Mam 54 lata i zostałem z niczym.
Nazywam się Marek. Z żoną Haliną byliśmy razem trzydzieści lat. Przez całe życie myślałem, iż wypełniam swój obowiązek: ja zarabiałem pieniądze, a ona zajmowała się domem i wychowywała dzieci. Nigdy nie chciałem, żeby szła do pracy – wolałem, żeby była w domu.
Wydawało mi się, iż żyliśmy dobrze. Bez wielkich namiętności, ale z szacunkiem. Z czasem jednak zacząłem się męczyć. Wszystko wydawało się nudne, zwyczajne. Miłość wygasła, została tylko rutyna. Uważałem, iż to normalne – aż pewnego dnia wszystko się zmieniło.
Tego wieczora wpadłem do baru na piwo i tam poznałem Magdę. Była ode mnie młodsza o dwadzieścia lat – piękna, pełna życia, jak wicher. Rozmawialiśmy, a ja zakochałem się jak nastolatek. Zaczęliśmy się spotykać w tajemnicy, potem zaczął się romans.
Po kilku miesiącach miałem dość podwójnego życia. Magda wydawała mi się wybawieniem, drugą szansą. Zebrałem się w sobie i powiedziałem Halinie prawdę.
Wysłuchała mnie w ciszy. Żadnych łez, żadnej awantury. Tylko ciche „rozumiem”. Wtedy wzięłem to za pewność, iż i ona już dawno straciła do mnie uczucia. Dopiero teraz rozumiem, jak bardzo ją zraniłem.
Rozwód był szybki. Mieszkanie sprzedaliśmy. Magda nalegała, żeby Halinie nie zostawiać nic – „zaczniemy od nowa”. Moja była za swoją część kupiła maleńkie kawalerko. Ja z oszczędnościami kupiłem z Magdą dwupokojowe.
Nie pomyślałem wtedy o Halinie. O tym, jak sobie poradzi bez pracy i doświadczenia. Byłem pewny, iż zaczyna się najlepszy rozdział mojego życia.
Nasi dorośli synowie przestali ze mną rozmawiać. Uznali, iż zdradziłem ich matkę, i mieli rację. Ale mnie to wtedy nie obchodziło – byłem szczęśliwy. Magda była w ciąży, czekałem na dziecko.
Kiedy urodził się chłopiec, był śliczny… tylko nie przypominał ani mnie, ani Magdy. Znajomi szeptali, ale ja nie chciałem słuchać – jakby w tej nowej rzeczywistości mogło być coś złego?
Tymczasem życie stawało się koszmarem. Pracowałem ja, zajmowałem się domem też ja. Magda żyła, jak chciała – wracała późno, pijana, urządzała sceny.
Przez niewyspanie i stres zacząłem mieć problemy w pracy. W końcu mnie zwolnili. Brakowało pieniędzy, długi rosły.
Minęły trzy lata.
Aż pewnego dnia mój brat, który nigdy nie ufał Magdzie, namówił mnie na test DNA. Wynik był bezlitosny – nie byłem ojcem.
Rozwiedliśmy się od razu.
Zostałem z niczym: bez rodziny, domu, szacunku własnych dzieci. Ze wstydem i samotnością.
Po jakimś czasie postanowiłem to naprawić. Kupiłem kwiaty, tort, wino i pojechałem prosić Halinę o przebaczenie. Marzyłem, żeby zacząć od nowa.
Ale gdy dotarłem pod jej stary adres, drzwi otworzyła obca kobieta. Halina dawno się wyprowadziła.
Znalazłem jej nowy adres. Zapukałem. Otworzył mi mężczyzna. Nowy mąż Haliny.
Okazało się, iż po rozwodzie znalazła dobrą pracę, poznała porządnego człowieka i zaczęła nowe życie. Beze mnie.
Spotkaliśmy się w kawiarni. Podszedłem, zacząłem mówić o przeszłości, prosiłem, żebyśmy wrócili do siebie.
Spojrzała na mnie jak na obcego. Nic nie powiedziała. Wstała i wyszła.
Wtedy zrozumiałem wagę swoich błędów.
Dziś mam 54 lata. Nie mam nic: ani żony, ani pracy, ani synów u boku.
Straciłem wszystko, co ważne. I tylko ja jestem temu winien.
Czasem życie nie daje drugiej szansy. A ból po własnej zdradzie jest najgorszy ze wszystkich.