CLEANBREAK - We are The Fire (2024)

powermetal-warrior.blogspot.com 2 godzin temu

Kariera Jamesa Durbina nabiera rozpędu. Kto by pomyślał, iż uczestnik amerykańskiego Idola zajdzie tak daleko i będzie rozpoznawalny? Jego głos jest mocny, wyrazisty i wpasowuje się w stylistykę heavy/power metalową, ale również coś z pogranicza hard rocka. Ma spore możliwości i niesamowity talent. Nic dziwnego, iż tak przyciąga fanów takich dźwięków. W ramach solowej kariery wydał już dwa albumy, z czego debiut robił największe wrażenie. Kolejny band to Cleanbreak i tutaj również mamy na koncie dwa albumy. Najnowszy "We are The Fire" też niestety jest troszkę słabszy od swojego poprzednika. Mimo pewnych wad i mniejszej siły rażenia to wciąż muzyka na wysokim poziomie. Płyta ukazała się 11 października nakładem Frontiers records.

Durbin to wiadomo gwiazda i motor napędowy Cleanbreak. Trzeba pamiętać, iż ten band to również utalentowany gitarzysta Mike Flyntz, który stawia na pomysłowe riffy i bardziej złożone melodie. Potrafi odnaleźć się na heavy/power metalowej płaszczyźnie, ale potrafi zagrać bardziej w klimatach hard rockowych. Jednak mimo wszystko czuć lekki spadek formy, a przede wszystkim pomysł na kompozycje w niektórych momentach wymagały by dopracowania i nieco urozmaicenia. No jak Frontiers Records to jest też obecny pan Del vecchio, który znów tworzy klimatyczne partie klawiszowe. Wnoszą melodyjny aspekt i nutkę progresywności. Sama zawartość płyta dostarcza sporo frajdy i każdy kto lubi miks heavy/power metal z dużą dawką hard rockowego feelingu ten gwałtownie pokocha to wydawnictwo.

Końcówka płyty robi największe wrażenie. Taki hard rockowy "Start to Breathe" z ciekawym motywem gitarowym i wciągającym refrenem to rasowy hicior, który potrafi oczarować od pierwszych sekund. Dużo dobrego się tutaj dzieje. Agresywny "We are The Fire" to już bardziej heavy/power metal, w który są echa Masterplan czy Primal Fear. Co za energia i drapieżność napędza zamykający "Resilience in our Souls" to istny majstersztyk i przykład jaki potencjał drzemie w Cleanbreak. Mocna rzecz! Początek płyty nie jest zły, bo przecież jest otwierający "warriors Anthem", który przemyca hard rockowe patenty, ale ten epicki rozmach też potrafi oczarować. Hitów nie brakuje i jednym z nich jest rockowy "Never Gone" i dobrze się tego słucha. Pomysłowo to wyszło i próbowali nas zaskoczyć tutaj. Nie do końca przemawia do mnie solidny "Unbreakable" , który nie wiele wnosi do płyty. pozostało "Can't Lose Hope", który kipi energią i przebojowością. Taki miks heavy metalu i hard rocka tutaj zdaje egzamin. "Breathless" jakiś taki młodzieżowy i nadający się na stadiony utwór o hard rockowym zabarwieniu. Brawa się należą za piękną balladą "Love Again", w którym pewna echa Magnum czy Whitesnake są słyszalne. Kawał dobrej roboty!


Cleanbreak dał nam 40 minut naprawdę udanej muzyki, który przemyca patenty heavy/power metalu i hard rocka. Mamy hity, interesujące melodie i świetnego Durbina, który wciąż błyszczy. Miło jest widzieć, iż jego kariera nabiera rumieńców i wciąż tworzy nową muzykę. Najlepsze jest to, iż to wciąż wysoki poziom. Brawo! Warto posłuchać, bo panowie nie zawodzą!

Ocena: 8/10
Idź do oryginalnego materiału