Film Chopin, Chopin! w reżyserii Michała Kwiecińskiego to historia o wielkim kompozytorze i mistrzu gry na fortepianie. Twórca zdecydował się na ukazanie dość odważnej wizji życia Fryderyka Chopina. Niestety interesujący pomysł okazał się niewystarczający.
Paryż, 1835 rok. Fryderyk Chopin ma 25 lat i cieszy się zainteresowaniem zarówno paryskich salonów, arystokracji, jak i samego króla Francji. Bierze udział w wielu nocnych eskapadach i afterparty po koncertach. Jest pełen energii i przykrywa chorobę żartem. Nieunikniona śmierć jest coraz bliżej, ale Chopin żyje pełnią swojego życia. Komponuje arcydzieła, także na zamówienie. Udziela również lekcji gry na fortepianie. Przyjaciele go podziwiają, a kobiety pragną. Reżyserem filmu Chopin, Chopin! jest Michał Kwieciński, a scenariusz przygotował Bartosz Janiszewski. W główną rolę wcielił się natomiast Eryk Kulm, a obok niego zagrali m.in. Victor Meutelet, Joséphine de La Baume, Lambert Wilson, Karolina Gruszka oraz Maja Ostaszewska.
Produkcja Kwiecińskiego zdecydowanie przyciągała uwagę swoją nieszablonową narracją. A mianowicie skupiono się na rozrywkowej, wręcz bajeranckiej stronie Fryderyka Chopina. Mnóstwo żartów, namiętności i dobrej zabawy bez przerwy przewijały się przez całą opowieść. Pomysł w założeniu nie wydawał się zły. Komedia bardzo często świetnie dopełnia dramaturgię historii jako przykrywka dla głębokich problemów psychologicznych protagonistów. W Chopin, Chopin!, ze względu na towarzyszącą w młodym wieku pianiście śmiertelną chorobę, drzemał ogromny potencjał. Także próba przedstawienia znanego kompozytora jako człowieka z krwi i kości miała jak najbardziej sens. Rzecz w tym, iż twórcy w dużej mierze nie potrafili kontrastujących ze sobą konwencji odpowiednio wykorzystać. Co więcej, nie potrafili stworzyć wielowymiarowej postaci, która stopniowo popada w coraz większe psychiczne problemy i poczucie bezsensu swojego istnienia.
Zacznijmy od scenariusza, bo to on stanowi gwódź do trumny tego filmu. Największy zarzut mam do dialogów, które ani trochę nie pozwalają wczuć się w klimaty XIX-wiecznej Europy. Oczywiście ogromnym plusem jest fakt, iż nie uświadczymy postaci na siłę mówiących w języku polskim. Rzeczywiście postarano się o autentyczność w tym aspekcie. Jednak pewna prymitywność i uwspółcześnienie języka sporo umniejszało wiarygodności tych kreacji. Ponadto większość wypowiadanych przez postacie zdań niesie ze sobą masę zbędnej i bezpośredniej ekspozycji. I nie tu kończą się wszelkie problemy.

Znaczna część filmu opiera się także na odhaczaniu kolejnych elementów biografii Chopina. Pominę już kwestię, iż wydarzenia te często niezbyt wpływają na samego bohatera. Prawdę mówiąc, w tej historii można się nieźle pogubić. Montaż nazwałbym bardzo „rwanym”. Szczególnie drażniące było używanie tzw. cięć do czarnych klatek, które prawdopodobnie miały być zabiegiem artystycznym. Nie za bardzo potrafię jednak zrozumieć jego sens i nie zdziwi mnie, jeżeli był to sposób na przykrycie braku pomysłu na spójne poprowadzenie akcji.
Z drugiej jednak strony, przy kilku scenach udało się pobudzić moją wrażliwość. Twórcy dają radę od czasu do czasu pozwolić emocjom odpowiednio wybrzmieć. Szczególnie podobał mi się fragment historii, w którym śledziliśmy relację Chopina ze swoim uczniem Carlem Filtschem. Wtedy to też można było zobaczyć prawdziwą twarz kompozytora. Właśnie to działało w tej produkcji najlepiej — oddzielanie grubą kreską towarzyskiego życia Fryca od tego prywatnego, pełnego smutku i samotności. Wtedy najwyraźniejsza była maska, którą nosił bohater. Kwieciński jednak z uporem maniaka starał się łączyć sceny dramatyczne z komediowym charakterem protagonisty. Efekt był taki, iż poważne sceny wydawały się sztuczne, wyolbrzymione i pozbawione powagi sytuacji.

W Chopin, Chopin! również widać budżet, jaki przeznaczono na ten film, czyli aż 72 miliony złotych. Zdjęcia, kostiumy i scenografia to po prostu wizualna uczta. W historii wiele razy opuszczamy Francję, aby przenieść się m.in. do Hiszpanii czy Austrii. Mam tylko wrażenie, iż na rzecz bogato przygotowanych lokacji i strojów poświęcono głębię każdej postaci. W Chopin, Chopin! nie uświadczymy wielowymiarowych bohaterów i dobrze poprowadzonych relacji między nimi. Fryderyk, gdy otrzymuje swój „wyrok śmierci”, podupada na duchu. Niemniej później obserwujemy tak naprawdę postać, której jedyna przemiana polega na coraz gorszym stanie zdrowotnym. Od strony psychologicznej pozostaje on jednak na takim samym tragicznym poziomie, ukrywając swoje problemy pod maską duszy towarzystwa.
Podobna sytuacja występuje w relacjach między bohaterami. Ludzie w życiu głównego protagonisty przewijają się bez żadnego znaczenia. Wyjątek stanowi tutaj Liszt, który jako przyjaciel Fryderyka wydawał się zawsze obecny, choćby kiedy nie widzieliśmy go na ekranie. Natomiast wszelkie miłosne podrygi Fryca były pozbawione jakiejkolwiek chemii i namiętności. Być może taki był też zamiar Kwiecińskiego, aby życie Chopina ukazane w filmie przeciekało przez palce, tak jak w rzeczywistości? Tylko problem w tym, iż tego typu narracja sprawia, iż nie odczuwamy tragizmu, z jakim wiąże się taki los. Eryk Kulm to aktor, który ewidentnie starał się o najlepszy możliwy wykon swojej roli. Niestety prawdopodobnie zła reżyseria i scenariusz nie pozwoliły mu na wykazanie pełni swoich możliwości.

Istotnym elementem całej opowieści jest bez wątpienia muzyka. W końcu to film o wielkim kompozytorze i pianiście. Tej sfery dźwiękowej nie brakowało i często wspomagała kulejącą warstwę emocjonalną opowieści. Pozwalała poczuć złość, smutek i samotność Fryca, kiedy zdejmował swoją maskę. Rzeczywiście muzyka stanowiła integralną część bohatera, a nie była jedynie tłem dla wydarzeń. Nie jestem natomiast do końca fanem autorskiej muzyki. Pomimo iż wręcz cyberpunkowe dźwięki pasują do rozrywkowego charakteru Chopina, to osobiście uważam ją ponownie za ujmującą dla autentyczności czasu akcji.
Chopin, Chopin! to produkcja, na której estetykę poświęcono wiele wysiłku i pieniędzy. Niemniej wizualny aspekt nie przykryje beznadziejnego scenariusza i kulawej reżyserii. Próbowano stworzyć bardzo wszechstronną, oryginalną opowieść o świeżym spojrzeniu na życie pianisty. Niestety Kwieciński pogubił się w narracji i zapomniał o jej fundamentalnych zasadach. Twórcy starają się pokazać jak najwięcej życia Fryderyka, ale nie ma w tym konsekwencji, a bohater kończy w tym samym miejscu, w którym zaczął. Na całe szczęście muzyka urozmaica bezpłciową historię, tak samo jak imponująca scenografia czy kostiumy. Ta muzyka jest jednak nieodłączną częścią samego protagonisty i dzięki wybitnemu aktorstwu Eryka Kulma nadaje opowieści jakąkolwiek wymiarowość.
Doceniam próbę Kwiecińskiego w opowiedzeniu życia mistrza gry na fortepianie na nowy, wyjątkowy sposób. Chopin, Chopin! to zdecydowanie film, który warto zobaczyć. Pomimo iż gubi on swoją duszę w chaosie narracyjnym, to jest ciekawym projektem na tle innych produkcji polskiej kinematografii.
fot. główna: kadr z filmu