Jedenaście lat po premierze "Pod skórą" Jonathana Glazera wreszcie doczekało się polskiej dystrybucji. Przez jednych nazywane arcydziełem, przez innych bełkotem, poniosło finansową porażkę, by po czasie doczekać się miana najlepszego brytyjskiego filmu XXI wieku w rankingu "MASSIVE Cinema". Zakończony gwizdami pokaz w Wenecji doprowadził do płaczu gwiazdę produkcji, Scarlett Johansson, która później przyznawała jednak, iż to właśnie rola u Glazera przywróciła jej aktorską pasję. "Pod skórą" wciąż rodzi pytania, kontrowersje, spory. Skąd pochodzi ta kosmitka? Dokąd zmierza w swojej odysei przez Szkocję? Dlaczego ta skromna z pozoru historia tak hipnotyzuje?
Tekst zawiera spoilery z filmu "Pod skórą" oraz literackiego pierwowzoru Michela Fabera.
Fabuła jest jednocześnie prosta i enigmatyczna. Przybyszka z nieznanej planety zakłada skórę pozyskaną z przypadkowej, martwej kobiety. W tej postaci, obdarzona urodą Scarlett Johansson, jeździ ulicami Szkocji i oferuje podwózkę samotnym mężczyznom. Następnie zaprasza ofiary do swojego domu, gdzie je zabija, topiąc w czarnej mazi. Cały proceder wydaje się zorganizowaną, starannie zaplanowaną akcją jakiejś obcej cywilizacji. Działania bohaterki nadzorują tajemniczy strażnicy w kostiumach ziemskich motocyklistów, ale nie dowiadujemy się, po co adekwatnie kosmitom ludzkie ciała. Podobnie bez odpowiedzi pozostaje pytanie, dlaczego w pewnym momencie w bohaterce dochodzi do przemiany i przestaje wykonywać rozkazy.
Jedną z pierwszych interpretacji "Pod skórą", jakie nasuwają się w trakcie seansu, jest ta o performatywności ról płciowych. Główna bohaterka dosłownie stwarza kreację męskiego ideału kobiety. Najpierw kradnie piękne ciało denatki. Następnie obserwuje kobiety w galerii handlowej, kopiuje ich makijaż i ubiór. W nieco kiczowatym przebraniu bohaterki – niepasująca do subtelnej urody Johansson kruczoczarna peruka heroiny kina noir, mocna pomadka i futerko – jest coś z upierzenia dzikiego zwierzęcia wabiącego partnerów. Obcy dobrze zanalizowali obyczaje godowe naszego gatunku i teraz je powielają. Odgrywany przez kosmitkę flirt jest robotyczny, wyuczony, recytuje swoje kwestie jak AI; ale podnieceni samym faktem kontaktu z tak piękną kobietą mężczyźni nie zwracają uwagi na szczegóły. Wbrew rozsądkowi wierzą w kreowaną fantazję, choćby kiedy wiedzie ich w ramiona nie kochanki, ale zimnej, ciemnej mazi pozaziemskiego pochodzenia, kiedy popęd seksualny okazuje się w istocie popędem śmierci.
To nie przypadek, iż na samym końcu filmu gwałciciel zabija bohaterkę po tym, gdy dostrzega pęknięcia w jej skórze. Destrukcji ulega jej performowana kobiecość, zamiast kuszącej iluzji pokazuje się żyjąca, nieidealna istota. To nie przypadek także, iż dyskusję o filmie zdominował fakt, iż Scarlett Johansson to właśnie tutaj pokazała się nago po raz pierwszy. Kosmitka w "Pod skórą" okazuje się bliska ziemskim kobietom w tym, jak bardzo jest uprzedmiotowiona przez otoczenie, jak bardzo redukuje się ją do jej seksualności i nie szuka w niej niczego więcej; a to tylko jedna ze składowych jej osamotnienia.
Film Glazera to awangardowe science fiction, idące w poprzek konwencjom i kliszom gatunku, bo zamiast epickiej przygody w kosmosie albo futurystycznej wizji świata otrzymujemy zadumę nad odmienną formą życia. W "Pod skórą" opowieść o obcym jest przede wszystkim obca. Taką kosmitkę mógłby napisać Kafka. To prawdziwy kosmiczny horror – zetknięcie z kimś, kto wymyka się naszemu rozumowaniu i od początku do końca pozostaje tajemnicą. Cała genialna ścieżka dźwiękowa Miki Levi oraz warstwa audiowizualna filmu skupiają się na wytworzeniu wrażenia alienacji, oddaniu perspektywy osoby zagubionej w nieswoim świecie. Dystansując widza od przedstawianych wydarzeń i nie siląc się na to, by uczynić zachowanie bohaterki łatwiejszym do zrozumienia, paradoksalnie wymusza się empatię. Spojrzenie kosmitki okazuje się wyjątkowo bliskie spojrzeniu... osoby z depresją.
Trawiący ją wewnętrzny kryzys, z którym bez wątpienia się zmaga, pozostaje nieprzenikniony. Jej krążenie po ulicach w poszukiwaniu człowieka – przeistacza się w traktat o samotności. To portret osoby, którą coś – trauma? choroba? lęk? – oddziela od innych, która nie potrafi nawiązywać satysfakcjonujących relacji, ale mimo tego podejmuje kolejne próby, zawsze kończące się rozczarowaniem. Napotkanych mężczyzn interesuje tylko jej zewnętrzne opakowanie; kosmitkę interesuje raczej to, co pod skórą. Krew na kolcach róży, człowiek pod zdeformowaną twarzą, coś szczerego i nieuwzględnionego w protokole jej "badawczego projektu", coś niwelującego kosmiczny dystans.
W poszukiwaniu bliskich spotkań trzeciego stopnia z Ziemianami kosmitka ponosi porażkę. Mężczyzna, który zaprasza ją do domu, nie pomaga przecież pięknej nieznajomej bezinteresownie, ale seks międzygatunkowy okazuje się niemożliwy. Bohaterka ucieka: zawiedziona albo przestraszona. Chwilę później inny mężczyzna ją krzywdzi: gwałci i podpala. W swoim świeżo rozbudzonym zainteresowaniu ludźmi nie zdążyła w porę zauważyć, iż inne od siebie gatunki traktują oni z takim samym brakiem empatii, jak ona początkowo traktowała ich.
W wizyjnej scenie obserwujemy, co dzieje się z mężczyznami po wkroczeniu w czarną otchłań: ich ciało ulega skurczeniu i deformacji, wygląda to tak, jakby zostawała z nich sama skóra. Czy kosmitom zależy właśnie na niej? Gromadzą skóry, by móc podszywać się pod ludzi i dokonać inwazji? Film nie udziela wyjaśnień, ale literacki pierwowzór, "Pod skórą" Michela Fabera, jest dużo bardziej bezpośredni. W powieści główna bohaterka poluje na ludzi, których następnie wywozi na fermę, gdzie są pasieni i zabijani, ponieważ stanowią ulubiony przysmak istot z jej planety. Książka Fabera nie jest bynajmniej jedynym dziełem science fiction opowiadającym o kosmitach eksploatujących ludzi tak samo jak ludzie eksploatują zwierzęta: wystarczy przypomnieć choćby jeden z najsłynniejszych odcinków oryginalnej "Strefy mroku" (1959-1964), czyli "To Serve Men". Tytuł tego epizodu był jednocześnie tytułem książki należącej do jednego z kosmitów, którzy przylecieli na Ziemię. Jak ujawniał jeden z najbardziej ikonicznych plot twistów w historii amerykańskiej telewizji, zwrot ten oznaczał jednak nie "służyć ludziom", co zakładali początkowo bohaterowie serialu, ale raczej "jak przyrządzać ludzi".
Gatunkowizm, szowinizm gatunkowy, specyzm – różnie tłumaczy się termin stworzony przez Richarda D. Rydera, a spopularyzowany dzięki książce "Wyzwolenie zwierząt" (1975) Petera Singera. Tym mianem określa się dyskryminację zwierząt z gatunków innych niż homo sapiens, traktowanie ich w sposób okrutny i użytkowy, uznawanie ich zdrowia i życia za coś, czym człowiek może dowolnie dysponować. Bioetycy od lat starają się – bezskutecznie – uwrażliwiać ogół na to, jak niemoralnie traktujemy inne myślące i czujące istoty zamieszkujące naszą planet i do jak złych celów wykorzystujemy naszą ewolucyjną przewagę nad nimi. Zbrodnie człowieka przeciwko innym organizmom żywym są być może najczarniejszą kartą w dziejach naszego gatunku. Jak wiele kontrowersji, złości i niezrozumienia wciąż budzi w ludziach mówienie o prawach zwierząt? Pod tym tekstem pewnie znajdzie się przynajmniej jeden komentarz, który to doskonale unaoczni. W kamerze Glazera jednak, tak jak w oczach jego kosmitki, różnice między ludźmi i zwierzętami są minimalne. O ile Kubrick w "2001: Odysei kosmicznej" (1968) – filmie, z którym "Pod skórą" otwarcie dialoguje m.in. za sprawą otwierającej sekwencji – patrzył w przyszłość z fascynacją i wiarą w ewolucję, o tyle Glazer postrzega nasz gatunek z dużo większym pesymizmem.
W "Strefie interesów" (2023) obserwowaliśmy w podczerwieni pszczoły. Natomiast w "normalnym" świetle widzialnym Glazer zmuszał nas do obserwacji innej bardzo podporządkowanej swojej społecznej roli i bardzo nielubiącej przeciwstawiać się woli większości istoty: człowieka. Naziści w oscarowym filmie Brytyjczyka są przede wszystkim służbistami, to dzięki ich pracowitości i posłuszeństwu machina Zagłady działa sprawnie niczym ul. Małżeństwo Hössów powtarza przed snem zasłyszane w Hitlerjugend żarty o Żydach i nie dostrzega w tym zła, bo nie nauczono ich postrzegać tego jako zło. Jak większość ludzi nie kwestionują wartości, które ich otaczają. Za odpowiedź na każdą wątpliwość wystarcza im opowiedzenie się po stronie silniejszego i liczniejszego. Nie doszukują się głębszego sensu w swojej pracy, ważne, iż zapewnia im wygodne życie.
W odróżnieniu od Hössa zaczyna jednak drogą obserwacji dochodzić do samodzielnych wniosków. Jak rzeźnik posiadający minimum wrażliwości prędzej czy później musi zorientować się, iż zabijane przez niego świnie odczuwają ból i strach, tak i ona dojrzewa do odkrycia, iż to, co przekazano jej o ludziach, nie jest do końca prawdą. Trudno wskazać konkretny moment, w którym bohaterka wychodzi ze swojej platońskiej jaskini. Glazer reżyseruje przełom swojej kosmitki tak, jak Akerman reżyserowała rozpad wewnętrzny Jeanne Dielman: najpierw drobiazgowo konstruuje jej codzienność (czy raczej w tym przypadku: modus operandi), a potem dodaje kolejne mikropęknięcia na tym obrazku. Przełomowe odkrycie raczej w niej kiełkuje niż razi piorunem. Być może zasiewa je płacz dziecka w samochodzie obok, który, jak sugeruje cięcie montażowe, wyrywa bohaterkę ze wspomnień o niemowlęciu porzuconym na plaży. Być może to bezinteresowna pomoc przechodniów, jakiej udzielają jej po upadku. Pewne jest, iż w końcu dochodzi do takiego krytycznego momentu, iż nie potrafi już dłużej patrzeć na ludzi jak na zwierzynę łowną, staje się niezdatna do dalszego wykonywania swojej pracy – a wtedy ucieka.
Obojętność na okrucieństwo – to wielki temat Glazera, który przewija się przez całą jego twórczość, nie daje mu spokoju i prowokuje do coraz głębszego grzebania pod skórą problemu. Nie samo okrucieństwo, ale właśnie obojętność na nie, brak refleksji i empatii. Już w debiutanckim "Sexy Beast" (2000) reżyser przyglądał się zachowaniu psychopaty, Dona Logana, gangstera całkowicie pozbawionego umiejętności introspekcji i odczuwania wyrzutów sumienia. Dość gwałtownie jednak reżyser bardziej niż psychologią zdeprawowanych jednostek, które tak łatwo i wygodnie jest oskarżać o wszystkie problemy świata, zaczął interesować się tym, jakie mechanizmy grupowe i społeczne wpływają na to, iż zło staje się tak proste, banalne i powszechne.
W porażającej krótkometrażówce "Upadek" (2019) brutalnie wrzucił widza w sam środek sadystycznego szaleństwa tłumu, dokonującego samosądu na samotnym mężczyźnie. Kulminacją Glazerowskich dywagacji nad banalnością zła i zobojętnieniem na cudze cierpienie jest jednak bez wątpienia "Strefa interesów" – film wcale nie o nazizmie i nie o Holokauście, ale o ludzkiej naturze. Hössowie są, jak pisałam wyżej, wychowani i przyuczeni do spełniania swojej roli, której nie kwestionują, ale ich moralna ambiwalencja ma charakter uniwersalny, bliski nie tylko pionkom totalitarnego systemu. Hedwig przymierzająca przed lustrem piękne futro po zamordowanej w Auschwitz kobiecie i malująca usta znalezioną w kieszeni, lekko zużytą szminką, niczym nie różni się od współczesnego człowieka Zachodu, kupującego nowy telefon wykonany przez zamkniętych w obozach koncentracyjnych ujgurskich niewolników albo zamawiającego kolejne tanie ciuchy z Shein, chociaż adekwatnie wszyscy już wiedzą, iż ubrania dla tej sieciówki szyją przymuszane do pracy dzieci.
A obojętność w "Pod skórą"? Film nie ma przecież charakteru politycznego, społecznego, trudno także dopatrywać się ludzkiej psychologii u kosmitki. Obojętność na zło ma w tej opowieści raczej metaficzny i esencjonalny charakter: jest wpisana w naturę wszchświata. Sięga dużo głębiej, niż tylko do poziomu klinicznej obserwacji postępowania bezwzględnej drapieżniczki, która z wyrachowaniem wabi kolejne ofiary i skazuje na pewną śmierć osierocone dziecko. Kiedy główna bohaterka na samym końcu zostaje brutalnie odarta z ziemskiej powłoki, zgwałcona i podpalona, również nikogo to nie wzrusza. Padający na jej zwłoki śnieg przypomina początkowe, futurystyczne, nawiązujące do "Odysei kosmicznej" kadry. Płatki lecą przez ekran jak gwiezdny pył. Wszechświat jest pusty, zbudowany przede wszystkim z próżni. Cierpienie jest zjawiskiem tak powszechnym w życiu zamieszkujących go istot, iż nie wywołuje w nim żadnej reakcji. Wszelkie pytania o sens napotykają na irytujące milczenie kosmosu, nieodgadnionego jak życie wewnętrzne innych istot. Jednostki takie jak główna bohaterka "Pod skórą" są wybrykami w naturze wszechświata: wyłamują się z gatunkowej roli, wykraczają poza zdrowe biologiczne instynkty, a zyskana samoświadomość staje się przyczyną ich cierpienia. To działający według wdrukowanego kodu Hössowie stanowią normę i większość. Kosmitka, która postanowiła przeciwstawić się złu i przerwać ciąg przemocy, jest skazana na porażkę, wykoleja się, upada, spala. Ale czy nie ma piękna w takiej przegranej?
Więcej artykułów przeczytacie w dziale "Publicystyka" TUTAJ.
Tekst zawiera spoilery z filmu "Pod skórą" oraz literackiego pierwowzoru Michela Fabera.
Kosmiczny sukkub
Fabuła jest jednocześnie prosta i enigmatyczna. Przybyszka z nieznanej planety zakłada skórę pozyskaną z przypadkowej, martwej kobiety. W tej postaci, obdarzona urodą Scarlett Johansson, jeździ ulicami Szkocji i oferuje podwózkę samotnym mężczyznom. Następnie zaprasza ofiary do swojego domu, gdzie je zabija, topiąc w czarnej mazi. Cały proceder wydaje się zorganizowaną, starannie zaplanowaną akcją jakiejś obcej cywilizacji. Działania bohaterki nadzorują tajemniczy strażnicy w kostiumach ziemskich motocyklistów, ale nie dowiadujemy się, po co adekwatnie kosmitom ludzkie ciała. Podobnie bez odpowiedzi pozostaje pytanie, dlaczego w pewnym momencie w bohaterce dochodzi do przemiany i przestaje wykonywać rozkazy.
"Pod skórą"
W kosmitce-modliszce jest coś przynależącego bardziej do sfery mitów i legend niż fantastyki naukowej. Jej snująca się po zamglonym, szkockim krajobrazie postać przywodzi na myśl lokalne podania o selkie – magicznych wodnych istotach, przemieniających się w piękne kobiety po wyjściu na ląd i wiodących mężczyzn ku ich zgubie. Znamienne, iż żaden z uwiedzionych podróżników (poza ostatnim, tym z niepełnosprawnością) nie jest podejrzliwy względem tak bezpośredniego flirtu ze strony pięknej nieznajomej. Żadnemu nie zapala się czerwona lampka w głowie – gdyby to mężczyzna, choćby najprzystojniejszy na świecie, w podobny sposób zaczepiał obce kobiety na drodze, nie poszłoby mu tak łatwo, bo od razu zinterpretowałyby one taką sytuację jako potencjalne zagrożenie. Jednak w tej opowieści to kobieta wchodzi w rolę seksualnego drapieżcy. Jedną z pierwszych interpretacji "Pod skórą", jakie nasuwają się w trakcie seansu, jest ta o performatywności ról płciowych. Główna bohaterka dosłownie stwarza kreację męskiego ideału kobiety. Najpierw kradnie piękne ciało denatki. Następnie obserwuje kobiety w galerii handlowej, kopiuje ich makijaż i ubiór. W nieco kiczowatym przebraniu bohaterki – niepasująca do subtelnej urody Johansson kruczoczarna peruka heroiny kina noir, mocna pomadka i futerko – jest coś z upierzenia dzikiego zwierzęcia wabiącego partnerów. Obcy dobrze zanalizowali obyczaje godowe naszego gatunku i teraz je powielają. Odgrywany przez kosmitkę flirt jest robotyczny, wyuczony, recytuje swoje kwestie jak AI; ale podnieceni samym faktem kontaktu z tak piękną kobietą mężczyźni nie zwracają uwagi na szczegóły. Wbrew rozsądkowi wierzą w kreowaną fantazję, choćby kiedy wiedzie ich w ramiona nie kochanki, ale zimnej, ciemnej mazi pozaziemskiego pochodzenia, kiedy popęd seksualny okazuje się w istocie popędem śmierci.
To nie przypadek, iż na samym końcu filmu gwałciciel zabija bohaterkę po tym, gdy dostrzega pęknięcia w jej skórze. Destrukcji ulega jej performowana kobiecość, zamiast kuszącej iluzji pokazuje się żyjąca, nieidealna istota. To nie przypadek także, iż dyskusję o filmie zdominował fakt, iż Scarlett Johansson to właśnie tutaj pokazała się nago po raz pierwszy. Kosmitka w "Pod skórą" okazuje się bliska ziemskim kobietom w tym, jak bardzo jest uprzedmiotowiona przez otoczenie, jak bardzo redukuje się ją do jej seksualności i nie szuka w niej niczego więcej; a to tylko jedna ze składowych jej osamotnienia.
Odyseja samotności
Film Glazera to awangardowe science fiction, idące w poprzek konwencjom i kliszom gatunku, bo zamiast epickiej przygody w kosmosie albo futurystycznej wizji świata otrzymujemy zadumę nad odmienną formą życia. W "Pod skórą" opowieść o obcym jest przede wszystkim obca. Taką kosmitkę mógłby napisać Kafka. To prawdziwy kosmiczny horror – zetknięcie z kimś, kto wymyka się naszemu rozumowaniu i od początku do końca pozostaje tajemnicą. Cała genialna ścieżka dźwiękowa Miki Levi oraz warstwa audiowizualna filmu skupiają się na wytworzeniu wrażenia alienacji, oddaniu perspektywy osoby zagubionej w nieswoim świecie. Dystansując widza od przedstawianych wydarzeń i nie siląc się na to, by uczynić zachowanie bohaterki łatwiejszym do zrozumienia, paradoksalnie wymusza się empatię. Spojrzenie kosmitki okazuje się wyjątkowo bliskie spojrzeniu... osoby z depresją.
"Pod skórą"
Bohaterka Scarlett Johansson istnieje w naszym świecie, ale w nim nie uczestniczy. Spełnia swoje zadania mechanicznie, a ludzi obserwuje zza oddzielającej ją od nich szyby – czasem dosłownie, kiedy zagaduje mężczyzn z siedzenia kierowcy, czasem metaforycznie, gdy obserwuje ludzkie zachowania w ich naturalnym środowisku, w sklepie, restauracji czy klubie, nie potrafiąc się do nich zbliżyć. Wiele sekwencji ma charakter dokumentalny. Johansson rozmawiała z przypadkowymi mężczyznami spotkanymi na szkockich drogach, z których część zgodziła się na wykorzystanie tych nagrań w filmie. Zderzenie tej naturalności i zwyczajności z niesamowitością warstwy dźwiękowej i mechanicznością gry Johansson daje niepokojący efekt. Każdy element codzienności oglądany oczami obojętnej kosmitki staje się dziwny, odległy, obserwacyjny i chłodny; jak wycinek z programu przyrodniczego. Scena w dyskotece przeistacza się w taniec godowy, drapieżniczka patrzy z ubocza na ludzi jak na zwierzęta w zoo, analizując charakterystyczne zachowania i stadne instynkty. Ale w taki sam, niemal dokumentalny sposób obserwuje swoją bohaterkę Glazer. Kiedy kobieta akurat na nikogo nie poluje – włóczy się bez wyraźnego celu, z nieprzeniknionym wyrazem na zwykle nieruchomej twarzy. Poza kontrolującym ją jak cerber motocyklistą jest kompletnie samotna. Trawiący ją wewnętrzny kryzys, z którym bez wątpienia się zmaga, pozostaje nieprzenikniony. Jej krążenie po ulicach w poszukiwaniu człowieka – przeistacza się w traktat o samotności. To portret osoby, którą coś – trauma? choroba? lęk? – oddziela od innych, która nie potrafi nawiązywać satysfakcjonujących relacji, ale mimo tego podejmuje kolejne próby, zawsze kończące się rozczarowaniem. Napotkanych mężczyzn interesuje tylko jej zewnętrzne opakowanie; kosmitkę interesuje raczej to, co pod skórą. Krew na kolcach róży, człowiek pod zdeformowaną twarzą, coś szczerego i nieuwzględnionego w protokole jej "badawczego projektu", coś niwelującego kosmiczny dystans.
"Pod skórą"
Takim przełamaniem międzygatunkowych barier może się okazać muzyka. Dźwięk zawsze jest niezwykle istotny w filmach Glazera, którego równorzędnie istotną gałęzią twórczości jest przecież kręcenie teledysków. W "Pod skórą" soundtrack stanowi osobnego bohatera filmu: organiczny, miarowy, zimny, futurystyczny. Skradający się jak podobny bohaterce drapieżnik z obcego wymiaru. Być może to choćby jest tętno naszej kosmitki, być może właśnie w taki sposób myśli i to zapis jej emocji słyszymy w ścieżce dźwiękowej. Na pewno jest wrażliwa na muzykę, bo to właśnie rytm piosenki słuchanej w kuchni przez jedynego mężczyznę, do którego udaje jej się emocjonalnie zbliżyć, coś w niej porusza. Dźwięk wydaje się dla niej dużo bardziej uniwersalnym sposobem komunikacji niż treść słów i formułek, wypowiadanych bez przekonania w obcej, ludzkiej mowie. W poszukiwaniu bliskich spotkań trzeciego stopnia z Ziemianami kosmitka ponosi porażkę. Mężczyzna, który zaprasza ją do domu, nie pomaga przecież pięknej nieznajomej bezinteresownie, ale seks międzygatunkowy okazuje się niemożliwy. Bohaterka ucieka: zawiedziona albo przestraszona. Chwilę później inny mężczyzna ją krzywdzi: gwałci i podpala. W swoim świeżo rozbudzonym zainteresowaniu ludźmi nie zdążyła w porę zauważyć, iż inne od siebie gatunki traktują oni z takim samym brakiem empatii, jak ona początkowo traktowała ich.
Korona stworzenia
W wizyjnej scenie obserwujemy, co dzieje się z mężczyznami po wkroczeniu w czarną otchłań: ich ciało ulega skurczeniu i deformacji, wygląda to tak, jakby zostawała z nich sama skóra. Czy kosmitom zależy właśnie na niej? Gromadzą skóry, by móc podszywać się pod ludzi i dokonać inwazji? Film nie udziela wyjaśnień, ale literacki pierwowzór, "Pod skórą" Michela Fabera, jest dużo bardziej bezpośredni. W powieści główna bohaterka poluje na ludzi, których następnie wywozi na fermę, gdzie są pasieni i zabijani, ponieważ stanowią ulubiony przysmak istot z jej planety. Książka Fabera nie jest bynajmniej jedynym dziełem science fiction opowiadającym o kosmitach eksploatujących ludzi tak samo jak ludzie eksploatują zwierzęta: wystarczy przypomnieć choćby jeden z najsłynniejszych odcinków oryginalnej "Strefy mroku" (1959-1964), czyli "To Serve Men". Tytuł tego epizodu był jednocześnie tytułem książki należącej do jednego z kosmitów, którzy przylecieli na Ziemię. Jak ujawniał jeden z najbardziej ikonicznych plot twistów w historii amerykańskiej telewizji, zwrot ten oznaczał jednak nie "służyć ludziom", co zakładali początkowo bohaterowie serialu, ale raczej "jak przyrządzać ludzi".
"Pod skórą"
Nawet jeżeli filmowa kosmitka w "Pod skórą" łowi mężczyzn w innym celu niż jej książkowy pierwowzór, to analogia zwierzęca przez cały czas pozostaje w mocy. Obcy traktują ludzi dokładnie tak samo, jak ludzie traktują zwierzęta. Na plaży kosmitka przechodzi obok samotnego, płaczącego dziecka z taką samą obojętnością, z jaką człowiek mija piszczące pisklę, które wypadło z gniazda. Ta scena jest jedną z najmocniejszych w filmie, ale w chwili, kiedy zaczyna cisnąć nam się na usta słowo "potwór", łapiemy się na swojej własnej hipokryzji. Dokładnie z taką samą znieczulicą traktujemy jako społeczeństwo gatunki, które uznajemy za gorsze od nas. Dokładnie w taki sam zorganizowany i systemowy sposób torturujemy ciała zwierząt, jak robią to filmowi kosmici z uprowadzonymi mężczyznami – by taniej produkować jedzenie, by testować kolejne kosmetyki, by wwieźć na Morskie Oko jeszcze więcej turystów.
Gatunkowizm, szowinizm gatunkowy, specyzm – różnie tłumaczy się termin stworzony przez Richarda D. Rydera, a spopularyzowany dzięki książce "Wyzwolenie zwierząt" (1975) Petera Singera. Tym mianem określa się dyskryminację zwierząt z gatunków innych niż homo sapiens, traktowanie ich w sposób okrutny i użytkowy, uznawanie ich zdrowia i życia za coś, czym człowiek może dowolnie dysponować. Bioetycy od lat starają się – bezskutecznie – uwrażliwiać ogół na to, jak niemoralnie traktujemy inne myślące i czujące istoty zamieszkujące naszą planet i do jak złych celów wykorzystujemy naszą ewolucyjną przewagę nad nimi. Zbrodnie człowieka przeciwko innym organizmom żywym są być może najczarniejszą kartą w dziejach naszego gatunku. Jak wiele kontrowersji, złości i niezrozumienia wciąż budzi w ludziach mówienie o prawach zwierząt? Pod tym tekstem pewnie znajdzie się przynajmniej jeden komentarz, który to doskonale unaoczni. W kamerze Glazera jednak, tak jak w oczach jego kosmitki, różnice między ludźmi i zwierzętami są minimalne. O ile Kubrick w "2001: Odysei kosmicznej" (1968) – filmie, z którym "Pod skórą" otwarcie dialoguje m.in. za sprawą otwierającej sekwencji – patrzył w przyszłość z fascynacją i wiarą w ewolucję, o tyle Glazer postrzega nasz gatunek z dużo większym pesymizmem.
W świecie mrówek i pszczół
W "Strefie interesów" (2023) obserwowaliśmy w podczerwieni pszczoły. Natomiast w "normalnym" świetle widzialnym Glazer zmuszał nas do obserwacji innej bardzo podporządkowanej swojej społecznej roli i bardzo nielubiącej przeciwstawiać się woli większości istoty: człowieka. Naziści w oscarowym filmie Brytyjczyka są przede wszystkim służbistami, to dzięki ich pracowitości i posłuszeństwu machina Zagłady działa sprawnie niczym ul. Małżeństwo Hössów powtarza przed snem zasłyszane w Hitlerjugend żarty o Żydach i nie dostrzega w tym zła, bo nie nauczono ich postrzegać tego jako zło. Jak większość ludzi nie kwestionują wartości, które ich otaczają. Za odpowiedź na każdą wątpliwość wystarcza im opowiedzenie się po stronie silniejszego i liczniejszego. Nie doszukują się głębszego sensu w swojej pracy, ważne, iż zapewnia im wygodne życie.
"Strefa interesów"
Między "Pod skórą" a "Strefą interesów" jest więcej podobieństw, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. W swoim starszym filmie Glazer sporo uwagi poświęca innemu owadowi, którego cała egzystencja również jest podporządkowana bezrefleksyjnej służbie stadu i spełnianiu odgórnie narzuconej roli, czyli mrówce, którą nasza kosmitka ogląda na palcu zaraz po transformacji w ludzką kobietę. Sama także jest taką mrówką-pracownicą. Trybikiem w jakimś międzygalaktycznym planie kolonizacji Ziemi czy czego tam chcą od niej kontrolujący każde poczynanie motocykliści. Chyba się ich boi, widzimy to w scenie, gdy zastyga przed lustrem, bo niespodziewanie orientuje się, iż jeden z nich jest w pobliżu. Być może również jest produktem propagandy jak Rudolf Höss, a na pewno jest przeszkolona do skutecznego polowania na ludzi i postrzegania ich jako gorszych, bo tylko takich można zabijać bez wyrzutów sumienia. W odróżnieniu od Hössa zaczyna jednak drogą obserwacji dochodzić do samodzielnych wniosków. Jak rzeźnik posiadający minimum wrażliwości prędzej czy później musi zorientować się, iż zabijane przez niego świnie odczuwają ból i strach, tak i ona dojrzewa do odkrycia, iż to, co przekazano jej o ludziach, nie jest do końca prawdą. Trudno wskazać konkretny moment, w którym bohaterka wychodzi ze swojej platońskiej jaskini. Glazer reżyseruje przełom swojej kosmitki tak, jak Akerman reżyserowała rozpad wewnętrzny Jeanne Dielman: najpierw drobiazgowo konstruuje jej codzienność (czy raczej w tym przypadku: modus operandi), a potem dodaje kolejne mikropęknięcia na tym obrazku. Przełomowe odkrycie raczej w niej kiełkuje niż razi piorunem. Być może zasiewa je płacz dziecka w samochodzie obok, który, jak sugeruje cięcie montażowe, wyrywa bohaterkę ze wspomnień o niemowlęciu porzuconym na plaży. Być może to bezinteresowna pomoc przechodniów, jakiej udzielają jej po upadku. Pewne jest, iż w końcu dochodzi do takiego krytycznego momentu, iż nie potrafi już dłużej patrzeć na ludzi jak na zwierzynę łowną, staje się niezdatna do dalszego wykonywania swojej pracy – a wtedy ucieka.
"Strefa interesów"
Jesteśmy sumą naszego wychowania, okoliczności życiowych i środowiska, a samodzielne myślenie jest dane nielicznym i często łączy się z cierpieniem – takie deterministyczne spojrzenie na jednostkę wybrzmiewa w "Pod skórą" równie mocno, co w "Strefie interesów". Obok fascynacji rolą dźwięku w narracji filmowej i chłodnej obserwacyjności oba filmy łączy jednak coś jeszcze. Okrutny, obojętny wszechświat
Obojętność na okrucieństwo – to wielki temat Glazera, który przewija się przez całą jego twórczość, nie daje mu spokoju i prowokuje do coraz głębszego grzebania pod skórą problemu. Nie samo okrucieństwo, ale właśnie obojętność na nie, brak refleksji i empatii. Już w debiutanckim "Sexy Beast" (2000) reżyser przyglądał się zachowaniu psychopaty, Dona Logana, gangstera całkowicie pozbawionego umiejętności introspekcji i odczuwania wyrzutów sumienia. Dość gwałtownie jednak reżyser bardziej niż psychologią zdeprawowanych jednostek, które tak łatwo i wygodnie jest oskarżać o wszystkie problemy świata, zaczął interesować się tym, jakie mechanizmy grupowe i społeczne wpływają na to, iż zło staje się tak proste, banalne i powszechne.
W porażającej krótkometrażówce "Upadek" (2019) brutalnie wrzucił widza w sam środek sadystycznego szaleństwa tłumu, dokonującego samosądu na samotnym mężczyźnie. Kulminacją Glazerowskich dywagacji nad banalnością zła i zobojętnieniem na cudze cierpienie jest jednak bez wątpienia "Strefa interesów" – film wcale nie o nazizmie i nie o Holokauście, ale o ludzkiej naturze. Hössowie są, jak pisałam wyżej, wychowani i przyuczeni do spełniania swojej roli, której nie kwestionują, ale ich moralna ambiwalencja ma charakter uniwersalny, bliski nie tylko pionkom totalitarnego systemu. Hedwig przymierzająca przed lustrem piękne futro po zamordowanej w Auschwitz kobiecie i malująca usta znalezioną w kieszeni, lekko zużytą szminką, niczym nie różni się od współczesnego człowieka Zachodu, kupującego nowy telefon wykonany przez zamkniętych w obozach koncentracyjnych ujgurskich niewolników albo zamawiającego kolejne tanie ciuchy z Shein, chociaż adekwatnie wszyscy już wiedzą, iż ubrania dla tej sieciówki szyją przymuszane do pracy dzieci.
"Pod skórą"
Dla własnego komfortu i wygody znajdziemy setkę usprawiedliwień i wymówek, byle tylko nie przyznać się przed sobą, iż przyczyniamy się do większego zła. Komformizm, egoizm, serwilizm i materializm napędzają większość ludzkich działań, a władcy świata umiejętnie te cechy wykorzystują, np. oferując w zamian za udział w ludobójstwie niedostępny innymi drogami błyskawiczny awans społeczny, na co radośnie dali się złapać prosta, krocząca mocnym krokiem praktycznej wieśniaczki Hedwig i szary, pozbawiony charyzmy, dumny z nagłego wyniesienia Rudolf. Żona nie wnika w szczegóły jego pracy i wije sobie wymarzone gniazdko tuż pod murem obozu. Mąż jest dobrym pracownikiem i nie polemizuje z poleceniami swoich zwierzchników. Zło jest służbistyczne, niepostrzeżone, zatopione w codziennych wyborach lub ich braku. "Strefa interesów" rozczarowała widzów, którzy oczekiwali portretu rodziny potworów. Wielu odbiorców nie zauważyło, iż tak naprawdę Glazer podaje im lustro; zmusza do ponurego wniosku, iż gdybyśmy urodzili się w innym miejscu i czasie, to być może i my przeszlibyśmy do historii jako podobni do Hössów zbrodniarze. W swojej oscarowej przemowie Glazer podkreślał tę aktualność "Strefy interesów", nawiązując do sytuacji w Strefie Gazy – mordowanej na oczach całego świata, przy milczącym porozumieniu mocarstw i przyzwoleniu bawiących się na plażach Tel-Avivu mieszkańców Izraela. A obojętność w "Pod skórą"? Film nie ma przecież charakteru politycznego, społecznego, trudno także dopatrywać się ludzkiej psychologii u kosmitki. Obojętność na zło ma w tej opowieści raczej metaficzny i esencjonalny charakter: jest wpisana w naturę wszchświata. Sięga dużo głębiej, niż tylko do poziomu klinicznej obserwacji postępowania bezwzględnej drapieżniczki, która z wyrachowaniem wabi kolejne ofiary i skazuje na pewną śmierć osierocone dziecko. Kiedy główna bohaterka na samym końcu zostaje brutalnie odarta z ziemskiej powłoki, zgwałcona i podpalona, również nikogo to nie wzrusza. Padający na jej zwłoki śnieg przypomina początkowe, futurystyczne, nawiązujące do "Odysei kosmicznej" kadry. Płatki lecą przez ekran jak gwiezdny pył. Wszechświat jest pusty, zbudowany przede wszystkim z próżni. Cierpienie jest zjawiskiem tak powszechnym w życiu zamieszkujących go istot, iż nie wywołuje w nim żadnej reakcji. Wszelkie pytania o sens napotykają na irytujące milczenie kosmosu, nieodgadnionego jak życie wewnętrzne innych istot. Jednostki takie jak główna bohaterka "Pod skórą" są wybrykami w naturze wszechświata: wyłamują się z gatunkowej roli, wykraczają poza zdrowe biologiczne instynkty, a zyskana samoświadomość staje się przyczyną ich cierpienia. To działający według wdrukowanego kodu Hössowie stanowią normę i większość. Kosmitka, która postanowiła przeciwstawić się złu i przerwać ciąg przemocy, jest skazana na porażkę, wykoleja się, upada, spala. Ale czy nie ma piękna w takiej przegranej?
Więcej artykułów przeczytacie w dziale "Publicystyka" TUTAJ.