Cień przeszłości: dramat w sercu Anny
Anna siedziała w domu, otulona ciszą małego miasteczka Zakopane. Dni wypełniała rutyna macierzyństwa – kolysanki, pranie, sprzątanie, wszystko zlewało się w jedną szarą masę. Jedynym światłem w tej monotonii było czekanie na męża, Marka, który każdego wieczoru wracał z pracy, przynosząc ze sobą odrobinę świata z zewnątrz. Tego dnia jednak wrócił później niż zwykle, z dziwnie zamyślonym spojrzeniem.
– Jak w pracy? – zapytała Anna, próbując ukryć niepokój pod lekkim tonem.
Marek zawahał się, jakby ważył słowa. Cisza stała się gęsta, ciężka jak burzowe chmury.
– Wyobraź sobie, jakie bywają zbiegi okoliczności – zaczął w końcu, nerwowo się uśmiechając. – I to w takim małym mieście jak nasze!
– O co chodzi? – Anna napięła się, czując zimny dreszcz na karku.
– Nowa koleżanka dziś przyszła do pracy. Kiedy ją zobaczyłem, nogi mi się ugięły. To Kasia, Kasia Kowalska!
Krew odpłynęła Annie z twarzy. To imię uderzyło ją jak młot, wyrywając z zakamarków pamięci wspomnienia, które starannie pogrzebała. Siedem lat temu, gdy pierwszy raz spotkała Marka, był inny – pełen życia, otwarty, ale niedostępny. Jego serce należało do kogoś innego – właśnie do Kasi. Wtedy Anna choćby nie marzyła o jego uczuciach, szanując jego związek.
Ich drogi przecięły się przypadkiem przez wspólnego znajomego, a ona czasem ukradkiem patrzyła na niego, myśląc, jak szczęśliwa musi być ta dziewczyna, która ma go u swego boku. Aż pewnego dnia Marek pojawił się sam – zgaszony, smutny. Okazało się, iż Kasia zerwała z nim.
Anna współczuła mu, ale w głębi serca nie mogła ukryć nadziei. To był jej moment. Czekała, obserwowała, aż pewnego wieczoru zaprosiła go na kolację. Tak się zaczęło. Po dwóch latach wzięli ślub, a trzy lata później na świat przyszła ich córka, z którą Anna teraz spędzała każdy dzień.
Ale Kasia… Kasia była tą, przez którą Marek kiedyś cierpiał. Tą, której miejsce zajęła Anna. Przez te wszystkie lata dręczyła ją myśl, iż ich miłość była tylko lekarstwem na ból po tamtym rozstaniu. Teraz, gdy to imię znów wypłynęło, stare lęki wróciły ze zdwojoną siłą.
– Wow… – Anna ledwo wydusiła z siebie, starając się opanować drżenie głosu. – I jak się miewa?
Marek wzruszył ramionami, unikając jej wzroku.
– Mało gadaliśmy. Tyle co „cześć”.
– Jest zamężna? – spytała, czując ucisk w gardle.
– Nie wiem – w jego głosie zabrzmiała irytacja. – I mnie to nie obchodzi. Spotkaliśmy się, uśmiechnęliśmy i tyle. Co mnie to obchodzi?
Ale Anna wiedziała, iż kłamie. Jego słowa brzmiały jak wymówka – nie tylko dla niej, ale i dla samego siebie. Zazdrość wpełzła do jej serca cichym, trującym wężem. A jeżeli Kasia go zabierze? jeżeli dawne uczucia ożyją? Pamiętała, jak mocno Marek ją kochał. Tamto było prawdziwe, gwałtowne, namiętne.
Marek oczywiście łgał. Był ciekaw, jak potoczyło się życie Kasi. I, szczerze mówiąc, ucieszył się na jej widok. Coś w nim drgnęło, gdy ich spojrzenia się spotkały. Nie, kochał Annę i ich córkę. Nie zrobiłby nic, co by je zraniło. Ale jednocześnie z niecierpliwością wyczekiwał kolejnego dnia w pracy, by znów ją zobaczyć. Tylko porozmawiać. Czy to coś złego?
Widząc niepokój Anny, Marek próbował ją uspokoić przed wyjściem:
– Postaram się wrócić wcześniej, chyba wszystko ogarnąłem. Przygotujesz coś dobrego?
– Jasne – odpowiedziała, zmuszając się do uśmiechu.
– Kocham cię.
– Ja ciebie też – szepnęła, ale głos jej zadrżał.
Gdy drzwi zamknęły się za Markiem, uśmiech znikł z jej twarzy. Nigdy nie mówił „kocham cię” przed wyjściem. Czy to był dobry znak? Czy może zły? Mówią, iż mężczyźni stają się czuli, gdy mają wyrzuty sumienia. Ta myśl nie dawała Annie spokoju.
Starała się zająć córką, która właśnie się obudziła, ale niepokój nie opuszczał jej ani na chwilę.
W pracy Marek znów spotkał Kasię.
– Cześć, świetnie wyglądasz – uśmiechnęła się, a jej oczy błyszczały.
– Ty też – odpowiedział, czując dziwny ucisk w klatce piersiowej.
– Może zjemy razem lunch? Trochę sobie pogadamy.
– Czemu nie…
Marek wiedział, iż to nie jest w porządku. Powinien postawić granice. Ale co złego w zwykłej rozmowie z koleżanką z pracy? Zatrzymali się w kawiarni, rozmawiając o wszystkim, jakby nie było tych siedmiu lat rozłąki. Marek dowiedział się, iż Kasia nie jest zamężna – nigdy nie znalazła odpowiedniego człowieka.
– Wiesz, po kilku latach żałowałam, iż się rozstaliśmy – wyznała. – Ale ty już byłeś zajęty.
– To ty ze mną zerwałaś – przypomniał z lekką urazą.
– Byłam głupia – roześmiała się. – Teraz bym cię nie odpuściła.
Zapadła ciężka cisza. Marek czuł, jak emocje go zalewają. Jego związek z Anną był stabilny, ale… codzienny, zwyczajny. Odkąd na świat przyszła córka, namiętność przygasła. A teraz nagle poczuł zapomniane już drżenie serca.
Wracali do pracy. Kasia poprosiła go o pomoc w obsłudze nowego programu. Marek zgodził się. Nie zdążyli w ciągu dnia, więc został po godzinach. Napisał Annie, iż się spóźni, i ukłuło go sumienie. Ale chęć spędzenia więcej czasu z Kasią była silniejsza.
Godzinę siedzieli przed komputerem, gubiąc się w rozmowach w pół słowa. Kasia była tak blisko… W pewnym momencie odwróciła się do niego i uśmiechnęła. Ich twarze znalazły się zbyt blisko. Jeden ruch – i przekroczyliby granicę.
Ale Marek gwałtownie wstał.
– Muszę iść. W domu czekają – powiedział, nie patrząc jej w oczy.
Kasia tylko skinęła głową, ale w jej spojrzeniu malowało się rozczarowanie.
Jadąc do domu, Marek czuł ciężar na sercu. Nie przekroczył linii, był wierny Annie. Ale wierność to nie tylko czyny. To myśli, uczucia, pragnienia. A te zaczynały wymykać mu się z rąk.
Anna czekała z kolacją. Odgrzała jego ulubioneW głębi duszy wiedziała jednak, iż to tylko chwilowa ulga, bo strach już zasiał w jej sercu ziarno, które mogło wyrosnąć w niepewność większą niż kiedykolwiek.