Nie chodziło mu przy tym wyłącznie o dekorację rezydencji. Jak przystało na oświeconego władcę, pragnął, by Warszawa – wzorem Drezna czy Rzymu – miała Akademię Sztuk Pięknych kształcącą młodych artystów. A ta nie mogła funkcjonować bez modeli – rzeźb o idealnych proporcjach, doskonale odwzorowanych ciałach, ustawionych w klasycznych pozach, które każdy adept sztuki powinien przestudiować, zanim sam zacznie tworzyć.
Odlewy trafiały do zamkowej malarni i rzeźbiarni, ale po abdykacji król nigdy nie zobaczył razem 542 gipsowych rzeźb. Na szczęście jego dzieło kontynuowali Stanisław Kostka Potocki i Marcello Bacciarelli, tworząc na Uniwersytecie Warszawskim pierwowzór Akademii Sztuk Pięknych. Ponieważ król wyznaczał trendy, także inni arystokraci zaczęli sprowadzać do swoich kolekcji odlewy tych samych rzeźb – z tych samych formierni. Stempel z Paryża, Florencji czy Berlina działał jak certyfikat jakości i prestiżu. – Na szczęście, bo kolekcja stanisławowska ucierpiała w 1939 r. I tylko dzięki temu, iż Karol Lanckoroński ufundował odlewy do Krakowa, a Ludwik Michał Pac i rodzina Tarnowskich zamawiali je do własnych siedzib, udało się nam zgromadzić na wystawę „Anatomia antyku” 135 obiektów, które w miniaturze lub w gipsie posiadał również Stanisław August – mówi Norbert Haliński, pomysłodawca i kurator wystawy.