Chciałem wrócić do byłej żony po 30 latach, ale było za późno.

newsempire24.com 4 dni temu

Teraz mam 54 lata i nie zostało mi nic.
Nazywam się Wiktor. Z moją żoną Martą przeżyliśmy razem trzydzieści lat. Przez całe nasze wspólne życie uważałem, iż wypełniam swój obowiązek: pracowałem, zarabiałem pieniądze, a Marta zajmowała się domem i dziećmi. Nigdy nie chciałem, żeby szła do pracy – wolałem, żeby była w domu.

Wydawało mi się, iż żyliśmy dobrze: bez wielkich namiętności, ale z szacunkiem. Z czasem jednak zacząłem czuć zmęczenie. Wszystko stało się nudne, codzienne. Miłość zniknęła, została tylko rutyna. Uważałem to za normalne – do pewnego wieczoru.

Poszedłem wtedy do baru na piwo i tam spotkałem Kasię. Była ode mnie młodsza o dwadzieścia lat – piękna, radosna, pełna życia. Zupełnie jak wicher. Rozmawialiśmy, a ja zakochałem się jak nastolatek. Zaczęły się tajne spotkania, potem romans.

Po kilku miesiącach stwierdziłem, iż nie chcę już żyć w kłamstwie. Myślałem, iż Kasia to moje wybawienie, druga szansa. Zebrałem się na odwagę i wyznałem Marcie prawdę.

Wysłuchała mnie w milczeniu. Żadnych łez, żadnej awantury. Tylko cichutkie „rozumiem”. Wtedy pomyślałem, iż i ona już mnie nie kocha, skoro przyjęła to tak spokojnie. Dopiero teraz rozumiem, jak bardzo ją zraniłem.

Rozwód był szybki. Wspólne mieszkanie sprzedaliśmy. Kasia nalegała, żeby nic nie zostawiać Marcie – nowe życie, czysta karta. Marta ze swojej części kupiła małe kawalerki. Ja dołożyłem oszczędności i kupiliśmy z Kasią dwupokojowe.

Nie pomyślałem wtedy o pieniądzach dla byłej żony. Nie zastanawiałem się, jak sobie poradzi bez zawodu i doświadczenia. Wierzyłem, iż zaczynam najlepszy rozdział w życiu.

Nasi dorośli synowie przestali ze mną rozmawiać. Uznali, iż zdradziłem ich matkę, i mieli rację. Ale mnie to wtedy nie martwiło – byłem szczęśliwy. Kasia spodziewała się dziecka, czekałem na nie z niecierpliwością.

Kiedy urodził się synek, był ślicznym chłopcem… tylko ani do mnie, ani do Kasi niepodobny. Znajomi szeptali podejrzenia, ale ja je ignorowałem – co złego mogło być w nowym życiu?

Tymczasem codzienność stawała się koszmarem. Ja pracowałem, ja zajmowałem się domem. Kasia żyła po swojemu: znikała na noce, wracała pijana, urządzała sceny.

Przez brak snu i nerwy zacząłem mieć problemy w pracy – w końcu mnie zwolnili. Pieniędzy brakowało, długi rosły.

Po trzech latach mój brat, który nigdy nie ufał Kasi, nalegał na test DNA. Wynik był bezlitosny: nie byłem ojcem chłopca.

Rozwiedliśmy się natychmiast.

Zostałem z niczym: bez rodziny, bez domu, bez szacunku dzieci. Ze wstydem i samotnością.

Po jakimś czasie chciałem to naprawić. Kupiłem kwiaty, tort, wino i pojechałem prosić Martę o wybaczenie. Marzyłem o nowym początku.

Ale pod jej dawnym adresem drzwi otworzyła obca kobieta. Okazało się, iż Marta dawno się wyprowadziła.

Znalazłem jej nowe mieszkanie. Zapukałem. Otworzył mi mężczyzna – nowy mąż Marty.

Po rozwodzie znalazła dobrą pracę, spotkała porządnego człowieka i zaczęła nowe życie. Bez mnie.

Pewnego dnia przypadkiem spotkaliśmy się w kawiarni. Podszedłem, próbowałem rozmawiać, wspominać, prosić o drugą szansę.

Spojrzała na mnie jak na obcego. Nie powiedziała nic. Wstała i wyszła.

Wtedy zrozumiałem wagę swoich błędów.

Dziś mam 54 lata. Nie mam żony, pracy ani synów u boku.

Straciłem wszystko, co było ważne. I tylko ja jestem temu winien.

Czasem życie nie daje drugiej szansy. A ból zdrady, którą sam popełniłem, jest najgorszy ze wszystkich.

Idź do oryginalnego materiału