iż wszystko poszło zbyt szybko.

„Codename: Annika” (Fot. SkyShowtime)

A tak jest choćby w przypadku znajomości Emmy z Béatrice (Clarisse Lhoni-Botte, „Rolling to You”), która ma ogromne znaczenie dla całej historii. Główna bohaterka bardzo gwałtownie zdobywa zaufanie kobiety, którą śledzi, wręcz zbyt szybko, aby było to wiarygodne. Przeszłość Emmy – choć twórcy od początku sugerują, iż ta jest bardzo skomplikowana – zaczynamy z kolei lepiej poznawać w ostatnich dwóch odcinkach. Wcześniej muszą wystarczyć nam krótkie flashbacki, pojedyncze zdjęcia czy zdania. Oczywiście, „Codename: Annika” to serial sensacyjny, więc zarzucanie mu szybkiego tempa akcji nie jest może najlepszym pomysłem. Problem w tym, iż przez to tempo do scenariusza czasem wkrada się chaos.

Musimy zatem czasem przymknąć oko na pewne niedociągnięcia, ale ostatecznie warto to zrobić – wtedy „Codename: Annika” dostarczy nam naprawdę sporo frajdy z oglądania. A przecież przede wszystkim o to w takich produkcjach chodzi – o frajdę. Mimo pewnych tych moich narzekań na tempo akcji, ani razu nie odniosłem wrażenia, by twórcy próbowali wcisnąć widzom jakąś niewiarygodną historię. Nie, to nie jest „Agentka o stu twarzach”, serial SkyShowtime bardzo mocno trzyma się ziemi. Pomaga w tym zresztą także główna bohaterka – Emma to postać z krwi i kości, która może i nie wzbudza wielkiej sympatii wśród widzów, ale mimo to gwałtownie przestaje im być obojętna.

Codename: Annika – czy warto oglądać serial?

„Codename: Annika” to produkcja, której twórcy już w jej opisie obiecywali przełamywanie konwencji nordyckiego gatunku noir. Trzeba im oddać, iż słowa dotrzymali. I bardzo dobrze. Może i fani skandynawskich kryminałów będą zawiedzeni, iż tym razem nie rozwiązujemy zagadki tajemniczego morderstwa gdzieś pośród lasów na odludziu, ale to mogło robić wrażenie 10 lat temu. Szwedzko-fiński serial SkyShowtime serwuje widzom tak naprawdę bardzo uniwersalną historię, która równie dobrze mogłaby się dziać zupełnie gdzie indziej. Widać, iż twórcy celują tutaj w międzynarodową widownię i być może dlatego zabrakło chociażby tak często obecnych w serialach skandynawskich wątków społecznych.

„Codename: Annika” (Fot. SkyShowtime)

Czuć, iż twórcy mieli ambicję, by stworzyć produkcję, która trafi do szerszej widowni, ale też nie będzie zmuszała ich do pójścia na przesadne kompromisy. „Codename: Annika” w żaden sposób nie rewolucjonizuje gatunku, ale też wyraźnie próbuje przekonać do siebie widzów czymś więcej niż szybką akcją. Choć, jak już wspomniałem, akcenty nie zawsze zostają odpowiednio rozłożone, to twórcom udaje się stopniowo budować napięcie, a cała historia coraz bardziej pochłania widza – tak jak Emmę pochłania postać Anniki. „Codename: Annika” to serwuje nam wciągającą historię, w którą łatwo się zaangażować. Nie wiem jednak, jak serial sprawdzi się w modelu emisji, gdzie co tydzień widzowie dostają jeden odcinek. Mam wrażenie, iż to produkcja skrojona w sam raz pod binge-watching.

Czasem można odnieść wrażenia, iż do zakończenia (serialu? 1. sezonu?) powinna wieść nieco dłuższa droga, iż pewne rzeczy wydarzyły się zbyt szybko, ale ostatecznie produkcja SkyShowtime to kawał porządnego kryminału pomieszanego z serialem akcji. Na jego plus z pewnością działa też raczej niestandardowa tematyka – w końcu raczej nie spodziewamy się prawdziwych czarnych charakterów między dziełami sztuki. To jednak tylko punkt wyjścia, za obrazami kryje się znacznie więcej. Finał „Codename: Annika” pozostawił mnie z pewnym uczuciem niedosytu i apetytem na więcej, na szczęście twórcy wyraźnie sugerują, iż mają pomysł na więcej. jeżeli będą mieli okazję go zrealizować, zasiądę do oglądania.

Codename: Annika – odcinki w soboty na SkyShowtime

Idź do oryginalnego materiału