Czy najnowsza produkcja świąteczna z Michelle Pfeiffer ma szansę stać się nowym grudniowym klasykiem? Jest lekka, ma przesłanie, a momentami potrafi wzruszyć. Wśród wysypu nijakich filmów związanych z Bożym Narodzeniem, Co.za.radość. ma duży potencjał, aby zostać zapamiętanym na nieco dłużej.
Claire (Michelle Pfeiffer), główna bohaterka filmu Co.za.radość., jest głównym spoiwem swojej rodziny. Kobieta kocha święta i co roku stara się, żeby wszystko było idealne. Wraz z mężem Nickiem (Denis Leary) czekają na coroczny przyjazd najstarszej córki Channing (Felicity Jones) z mężem Dougiem (Jason Schwartzman) i wnukami, środkowej Taylor (Chloë Grace Moretz i najmłodszego syna Sammy’ego (Dominic Sessa). Jak łatwo się domyślić rodzinę tworzy mieszanka osobowości. Kiedy wszyscy trafiają pod jeden dach to dom opanowuje wszechobecny chaos. W tym całym świątecznym zamieszaniu Claire marzy tylko o tym, żeby jej pociechy zgłosiły ją do programu Zazzy Tims (Eva Longoria). Jest jej ogromną fanką, a gwiazda co roku organizuje konkurs na docenienie najlepszej mamy.
Jednak wraz z przyjazdem dzieci, idealny plan i marzenia Claire rozpadają się niczym domek z kart. Jak się okazuje cała organizacja świąt jest wyłącznie na jej głowie, dzieci całkowicie zignorowały zgłoszenie do programu Zazzy Tims, przesadnie idealna sąsiadka Jeanne (Joan Chen) doprowadza do szału, Sammy narzeka na smak cynamonek, a Channing oświadcza, iż kolejne święta chciałaby spędzić na nartach. Jednak czara zostaje przelana, kiedy w chaosie organizacyjnym przy wyjeździe na pokaz taneczny (na którym Claire niesamowicie zależało) rodzina zapomina o kobiecie. Dogłębnie zraniona Claire pakuje torbę i postanawia zostawić rodzinę samą na święta. Właśnie tym uświadamia im jak wiele pracy kosztowały ją coroczne przygotowania. Przede wszystkim dochodzi do nich jak ważne i cenne są wspólne spędzone chwile.
Co.za.radość. jest filmem uroczym i zgrabnie wprowadza w świąteczną atmosferę. Osobiście, poza Holiday i Świąteczną gorączką, nie przepadam za tym gatunkiem. Są to dla mnie historie powtarzalne, często mało śmieszne, a co najważniejsze – dość gwałtownie mnie nudzą. Dlatego też do produkcji Co.za.radość. podchodziłam ostrożnie. Zaskoczyło mnie, iż tak gwałtownie dałam się opanować świątecznej magii. Równie prędko moja początkowa sympatia do filmowej rodziny przerodziła się w niechęć. Nie mogłam zrozumieć jak bardzo byli zaślepieni i egoistyczni oraz jak bardzo ignorowali fakt, iż Claire pracuje w pocie czoła. Sceny, w których kobieta haruje, a Nick przykładowo ogląda sobie telewizję rozbudzały we mnie coraz większą frustrację. Podobnie jak moment, w którym wszyscy czekali z winkiem na kolację i zareagowali oburzeniem na jej opóźnienie. Oczywiście nikt nie pofatygował się, żeby pomóc mamie.
Kadr z filmu Co.za.radość.Chociaż Co.za.radość. teoretycznie ma być dramatem i komedią, to jednak te humorystyczne sekwencje średnio mnie bawiły. Ucieczka przed ochroną w galerii handlowej (i dziwny pościg/pojedynek na parkingu) wywołała u mnie ciarki żenady. Podobnie jak ultra dziwne próby Douga na nawiązanie kontaktu z Taylor. Konflikt między Claire a Jeanne również jest okropnie przerysowany i niezbyt zabawny. Nie będzie więc wielkim odkryciem to, iż poziom komedii jest tutaj na dość niskim poziomie. Pokrzepiające jest, iż nie na tym opiera się siła filmu. Co.za.radość. ma przede wszystkim zmusić do refleksji oraz do dostrzeżenia zapracowanych mam (zwłaszcza w okresie świątecznym) i z powodzeniem ubiera to wszystko w feel good movie.
Oczywiście dochodzi do tego rewelacyjna Michelle Pfeiffer, która jest perełką produkcji. Aktorka błyszczy na ekranie, a Claire w jej wykonaniu jest autentyczna i jestem pewna, iż wielu widzów odnajdzie w niej odbicie siebie lub swoich najbliższych. Generalnie aktorsko Co.za.radość. nie wypada źle, jednak nie da się ukryć, iż całą uwagę na ekranie skupia wokół siebie właśnie Michelle Pfeiffer. Zwróciłabym jeszcze uwagę na ekscentryczną Zazzy Tims, w którą wcieliła się Eva Longoria. Drugoplanowa rola została dopieszczona i, co tu dużo kryć, również przyciąga spojrzenia i wzbudza ciekawość. Szczególnie w scenie, kiedy Claire spotyka się z Zazzy w jej gabinecie.
Kadr z filmu Co.za.radość.Co.za.radość. na pewno nie jest filmem przełomowym, ale zdecydowanie wyróżnia się na tle dziesiątek świątecznych komedii romantycznych o wątpliwej wartości. Jestem przekonana, iż wrócę do tej produkcji za parę lat, kiedy będę spragniona bożonarodzeniowej atmosfery. Chciałabym również obejrzeć ten film z mamą i chociaż w moim domu praca rozłożona jest na wszystkich po trochu, to jednak fajnie by było z nią też o tym porozmawiać. Być może czegoś nie dostrzegam – zupełnie tak samo jak rodzina Claire.
Fot. główna: kadr z filmu Co.za.radość.














