Chaos – recenzja filmu

news.5v.pl 7 godzin temu
fot. materiały prasowe

Gareth Evans, reżyser hitowej serii Raid, przyzwyczaił nas do określonego poziomu walk, które są dla niego ważnym narzędziem narracyjnym. Podobnie wykorzystywał je w pierwszym sezonie serialu Gangi Londynu, którego był współtwórcą i reżyserem scen akcji (przy kolejnych częściach już nie pracował). Dlatego też oczekiwania wobec Chaosu były wysokie. Jak wyszło? Niestety pierwsze wrażenia nie są dobre. W Raidach filmowiec pokazał wyśmienite podejście do pościgów samochodowych, które tutaj pojawiają się zaledwie na chwilę. Scena otwierająca Chaos jest największą wadą produkcji. Evans większość scen pościgu stworzył dzięki efektów komputerowych. To staje się mieczem obosiecznym, bo z jednej strony lepiej wpływa na dynamikę i pozwala na niebezpieczne manewry, ale z drugiej – wygląda to sztucznie i dziwnie. Tak filmu nie powinno się rozpoczynać, choćby z takim pomysłowym rozwiązaniem jak rzut pralką w radiowóz.

Nie zrażajcie się jednak, bo poza okazjonalnym wykorzystaniem efektów komputerowych w szerokich ujęciach ulic i aut, Gareth Evans tworzy wszystko w swoim charakterystycznym stylu. Gdy dochodzi do strzelanin i walk, Chaos staje się festiwalem przemocy! Na uwagę zasługują szalenie pomysłowe choreografie i fantastyczna praca kamery. Tom Hardy nie jest aktorem, który zna efektowną filmowo sztukę walki, a świadomie zrezygnowano z wykorzystania jego umiejętności w brazylijskim jiu jitsu. Postarano się więc o to, by pokazał siłę i brutalność. To jest film, w którym króluje zasada „minimalny ruch, maksymalny efekt”, więc celem Walkera, głównego bohatera tej fabuły, jest jak najszybsze pozbycie się wroga. Każdy, kto oglądał Wojownika, wie, iż Hardy potrafi grać w scenach walk. Poza tym kamera zawsze pokazuje ciosy i brutalne wykończenia przeciwników, które zaskakują pomysłowością. Cieszą też dobrze wykorzystane inspiracje kinem Johna Woo czy Johnniego To w strzelaninach! To jest to, czego oczekujemy po filmie akcji. Gareth Evans wie, jak dostarczać wrażeń, a jednocześnie korzysta z tych scen, by powiedzieć nam coś o postaciach i historii. Sprawdza się to wyśmienicie! Jestem pewien, iż będzie to jeden z najbardziej efektownych akcyjniaków w tym roku.

Konstrukcja Chaosu jest dość nietypowa, ponieważ nie jest to film przeładowany akcją. Pierwsza połowa przypomina thriller kryminalny, w którym reżyser, operując schematami, buduje dość poważny obraz. Razem z operatorem nadał mu brudne, mroczne oblicze, co tworzy intrygujący klimat. Przemoc kontrastuje z czystością święta Bożego Narodzenia, a granie tymi motywami daje interesujący efekt. Problem polega na tym, iż ta część filmu wymaga od widza zbyt dużo cierpliwości, by dojść do oczekiwanej akcji. Evans przyzwyczaił do bardziej zbalansowanej rozrywki.

Świadome wykorzystywanie klisz gatunkowych niekoniecznie jest wadą. Evans, inspirując się klasykami gatunku, stara się dodać schematom swojego stylu, dzięki czemu sceny akcji wybrzmiewają trochę inaczej. Druga połowa filmu to już czysta, szalona jazda bez trzymanki. Co tam się dzieje! Naprawdę nie jest to akcyjniak dla wrażliwych widzów, bo kreatywność w zabijaniu wrogów sięga zenitu.

fot. materiały prasowe

Kluczowe i przełomowe okazuje się starcie w klubie. Do tego momentu mamy wspomniane schematy, ale od spektakularnych walk w tych scenach wszystko się zmienia. Znikają granice dobra i zła. Ba, zastanawiam się, czy kogokolwiek można tu nazwać porządnym człowiekiem. Ten świat jest tak zepsuty i ponury. przez cały czas kibicujemy Hardy’emu – jego postać nie jest idealna, ale stara się coś zmienić. Tu również nasuwają mi się porównania do Raid 2, w którym ambicje fabularne reżysera sięgały wyżej niż tworzenie efektownych scen akcji. Chaos w zaskakujący sposób staje się opowieścią o rodzicielstwie, ale w takim absurdalnym stylu. To przez cały czas pretekst, by doszło do scen akcji, jednak postać gliniarza, polityka i gangsterki ciekawie wpisują się w ten motyw. Wychodzi to nieźle pomimo oczywistości fabularnych i prostoty.

W tym filmie wyczuwa się tytułowy chaos. Został on celowo wpleciony w narrację, by w kluczowym momencie dodać opowieści dynamiki i wzmocnić jej walory rozrywkowe. Seans to rollercoaster emocji. Początek był tak niespodziewanie spokojny, iż niepokoiłem się o całokształt, ale to, co początkowo wydawało się przewidywalne, pozytywnie mnie zaskoczyło. Evans bawi się znanymi motywami i zabarwia je swoim stylem. Nikt tutaj nie oczekuje wybitnie wykreowanych postaci ani większej głębi. Jest w porządku. Charyzma Hardy’ego i jego talent wystarczą, by Walker był ciekawy. Trudno nie dostrzec udanych starań aktora.

fot. materiały prasowe

Chaos pokazał, iż „w tym szaleństwie jest metoda”. Film dostarcza wrażeń zgodnych z oczekiwaniami. Kino akcji nie musi nas skłaniać do głębokich przemyśleń ani serwować wielkich twistów. Ma dać rozrywkę za sprawą scen walk czy strzelanin, które powinny mieć znaczenie dla historii. Gareth Evans doskonale to rozumie, podobnie jak współtwórcy Johna Wicka – Chad Stahelski i David Leitch. Fani szalonego i brutalnie efektownego kina nie powinni być rozczarowani. Najlepsze sceny akcji roku! Nie mam wątpliwości.

Zastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 20 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.

Chaos

Idź do oryginalnego materiału