„Co w duszy gra” (2020) – analiza i recenzja [SPOILERY]

primemovies.pl 9 godzin temu
Zdjęcie: Plakat filmu Soul.


Pixar już nieraz udowodnił, iż potrafi w swoich bajkach zawrzeć tak mądre i piękne przesłanie, jakiego nie powstydziłyby się poważne dramaty live action. Nie inaczej jest w przypadku „Co w duszy gra”. Humorystyczne wstawki i wartka opowieść prowadzą nas ku wzruszeniu i refleksji. To film o duchowości i sensie życia – nie przesadzam. Ten artykuł jest jego recenzją i dogłębną analizą.

O czym opowiada ta animacja?

Sama nazwa bajki to już sprytna dwuznaczność, która pokazuje o czym jest ta opowieść. Tyczy się to zarówno angielskiego „Soul”, jak i polskiego „Co w duszy gra”. Z jednej strony jest to historia człowieka pasjonującego się muzyką (jazzem i soulem), a z drugiej… perypetii jego duszy (en. soul).

Oto poznajemy Joe Gardnera, który uczy muzyki w szkole. Właśnie otrzymuje on propozycję pracy na stałe w tej placówce edukacyjnej, z ubezpieczeniem i konkretną umową. Później idzie do miejsca pracy swojej mamy, aby jej to powiedzieć. Kobieta pyta się go czy przyjmie on tę ofertę, zamiast „grać do kotleta” w różnych miejscach. Muzyk zgadza się, ale dosłownie chwilę później zdarza się kolejna nieoczekiwana rzecz.

Otrzymuje on zaproszenie od swojego dawnego ucznia, aby zagrał z zespołem Dorothei Williams – saksofonistki, która jest dla niego prawdziwą inspiracją. Przychodzi do niej na swego rodzaju przesłuchanie. Zaczyna grać na pianinie, unosząc się w artystycznym szale, czym zdobywa uznanie artystki. Zostaje przyjęty do kwartetu.

Joe uwielbiał jazz i soul od czasu, kiedy ojciec zabrał go do jazz-clubu. Źródło: Disney, Pixar

Bohater czuje się prawdziwie uskrzydlony. Cieszy się i jest cały w skowronkach, więc zupełnie nieuważnie przechodzi przez ulicę. Aż tu nagle powija mu się noga, spada do kanału i… umiera. Jego dusza trafia do Przedświatów, a on przez resztę animacji próbuje się stamtąd wydostać.

W lekki sposób o trudnych tematach

Opisałem te pierwsze kilkanaście minut widowiska, by pokazać jak odważnym jest. Kemp Powers i Pete Docter (znany z „W głowie się nie mieści”) przedstawiają historię o duchowości, próbie odnalezienia sensu w obliczu śmierci, emocjach i obsesji. Dzieci powinny również poznawać takie tematy, ale…

to brzmi jak kawał egzystencjalnego dramatu, który niezbyt pasuje do bajek. Nic bardziej mylnego! Mimo tego, iż autorzy tego dzieła poruszają w nim tego rodzaju idee, robią to z niezwykłym wdziękiem. Nie da się obejrzeć tego i nie zaśmiać się wiele razy.

Artystyczna wizja „Przedświatów” (przestrzeni między życiem, a śmiercią). Źródło: Disney, Pixar

Podobnie całość zachwyca audiowizualnie. W tle przygrywa często właśnie jazz. Kolejne przedstawiane miejsca intrygują pomysłem – może nie aż tak Nowy Jork, ale różne części Przedświatów już jak najbardziej.

Interpretacja filmu – pytanie o sens

Wracając do fabuły – Gardner nie chce pogodzić się ze śmiercią i usilnie ucieka przed portalem pełnym światłości, który ma symbolizować życie pośmiertne lub może jego brak. Można potraktować to jako ruch ze strony twórców, by nie wypowiadać się koniecznie na tematy stricte religijne. Chcieli oni raczej uczynić swoje dzieło uniwersalnym.

Kontrast psychologiczny między postaciami

W kolejnych momentach filmu, mężczyzna trafia do przestrzeni, gdzie napotyka nienarodzone jeszcze dusze. To miejsce, w którym stare dusze „mentorów” mają przygotować młodych do wyjścia na świat. Dzięki przypadkowi, Joe jest pomylony z wybitnym psychologiem dziecięcym i zostaje mu wyznaczone niełatwe zadanie. Ma on pomóc duszy 22 zdobyć swoją iskrę, przez co będzie mogła ona trafić na Ziemię. Dotychczas nikomu wcześniej się to nie udało.

Nie opisując już konkretnie tego co się tam stało, on i jego podopieczna wracają razem na naszą planetę. Ona w jego ciele, a on w ciele kota. Starają się sprawić, by muzyk mógł tutaj zostać i zagrać koncert z Dorotheą, a ona (niechętna wobec ziemskiego życia) zostać odesłana tam, skąd pochodzi.

Jazzman chce jak najszybciej wrócić do swojej fizycznej powłoki, myśląc jedynie obsesyjnie o możliwości zagrania koncertu. Staje się też dość marudny. Przechodzi przez dzień z towarzyszącą mu duszyczką. Okazuje się jednak, iż jej zaczyna się tu podobać. Po raz pierwszy smakuje pizzy, rozmawia z ludźmi czy podziwia chmury i spadające liście. Widzi w otaczającej ją rzeczywistości i spontanicznym jej przeżywaniu piękno.

Wewnętrzna przemiana pianisty

Przez kolejne nieszczęśliwe przypadki, zostają oni schwytani przez jedną z zarządczyń Przedświatów i powracają tam. 22 i Gardner się kłócą, komu ma przysługiwać powrót na Ziemię. Nienarodzona dusza zostaje, bo mimo tego, iż zyskała swoją iskrę (miłość do świata i doświadczania go?), oddała przepustkę na świat mężczyźnie.

Muzyk oczywiście bardzo się cieszy, głównie z tego, iż w końcu zagra swój wymarzony koncert. Robi tam dobrą robotę i choćby zostaje przyjęty do zespołu Dorothei. Jednak gdy już mu się to udaje, czuje się nieswojo. Nowa koleżanka z zespołu opowiada mu pewną historyjkę:

Dorothea: Co jest, nie cieszysz się?

Joe: Jasne, ale wiesz… czekałem na tę chwilę praktycznie od zawsze i jakoś tak dziwnie się czuję.

Dorothea: Jest taka anegdota o małej sardynce. Zapytała raz mądrą, starą sardynę: „Nie wiesz może jak trafić do tego całego morza?” „Do morza?” – spytała się ta stara. „To właśnie jest przecież morze”. „To tutaj?” – zdziwiła się sardynka. „To zwykła woda. Ja chcę mieć morze, nie jakąś wodę”.

Joe, cały czas nieco zmieszany, wraca do domu. Tam, patrząc się na zebrane przez 22 przedmioty takie jak nosek z drzewa klonu, skórkę od pizzy czy lizaka, zaczyna rozumieć o co chodzi. W życiu nie chodzi tylko o osiąganie wyznaczonych sobie ambitnie celów. jeżeli skupiamy się tylko na tym, to możemy zapomnieć, żeby po prostu czerpać euforia z małych rzeczy. A to w tych małych rzeczach tkwi sedno.

Happy end – pogodzenie się z życiem i śmiercią

Joe grając sobie na pianinie w domu, znajduje się w stanie swoistego flow (słowo to pada w filmie, a nasuwa to skojarzenia z koncepcją psychologa Csikszentmihalyi’a, o której warto poczytać) i przenosi się ponownie do Przedświatów.

Udaje mu się tam pogodzić z 22 i oddaje jej przepustkę na świat. W końcu relacja z nią pozwoliła mu stać się bardziej uważnym na otaczające go piękno. On sam teraz zmierza ku portalowi, z którego bije jasne światło. Chociaż ma umrzeć to uśmiecha się, jest pogodzony z tym faktem.

Joe po tym, co przeżył, zmienił swoje nastawienie do życia. Źródło: Disney, Pixar

Jednak przez to, iż chyba udało mu się uratować tamtą duszę i to taką, z którą wszyscy inni mieli problem, zyskuje drugą szansę na Ziemi od zarządców Przedświatów. Kiedy powraca na planetę, mówi, iż nie chce zmarnować już żadnej minuty tutaj. Pokazuje to jak zagrożenie śmiercią może skłonić ludzi do życia lepiej. Płynie też z tego egzystencjalne przesłanie – pogodzenie się ze śmiercią, jak i nauczenie się czerpania garściami z życia, to tak naprawdę dwie strony tej samej monety.

Nie ma innych filmów jak bajki Pixara

Mnie osobiście niesamowicie wzruszyła ta bajka. Może mam słabość do produkcji tej wytwórni filmowej, ale nie bez powodu – chyba nikt inny nie tworzy tak pięknych światów, w których umieszczają emocjonalne historie. prawdopodobnie to również zasługa Pete’a Doctera, który wcześniej wyreżyserował „W głowie się nie mieści” – to i właśnie „Co w duszy gra” to pod pewnymi względami podobne opowieści.

Idź do oryginalnego materiału