Cicha noc, śmierci noc – Recenzja filmu. Mikołaj kontra naziści

popkulturowcy.pl 2 godzin temu

Nowa odsłona Cicha noc, śmierci noc wyraźnie chce być filmem świadomym swojej historii i ciężaru, jaki niesie sam tytuł. To nie jest zwykły powrót do kontrowersyjnego slashera z 1984 roku, ale próba nadania mu nowego znaczenia.

Film opowiada historię Billy’ego Chapmana (Rohan Campbell), który jako dziecko staje się świadkiem morderstwa swoich rodziców przez człowieka w przebraniu Świętego Mikołaja. Trauma z dzieciństwa w dorosłym życiu prowadzi go do własnej krwawej przemiany. Bohater wyrusza na krwawą krucjatę, karząc tych, których uznaje za „niegrzecznych”. W tle pojawiają się także elementy nadprzyrodzone, a obraz miesza horror z mrocznym świątecznym klimatem i wątkiem romansu.

Początek buduje całkiem solidne fundamenty. Trauma z dzieciństwa nie jest tu tylko pretekstem do kolejnych morderstw, ale realnym doświadczeniem, które odciska piętno na dorosłym życiu bohatera. Świąteczna sceneria działa jak ironiczny kontrapunkt. Ciepło dekoracji i rodzinnej atmosfery zderza się z przemocą, która nigdy nie została przepracowana. Przez moment można uwierzyć, iż twórcy chcą opowiedzieć o mechanizmach zła, a nie tylko o jego efektownych konsekwencjach.

Ten kierunek gwałtownie jednak ustępuje miejsca coraz bardziej nachalnej dosłowności. Film zaczyna skupiać się na brutalności, jakby przestał ufać własnej atmosferze. Najlepszym przykładem jest głośna scena „White Power Christmas Party”, w której bohater trafia na zlot nazistów. Jako publicystyczny gest działa ona natychmiast. Wszak trudno nie odczuć satysfakcji, gdy widzimy na ekranie kolejne ofiary. Problem w tym, iż fragment ten funkcjonuje bardziej jako ideologiczny skrót niż element narracji. Nie wynika z fabuły, nie rozwija bohatera i nie wnosi nowego sensu. Jest raczej efektownym manifestem, który podnosi temperaturę, w konsekwencji rozbijając spójność opowieści.

Podobnie potraktowana zostaje sama przemoc. Topór, którym posługuje się bohater, działa niemal jak rekwizyt z kreskówki. Gładko odcina głowy i nogi, ignorując przy tym prawa fizyki, ciężar ciała i jakiekolwiek konsekwencje. Krew leje się obficie, ale bez emocjonalnego ciężaru. Brutalność staje się zbyt czysta, zbyt łatwa, a przez to zaskakująco pusta. Zamiast napięcia pojawia się groteska, która częściej wywołuje ironiczny uśmiech niż niepokój.

Ten brak konsekwencji szczególnie boli w warstwie psychologicznej, zwłaszcza w wątku Pam, granej przez Ruby Modine. To postać, która mogła stanowić emocjonalną kontrę dla narastającej przemocy, a zamiast tego stała się wygodnym zapalnikiem fabularnym. Jej zachowanie od początku balansuje na granicy niewiarygodności, a scenariusz choćby nie próbuje nadać mu sensu.

fot. materiały promocyjne

Kulminacją tej narracyjnej bezradności jest romans z głównym bohaterem. Bohaterka dosłownie włamuje się do jego domu, a tam zamiast konfrontacji, nieufności czy choćby chwili refleksji, relacja niemal natychmiast skręca w stronę seksu. Naruszenie granic zostaje tu potraktowane jak skrót do intymności, co nie tylko spłyca postać Pam, ale też podważa wiarygodność samego Billy’ego, wcześniej przedstawianego jako osoba zamknięta i nieufna wobec świata.

Ten wątek obnaża największą słabość filmu: brak psychologicznej logiki. Twórcy chcą mówić o granicach, traumie i przemocy, ale porzucają te tematy w chwili, gdy zaczynają przeszkadzać w szybkim pchnięciu fabuły do przodu. Relacja Pam i Billy’ego nie pogłębia historii ani emocji. Jest banalna, schematyczna i zwyczajnie głupia.

Im dalej w seans, tym bardziej Cicha noc, śmierci noc przypomina film rozdarty między potrzebą znaczenia a chęcią prowokowania. Mordowanie nazistów, przerysowana brutalność i pełna umowność przemocy działają jako jednorazowe bodźce, ale nie budują spójnej opowieści. Film sprawia wrażenie, jakby bał się ciszy i własnych tematów. Być może właśnie dlatego zagłusza je kolejnym ciosem topora.

fot. materiały promocyjne

Nie oznacza to jednak, iż mamy do czynienia z produkcją całkowicie nieudaną. To sprawnie zrealizowany slasher, który wie, do kogo jest skierowany i jakie emocje chce wywołać. Problem w tym, iż potencjał na coś więcej jest tu wyraźnie widoczny, ale konsekwentnie marnowany. Zamiast pogłębiać niepokój i refleksję, film wybiera drogę efektu.

Cicha noc, śmierci noc zostaje więc kinem rozpiętym między ambicją a popkulturową dosłownością. Jako świąteczny horror spełnia swoje zadanie. Jako opowieść o przemocy i traumie – sama sobie podcina nogi. I robi to z taką samą łatwością, z jaką jej bohater odcina głowy.


Źródło grafiki głównej: materiały promocyjne

Idź do oryginalnego materiału