Historia grunge’u zaczęła się na początku lat 80., choć wtedy nikt go jeszcze tak nie nazywał. Prezydentem w USA był wtedy Ronald Reagan, wprowadzający konserwatywny obyczajowo i ultraliberalny gospodarczo zwrot w amerykańskiej polityce. Na piedestale postawił samowystarczalną jednostkę, której państwo tylko przeszkadza. Uosobieniem tego ideału byli yuppies – w latach 80. dzielni żołnierze kapitalizmu. Przeciwstawiano im pokolenie X – pełnych sarkazmu, leniwych „przegrywów”, którzy nie chcieli wziąć na swoje barki odpowiedzialności. To właśnie pokolenie, które zakładało zespoły opatrywane później etykietką grunge’u.
W tym czasie mainstreamowy rock stawał się karykaturą. Buzowały za to w Ameryce lokalne gitarowe sceny – od stołecznego Waszyngtonu, przez Athens w Georgii, aż do Seattle. Największy sukces odniosła ta ostatnia. Do zespołów nagrywających dla lokalnych małych wytwórni, z których najważniejszy był założony przez Bruce’a Pavitta i Jonathana Ponemana Sub Pop, ustawiały się kolejki przedstawicieli wielkich koncernów.