Karol Czejarek (Karol): – Panie Redaktorze, chciałbym Panu pogratulować wspaniałego redagowania przez ostatnie lata – jako sekretarz redakcji – „Angory”, popularnego i poczytnego tygodnika, i poprosić, aby opowiedział Pan naszym Czytelnikom, na czym głównie polega praca „sekretarza redakcji” i… jakie są Pana dalsze plany życiowe po przejściu na emeryturę?
Maciej Wilczek (Maciej): – Dziękuję bardzo za to zaproszenie!
„Angora” rzeczywiście jest od lat numerem jeden wśród tygodników. w tej chwili sprzedaż waha się od 120 do 130 tysięcy egzemplarzy.
Karol: – Wspaniale, to przecież więcej niż sprzedaż kilku tygodników razem.
Maciej: – Zgadza się. Ale od razu muszę zastrzec, iż co prawda miałem udział w redagowaniu „Angory” od 2013 roku do września 2024., ale sukces gazety to zasługa wielu osób, całego zespołu, m. in. Katarzyny Gorzkiewicz – zastępczyni redaktora naczelnego, świetnej korekty, fotoedytora, grupy rysowników, którzy m. in. przygotowują okładki „Angory”, czy Henryka Martenki – szefa działu zagranicznego i chyba jednego z najlepszych felietonistów w kraju.
Karol: – Dla mnie red. Martenka to w tej chwili najlepszy felietonista w kraju! Ale proszę kontynuować swoją wypowiedź.
Maciej: – Mirosław Kuliś, kiedyś dziennikarz, teraz właściciel Teatru Impro Atak w Łodzi oraz „Angory” miał świetny pomysł, kiedy w 1990 roku tworzył tytuł. Początkowo była to gazeta przedruków, ale teraz ponad 50 – 60 procent tekstów to są materiały własne.
W „Angorze” oprócz osób redagujących pracują także znakomici dziennikarze, m.in. Michał Ogórek, Jacek Binkowski, Krzysztof Różycki, Tomasz Barański.
Karol: – Potwierdzam Pańską opinię, a wracając do „sekretarzowania”?
Maciej: – Niewątpliwie niezbędne jest doświadczenie, a tego akurat mi nie brakowało.
Karol: – Panu na pewno nie, bowiem zaczynał Pan przygodę z dziennikarstwem jako reporter, a co było potem?
Maciej: – Potem pracowałem jako kierownik działu miejskiego w „Gazecie Robotniczej”.
W Gazecie Wrocławskiej zostałem sekretarzem redakcji i zastępcą redaktora naczelnego,
następnie w „Gazecie Lubuskiej” (do roku 2013) byłem wydawcą, ale również zajmowałem się integracją gazety papierowej z internetową.
Karol: – Proszę coś bliżej na temat tej integracji…
Maciej: – Stworzyliśmy tam specyficzny newsroom…
Karol: – Super! Proszę dalej…
Maciej: – … w którym właśnie „papier” miał się przenikać z Internetem. Podobnie było w gazetach całej grupy Mediów Regionalnych.
Pamiętajmy, iż były to lata 2009-2013, kiedy wcale nie było oczywiste, iż prasa papierowa będzie w takim odwrocie, jak teraz – z nakładów idących w dziesiątki tysięcy większość prasy codziennej w tej chwili nie przekracza 2 tysięcy sprzedanych egzemplarzy.
Karol: – Czy w tych w/w gazetach „sekretarz redakcji” pełnił podobną rolę?
Maciej: – Moim głównym zadaniem było przygotowywanie bieżącego numeru, kooperacja z dziennikarzami, zamawianie tekstów, a w „Angorze” – głównie z zastępczynią naczelnego – także dokonywanie wyboru najciekawszych (naszym zdaniem) tekstów z innych mediów. Oczywiście zadaniem sekretarza redakcji w gazecie codziennej było i jest także przygotowywanie tekstów do druku; czasem to naprawdę orka na ugorze. Męka z adjustacją materiałów słabo napisanych, albo niespełniających podstawowych kryteriów.
Karol: – W „Angorze” też tak było?
Maciej: – W „Angorze” sprawy miały się nieco inaczej.
Teksty, które miały być przedrukowane z innych źródeł na ogół były już zredagowane, a co do tekstów własnych – to różnie z tym bywało. Jak w życiu, raz lepiej raz gorzej.
Karol: – A co spowodowało Pana nagłe odejście z „Angory”, gdyż dla mnie było to pewnym zaskoczeniem?
Maciej: – Po 41 latach pracy, a adekwatnie znacznie wcześniej, zawodowo czułem się wypalony. Miałem dość odpowiedzialności za innych, za cudze teksty, cudze decyzje, z którymi często się nie zgadzałem. Dlatego postanowiłem przejść na emeryturę. Stało się to jesienią 2024 roku.
Karol: – o ile tak, to może i dobrze, gdyż pochodzi Pan z rodziny PISARSKIEJ, a więc dla „literatury” był to krok w dobrym kierunku. Proszę zatem – zanim przejdziemy do Pańskich książek – o kilka zdań na temat swego rodowodu pisarskiego.
Maciej: – Ojciec mój był dziennikarzem we Wrocławiu, a później w Katowicach zastępcą redaktora naczelnego tygodników: na początku „Panoramy”, potem „Tak i nie”;
dziadek ze strony mamy – HENRYK PANAS, zasłynął powieścią „Według Judasza”, przetłumaczoną, m. in. na angielski, hiszpański, włoski i japoński.
Karol: – Uważam, iż pozostałe jego powieści były (to znaczy są!) również świetne.
Maciej: – Dziadek był też długoletnim redaktorem naczelnym miesięcznika ”Warmia i Mazury”.
Karol: – Jakże zasłużonego dla POLSKOŚCI Mazur!
Maciej: – Mama była nauczycielką języka polskiego i również pisała. Jest autorką zbioru opowiadań „Z punktu widzenia na punkt patrzenia”. Brat mamy, to także dziennikarz.
Karol: – Zatem miał Pan wiele wspaniałych wzorów do naśladowania. Tylko pozazdrościć takiej rodziny.
Jak wiem, sporo Pan też podróżował?
Maciej: – Od początku lat 2000 podróżowałem rzeczywiście sporo. Odwiedziłem wiele państw Azji Południowo – Wschodniej, a także Amerykę Południową oraz Środkową.
Wędrowałem przez Andy i Kaukaz.
Spędziłem też trochę czasu w Tybecie oraz w Nepalu.
Doświadczenia z tych podróży zaowocowały wydaniem czterech książek, w tym: trylogii
„Na chmurze ujrzeć cień wędrowca”,
„Za chmurą cień, za cieniem słońce”, i…
„Na chmurze zjawa, za chmurą duch”.
Karol: – Wszystkie szczerze polecam Czytelnikom, są ZNAKOMITE!
Maciej: – Dziękuję…. Ale w 2023 roku, kontynuując ten cykl, wydałem też zbiór opowiadań
„Deszczowe ślady na chmurach”.
Jestem członkiem olsztyńskiego oddziału Związku Literatów Polskich.
Karol: – Od dawna bardzo prężnego oddziału. Panie Macieju, Redaktorze, a teraz PISARZU – jeszcze raz szczerze gratuluję tego dorobku. Przeczytaliśmy z żoną Pańskie książki dopiero dość niedawno (żona redaguje wszystkie moje teksty i wykazała w tym kierunku ogromny filologiczny talent, choć z wykształcenia jest muzyczką), ale Pana książki tak ją ujęły, iż przekonała mnie do przeprowadzenia niniejszej rozmowy.
Zapytam więc, nad czym Pan teraz jako literat pracuje?
Maciej: – Nad kolejnymi opowiadaniami oraz – jak na razie z dużymi oporami – nad dramatem.
Karol: – Znakomicie! Z każdej Pana dotychczasowej książki dałoby się zrobić sztukę teatralną, tyle w nich aktualności i problemów – proszących się na scenę teatralną.
Maciej: – Ale kończąc przerwany wątek i zaspakajając Pana ciekawość, przez cały czas zamierzam podróżować i czytać, ale przede wszystkim pisać, bowiem to zajęcie daje mi wyjątkową energię i jest potężnym zastrzykiem adrenaliny.
Czasem gubię się i sam nie wiem, czy świat bohaterów moich książek jest tylko fantazją, iluzją, czy może czymś w pełni rzeczywistym?
Karol: – Jest w pełni rzeczywistym!
Pozwala nie tylko marzyć, ale – jak to pięknie sformułował jeden z recenzentów Pańskiej twórczości (Jacek Binkowski) – „wierzyć w siłę nadziei”.
Maciej: – Dziękuję Panu za tak sformułowaną opinię, tym bardziej, iż zajmując się pisaniem, jestem sobą, by za chwilę…
stać się zupełnie kimś innym. I choćby nie mam pewności, gdzie zaczyna się i kończy granica wyobraźni.
Czasami bywa, iż czuję się, jak człowiek z podwójną osobowością, bo tak naprawdę istotny dla mnie jest sam proces tworzenia. Takie swego rodzaju „czary-mary”. Można być przy biurku, a jednocześnie przekraczać jakieś kosmiczne granice.
Być człowiekiem dobrym, ale też pijakiem, narkomanem, strudzonym wędrowcem, księciem czy królem.
A także… być osobą obojętną na wszystko, albo niosącą pomoc innym. I tak dalej, i tak dalej.
Karol: – To po prostu (o czym Pan wyżej mówi) jest wspaniałe, jest jak przemieszczanie się w czasie.
Myślę, iż takie właśnie jest zadanie literatury. Ale w tym kontekście korci mnie kolejne pytanie, mogę?
Maciej: – Ależ, bardzo proszę!
Karol: – Otóż wychowywał się Pan na Mazurach, więc musi znać także i książki Kirsta – Hansa Hellmuta Kirsta. Co Pan powie Czytelnikom naszej rozmowy na jego temat?
Maciej: – Zanim przejdę do Kirsta, jednego z ważniejszych dla mnie autorów…
Karol: – Cieszę się, bo dla mnie też! Dlatego właśnie zadałem to pytanie…
Maciej: – … muszę więc znowu nawiązać do swojego dziadka Henryka Panasa.
Karol: – Proszę to robić, ponieważ jako pisarz zasługuje na przypomnienie i nigdy nie powinien zostać zapomniany. Wręcz przeciwnie – powinien znajdować się w panteonie literatury polskiej po roku 1945, jak Hołuj, Szewczyk, Machejek, Gustaw Morcinek, Ksawery Pruszyński, Stanisław Maria Saliński i inni. Ale wracajmy do Pana dziadka – Henryka Panasa.
Maciej: – Otóż dziadek przed II wojną światową, po ukończeniu studiów był nauczycielem we Lwowie. W 1940 roku został aresztowany przez Rosjan i skazany na 8 lat ciężkich robót. Wywieziono go do Starobielska, a później do obozu pracy w Workucie.
Odbył szlak bojowy z armią Andersa i w 1947 roku powrócił do Polski, do Wrocławia, gdzie czekała na niego cała rodzina.
Po latach, jako „Andersowy” znowu trafiłby za kratki, ale szczęśliwie udało mu się uciec (może raczej wyjechać) na Mazury. Został tam kierownikiem szkoły we wsi Kamionki koło Giżycka.
Jednocześnie pisał, coraz więcej pisał.
Powstała powieść „Grzesznicy” oraz zbiór opowiadań „Bóg, wilki i ludzie”. Wymieniam tylko te pozycje, których akcja toczy się na Mazurach.
Karol: – I co było dalej?
Maciej: – Od początku lat 70. – właśnie Jemu zawdzięczam miłość do literatury, i to nie tylko poprzez Jego powieści, ale także m. in. poprzez książki Kirsta.
Karol: – A to ciekawe!
Maciej: – Nie myślę tu choćby o klasyce kirstowskiej, jak cykl powieściowy „08/15” czy „Bunt oficerów”, ale głównie o jego mazurskich utworach: „Wilki”, „Moje Prusy Wschodnie” czy „Bóg śpi na Mazurach”.
Dziadek bardzo interesował się Kirstem. Mówił mi o jego nazistowskiej przeszłości, ale podkreślał, iż każdy człowiek może zbłądzić i często błądzi, a później próbuje, albo wręcz naprawia to, co zepsuł. Pokutuje. Bo czy każdy z nas nie ma czegoś na sumieniu?
Karol: – Grzechy, grzeszki! Zgadzam się, ale zbrodnie nazistowskie, to nie były zwyczajne grzeszki. Ale proszę kontynuować swoją „przygodę” z Kirstem.
Maciej: – Ponieważ urodziłem się w Olsztynie i spędzałem tam (i w okolicy) sporo czasu, to każdy zaułek, ulicę, dworzec kolejowy, które opisuje Kirst stawały się moimi miejscami. Jeziora, szuwary, wiatr. I zimno.
Jako młody chłopak zastanawiałem się, co musieli przeżywać ci, którzy musieli opuścić Warmię. Dziadek mówił wtedy krótko: „to samo, co Polacy deportowani ze Lwowa czy Wilna”.
Karol: – Naprawdę?
Maciej: – Tak, przez pewien czas wielu również myślało, iż wróci w rodzinne strony. Okazało się to niemożliwe. Dlatego bardzo ucieszyło mnie spotkanie Tadeusza Mazowieckiego z Helmutem Kohlem w Krzyżowej, w listopadzie 1989 roku, które powinno było zamknąć pewien okres historii.
Karol: – Niestety nie zamknęło, a w tej chwili stosunki polsko-niemieckie często są wykorzystywane przez prawicowe ugrupowania, a to przeciwko Unii Europejskiej, a to przeciwko Niemcom, w różnych kontekstach.
Maciej: – Całkowicie się z Panem zgadzam, ale nie zgadzam się z twierdzeniem prawicy, iż Niemcy chcą nam podesłać od siebie dziesiątki tysięcy emigrantów, albo iż premier Tusk jest na usługach Niemiec itd. Te głupoty przerażają.
Karol: – To prawda. Ale zostawmy politykę, która – niestety – w obecnych czasach nie tylko w Polsce jest wyjątkowo obrzydliwa.
Maciej: – Ale kontynuując, podam w tym miejscu i taki cytat z Kirsta „Bóg śpi na Mazurach”:
„…Nie będziemy już tak mogli żyć. Teraz przestałem wierzyć, iż Bóg uśmiecha się do nas. Robiliśmy rzeczy, które go zagniewały. Już niedługo będziemy za to pokutować. Wiem, iż Bóg nie sypia już tutaj. Pewnego zaś dnia również i nam nie będzie wolno spać na tej ukochanej ziemi. Boję się…”
Karol: – Też się tego boję.
Maciej: – Przy okazji chciałem Panu, Panie Profesorze pogratulować świetnych przekładów dzieł Hansa Helmuta Kirsta.
Karol: – Dziękuję. Dodam tylko, iż jest to pisarz, który w kilku powieściach odsłonił złowrogie mechanizmy nazistowskiej władzy, choć w III Rzeszy sam był jednym z trybów tej władzy.
Maciej: – jeżeli mogę spytać – w jakich przede wszystkim powieściach?
Karol: – Przede wszystkim w „Nocy długich noży”, „Nocy generałów”, „Menetekel’ 39”, a także w jednej z cyklu „mazurskiego”, który Pan już wspomniał, w powieści „08/15 w partii”. Książki te wciąż powinny być czytane (jak i „Fabryka oficerów” czy „Rok 1945”), aby czasy dyktatury nazistowskiej już nigdy się nie powtórzyły.
Pod tym względem zasługi Kirsta dla literatury, nie tylko niemieckiej, ale i ŚWIATOWEJ są bezsporne.
Dobrze, iż w naszej rozmowie możemy ten fakt przypomnieć.
Maciej: – Jestem Panu za to przypomnienie bardzo wdzięczny; proponuję, abyśmy na tym zakończyli naszą rozmowę, chyba iż ma Pan do mnie jeszcze jakieś pytanie?
Karol: – Chciałbym Pana Redaktora na zakończenie zapytać o plany pisarskie na najbliższy rok, dwa, trzy… I proszę zdradzić, kto jest wydawcą Pańskich książek, zostały bowiem pięknie wydane (znakomicie zredagowane, z ciekawymi ilustracjami, w twardych wielobarwnych okładkach).
Zacznijmy więc od Wydawcy, a zakończmy planami.
Maciej: – Moja twórczość może się podobać lub nie. Rzecz gustu.
Karol: – Niech Pan nie będzie taki skromny! A Wydawnictwo także stanęło na wysokości zadania, doceniając wartość Pańskich książek.
Maciej: – Tak, zgadza się! Dziękuję za to zauważenie.
Świetna jest redakcja i bardzo dobra korekta, które wykonała Hanna Borawska. To jedno,
ale moim zdaniem znakomity jest też projekt graficzny – to z kolei zasługa Iwony Dombrowskiej.
Za realizację poligraficzną odpowiadał Dom Wydawniczy „Margrafsen” z Bydgoszczy.
Jedną z okładek ilustruje malarstwo artysty plastyka Tadeusza Nodzyńskiego.
Karol: – Dziękuję za te ważne informacje, a teraz przejdźmy do planów.
Maciej: – Jak już wspomniałem wcześniej, jestem w połowie drogi, może choćby zbliżamy się do zakończenia kolejnego tomu opowiadań. Mogę zdradzić wstępny tytuł –
„Tańczący z kotami i inne opowiadania”.
To może się jednak jeszcze zmienić.
Natomiast kilka lat temu zaplanowałem sobie napisanie również dramatu. Niestety, z tym mam spory kłopot. W głowie zakiełkował mi już pewien pomysł, który choćby zaczął się rozprzestrzeniać.
Karol: – I co?
Maciej: – I nic!
Karol: – A co to ma być?
Maciej: – Mieszanka tragedii greckiej i teatru elżbietańskiego z dramatem romantycznym, a wszystko to podlane współczesnym sosem, Peterem Brookiem, Jerzym Grotowskim, Józefem Szajną.
Karol: – Panie Macieju – super! Wie Pan dlaczego?
Bo na „rynku wydawniczo-czytelniczym” wciąż brakuje mi takiego dramatu, powieści, także poezji – mówiąc najkrócej – o naszym zwaśnionym narodzie i o tym, co się dzieje w naszym kraju. Wzorem takiego nieśmiertelnego utworu jest „Pan Tadeusz” wieszcza Adama; nikt na razie nie pokonał go.
Może… Pan się zmierzy z tym wyzwaniem? Tego z całego serca życzę.
Maciej: – Chyba nie mam nadziei. Podejmując się tego zadania myślę – czas znowu ruszać w drogę, bo kiedy człowiek stoi, to umiera. W życiu trzeba ciągle wędrować i wcale nie muszą to być dalekie kraje. Czasem wystarczy wyjść za dom!
Karol: – No właśnie. Tym bardziej, iż teraz wszystko zależy wyłącznie od Pana, co spróbuję uzasadnić: mało kto ma tak bogate doświadczenie, wiele lat aktywnego dziennikarstwa, no i… LITERACKIEJ spuścizny rodzinnej.
Maciej: – Na koniec dodam więc jeszcze coś bardzo ważnego: potężnym wsparciem dla mnie jest moja żona Małgorzata, która akceptuje i wytrzymuje moje dziwactwa, głupie żarty i wybuchowy charakter, a w wolnej chwili maluje oraz pisze ikony.
Karol: – No to DO ROBOTY Panie Macieju!
Maciej: – Bardzo dziękuję Panu za to wyzwanie, jak i za całą ROZMOWĘ. Otworzył mnie Pan! Mam też cichą nadzieję, iż Czytelnicy również zaakceptują nasze oceny i marzenia.
Karol: – Na pewno, a pod naszą „Rozmową” mają do tego rubrykę „zostaw opinię”.