Ciemności kryją ziemię – recenzja spektaklu

popkulturowcy.pl 2 miesięcy temu

A może by tak podczas urlopu w Gdańsku odwiedzić Teatr Wybrzeże? Ja miałam taką okazję na początku lipca, kiedy to uciekłam od natłoku turystów w świat sztuki teatralnej. Na szczęście wystawiano wówczas spektakl Ciemności kryją ziemię w reżyserii Tomasza Fryzła. Moim szczególnym pragnieniem było ujrzenie na scenie Mirosława Baki w jednej z głównych ról. Pomysł spędzenia tego wieczoru w teatrze to był strzał w dziesiątkę, bo spektakl okazał się wart zobaczenia i skłonił do dalszych przemyśleń po jego zakończeniu.

3 lipca 2024 roku miałam okazję oglądać na scenie Teatru Wybrzeże spektakl w reżyserii Tomasza Fryzła Ciemności kryją ziemię. Była to próba przeniesienia na deski teatru powieści Jerzego Andrzejewskiego pod tym samym tytułem. W rolach głównych mogłam oglądać Mirosława Bakę jako Tomasa de Torquemady, Piotra Biedronia wcielającego się w postać Diego de Manete, Macieja Konopińskiego jako Mateo, a także Jakuba Nosiadka grającego Lorenzo de Montesa. W spektaklu uczestniczyli również Cezary Rybiński (wcielający się w postać Carlosa de Sigury), Jarosław Tyrański (który był powieściowym i scenicznym przeorem Blasco de la Cuesta) i wreszcie Grzegorz Otrębski (wcielający się w Rodrigo de Castro). Za scenografię i kostiumy odpowiedzialna była Anna Oramus, a muzykę do spektaklu stworzył Nikodem Dybiński.

W Teatrze Wybrzeże byłam po raz pierwszy. To, co zwróciło moją uwagę to skryta w mroku scena w Starej Aptece. Był to genialny wstęp do otulonej mrokiem atmosfery spektaklu zarówno w warstwie kostiumowo–scenograficznej, jak i fabularnej. Z ogromnym zaciekawieniem podeszłam do kwestii tego, jak reżyser przeniesie na scenę dzieło prozatorskie. Moim zdaniem zostało to świetnie zrobione, a przede wszystkim z zachowaniem charakteru powieści. Reżyser spektaklu udowodnił, iż napisane w połowie ubiegłego stulecia dzieło i poruszana w nim tematyka są przez cały czas aktualne. Zwłaszcza gdy mamy do czynienia z kształtem obecnej polityki rozpatrywanej w ujęciu lokalnym i globalnym. Spektakl zmierzył się z uniwersalnymi wartościami dobra i zła, gdzie głównym bohaterem staje się Święta Inkwizycja, a więc de facto Kościół.

W mojej opinii reżyser wspólnie z aktorami oddał ponadczasowy mrok zakamarków ludzkiej duszy. Pokazał również takie aspekty naszej egzystencji jak odwieczna służalczość wobec ludzi silniejszych, przy władzy, która niestety często idzie w parze z nikczemnymi praktykami. To, co technicznie mi się bardzo podobało w tym spektaklu to rola ciemności podkreślana potężnymi przebłyskami reflektorów, które rozświetlały postać aktualnie przebywającą na scenie i wygłaszającą swoje kwestie.

Reżyser głównymi bohaterami opowieści scenicznej uczynił Diega de Mantete oraz Wielkiego Inkwizytora Tomasa de Torquemadę. Można powiedzieć, iż relacje łączące obie postacie to wiodąca oś przedstawienia. Aktorzy są na scenie profetami, czasami też stają się narratorami rozgrywających się na oczach widza wydarzeń. Tłumaczą podejmowane przez siebie działania, czasami usprawiedliwiają określone postawy. To wszystko dopełnia elektryzująca muzyka, która staje się momentami osobnym bohaterem spektaklu. Muzyka ta również dopowiada fabułę opowiadanej historii poprzez dźwięki onomatopeiczne oraz dźwięki wypowiadane gdzieś „z osobna”.

Z pewnościa postacią, która w sposób znaczący stanowi wiodącą oś całego speltaklu jest Thomas de Torquemada. Był to dominikanin, z pochodzenia Żyd, który zdobywając godność Wielkiego Inkwizytora cieszył się posłuchem wśród społecznosci dominikanów. Odpowiada on za zwalczanie ludności narodowości swego pochodzenia. Niejako w opozycji do głównego bohatera staje Diego de Manette, stanowczo sprzeciwiający się polityce kleryka. Pragnieniem młodego dominikanina było zabicie de Torquemady. Pewnej nocy dochodzi do spotkania obu postaci, co powoduje przemianę Diega. Relacja między Thomasem a Diegiem stanowi osnowę dla gry i ukazania na scenie kolejnych bohaterów. Jednak dzięki osobom postronnym (można ich uznać za bohaterów drugoplanowych) widz jest w stanie jeszcze lepiej zrozumieć relacje między Tomasem a dominikaninem.

Uważam, iż obsadzenie w roli Torquemady Mirosława Baki było świetną decyzją. To aktor bardzo doświadczony, który samą swą postacią, sposobem gry, a przede wszystkim dykcją wyniósł graną przez siebie postać na wyżyny. Poprzez modulację głosu Baka oddaje zdolności krasomówcze swego bohatera, a szczególnie posłuch, co u odbiorcy sztuki niewątpliwie wzbudza dreszcz strachu. Zachwyca to, iż aktor nie potrzebuje wielu napuszonych gestów czy słów, by siać postrach. Baka zręcznie operuje minimalizmem gry aktorskiej, jednocześnie osiąga perfekcję i oddaje najważniejsze, a równocześnie najmroczniejsze sekrety duszy granego przez siebie bohatera. Bijący z Baki autorytet podkreśla klimat zastraszenia i pokazuje specyfikę rządów jednostki.

Dlatego też godnym przeciwnikiem Inkwizytora jest właśnie Diego. Z romantycznego bohatera, pragnącego podnieść rękę na Kościół i jedną z jego ważniejszych instytucji, przeistacza się w zimnego cynika, który zdolny jest do najgorszych czynów. Wielkie ukłony należą się fenomenalnemu Piotrowi Biedroniowi, który pomimo młodego wieku pokazał na scenie ogromny talent aktorski i warsztatowy profesjonalizm. W kontekście wspomnianych postaci na uwagę zwracają uwagę inne postaci spektaklu, których reżyser nie starał się pominąć w ogólnym znaczeniu wystawianej sztuki, tylko wręcz – przeciwnie, ukazał ich charakter oraz rolę, jakie pełnią w konflikcie. Wszystko to powoduje, iż powieść Andrzejewskiego jest ponadczasowa. Bo dopóki w życiu ludzkim dominuje zło, egoizm i cynizm (skryte pod kostiumem Inkwizycji), dopóty istnieje nieograniczone pole do oceny kondycji ludzkiego charakteru. Z kolei odwieczne pytanie – czy zło można zwyciężyć? – przez cały czas jest aktualne.


Źródło obrazka wyróżniającego: https://teatrwybrzeze.pl/

Idź do oryginalnego materiału