CANNES 2024: Zbiegły z Iranu reżyser pokazał swój film. Będą nagrody?

filmweb.pl 6 miesięcy temu
Już dziś dobiega końca 77. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Cannes - poznamy zwycięzców, przegranych i nagrodzonych na pocieszenie w wyścigu o Złotą Palmę. A w naszej ostatniej relacji - "The Seed of the Sacred Fig" skazanego na 8 lat więzienia i baty irańskiego reżysera Mohammada Rasoulofa, który w połowie maja uciekł z kraju (szerzej o sprawie piszemy TUTAJ). A także pierwsza od lat pełnometrażowa animacja w canneńskim konkursie - "The Most Precious of Cargoes" laureata Oscara Michela Hazanaviciusa ("Artysta"). Recenzują: Daria Sienkiewicz i Maciej Satora.

Bękarty wojny (recenzja filmu "The Most Precious of Cargoes", reż. Michel Hazanavicius)





Powolnie zbliżający się koniec II wojny światowej. Estetyka: wysoki śnieg, bieda zaglądająca przez posklejane mrozem powieki, potrawka z pokrzyw w sosie własnym zajadana drewnianą łyżką. Merytoryka: historyczne limbo. Ospały bezczas, w którym depresyjna stagnacja dnia codziennego przerywana jest tylko pędem pociągu z żywym ładunkiem. Świat wewnątrz wagonów odbijany jest przez ten na zewnątrz; grobowa cisza dziesiątek Żydów jadących na rzeź wyraża się poprzez niemą świadomość obserwatorów, poświęcających się rutynie codziennych obowiązków. Widzowie festiwalu w Cannes widzieli to już chyba ze sto razy, za każdym jednym wychodząc z sali w atmosferze natchnionej zadumy. Zeszłoroczna "Strefa interesów" zdawała sobie z tego sprawę aż za dobrze, oferując nie tylko nową perspektywę w opowiadaniu o Holokauście, ale i dostosowane do niej filmowe środki, których nikt dotąd na Lazurowym Wybrzeżu nie widział. Michel Hazanavicius wolał wybrać drogę na skróty. Choć w wywiadach zapiera się, iż "The Most Precious of Cargoes" przesuwa jakąś znaczeniową granicę, w gruncie rzeczy stąpa ścieżkami wydeptanymi przez znacznie bardziej wyraziste autorskie osobowości.

Wpisując ten wniosek w reżyserski kontekst, trudno choćby udawać zaskoczenie. Nazwisko Hazanaviciusa wyryte jest przecież w filmowym monolicie ufundowanym przez większych od niego. Cały "autorski" patent Francuza to w końcu uniżone odtwórstwo, podporządkowanie kinematograficznej tradycji, złote przeboje nagrywane nowoczesnym sprzętem. Najpierw niemy "Artysta", składający hołd przed-dźwiękowym legendom srebrnego ekranu, potem kolorowy "Ja, Godard", stawiający błyszczący kinofilią pomnik przemianie twórczej wrażliwości największego z francuskich skandalistów (nie wspominając już choćby o "Cięciu!", będącym bezpośrednim remake’iem znakomitego "Jednym cięciem" Shin'ichirô Uedy). Wszystko składa się na dość jasną tendencję, którą "The Most Precious of Cargoes" posłusznie kontynuuje. Pierwsza animacja w konkursie canneńskiego festiwalu od czasu "Walca z Baszirem" i "Persepolis" bezwstydnie chwyta się tych samych założeń, co wspomniani poprzednicy – zderzyć dziecięcą konwencję z brutalnością wojennej opresji, przepisać utarte schematy i zaskoczyć sformatowane gatunkowymi podziałami głowy.

Problem w tym, iż od premier arcydzieł Folmana i Satrapi w Sekwanie upłynęło całkiem sporo wody, a na analogicznej metodzie zdążył wypłynąć w tym czasie sukces "Żywiciela", "Funan", "Przeżyć" czy choćby polskiego "Jeszcze dzień życia". W każdym z tych przypadków – dzieł dużo bardziej spełnionych niż obraz Hazanaviciusa. "The Most Precious of Cargoes" jest animacją chyba jedynie z reżyserskiej aspiracji; choć warto odnotować imponujący fakt, iż klatki rysowane były przez twórcę własnoręcznie, film paranoicznie boi się wykorzystać potencjał własnej formy. Dzieło Hazanaviciusa ucieka przed drzemiącą w animacji ekspresjonistyczną potęgą w nudzący wizualnie realizm, za wszelką cenę broniąc się przed nieskończonymi możliwościami obranych środków narracyjnych.

Całą recenzję autorstwa Macieja Satory przeczytacie TUTAJ.



Kobieta Życie Wolność (recenzja filmu "The Seed of the Sacred Fig", reż. Mohammad Rasoulof)




Zaczyna się od spowijającej ekran czerni, sugestywnej ciszy oraz napisów zdradzających wieloznaczność tytułowej świętej figi. W pnącej się po drzewach roślinie można dostrzec metaforę władzy: uciskającej obywateli i wysysającej z nich ostatnie siły. Nasiono słodkiego owocu to natomiast nic innego, jak zalążek wielkiej zmiany, która, niczym korzenie figi wrastające w szczeliny choćby najtwardszych skał, tkwi głęboko w zbiorowej świadomości Irańczyków. Dla zbiegłego niedawno z kraju reżysera Mohammada Rasoulofa, premiera jego najnowszego filmu w Cannes jest czymś więcej niż łechtającym ego wyróżnieniem. To symbol zwycięstwa wolności słowa nad odbierającym mu głos opresyjnym systemem. "The Seed of the Sacred Fig" zaskakuje wielopoziomowością historii oraz gatunkowym zwrotem akcji. To odważny i bezkompromisowy hołd dla buntujących się wobec reżimu kobiet.

Laureat Złotego Niedźwiedzia wrzuca widza w sam środek politycznego tornada, pokazując prawdziwe oblicze Teheranu w dobie eskalującej przemocy. W centrum opowieści umieszcza jedną z wysoko postawionych rodzin, w której dochodzi do światopoglądowego rozłamu. Gdy protestujące na ulicach miasta siostry dowiadują się, iż ich ojciec to pracujący dla rządu sędzia śledczy, w domu zapanowuje chaos. Z szuflady Imana (Missagh Zareh) znika służbowa broń, ale do jej kradzieży nie przyznaje się nikt z podejrzanych – ani wspierająca go żona Najmeh (Soheila Golestani), ani buntujące się przeciwko niemu nastoletnie córki Rezvan (Mahsa Rostami) i Sana (Setareh Maleki). Rosnący niepokój obezwładnia kobiety, a napięcie sięga zenitu, gdy popadający w paranoję Iman zamienia dom w salę przesłuchań. "Nikt nie nauczył nas prześwietlać swojej własnej rodziny" – mówi Imanowi kolega z pracy, widząc w sytuacji mężczyzny emocjonalne rozdarcie. O zaginionym pistolecie, czytaj: strzelbie Czechowa, będziemy myśleć przez cały seans.

Postacie Rezvan i Sany kumulują w sobie siłę i upór tysięcy irańskich kobiet, które w 2022 roku tłumnie sprzeciwiły się rządom terroru śmierci po skatowaniu przez "policję moralności" Mahsy Amini – to jedna z wielu kobiet, którą teokratyczna oraz patriarchalna władza ukarała za “nieprawidłowe” noszenie hidżabu w miejscu publicznym. Choć imię Mahsy nie pojawia się w filmie, to właśnie brutalne aresztowanie jednej z irańskich kobiet sprawia, iż siostry nie mogą już dłużej godzić się na otaczający ich horror. Jedną z najmocniejszych scen ponad trzygodzinnego "The Seed of the Sacred Fig" jest ta, w której Rezvan konfrontuje się z fundamentalistycznym ojcem przy kolacji. Iman oskarżą najstarszą córkę o to, iż ulega złudnej propagandzie, przekonując ją, iż śmierć zamordowanej przez funkcjonariuszy dziewczyny była tak naprawdę następstwem udaru oraz jej problemów zdrowotnych. Gdy mężczyzna próbuje udowodnić sprzeciwiającej się mu nastolatce, iż jako pracujący od trzydziestu lat urzędnik "wie lepiej", Rezvan krzyczy ile sił w płucach "Nie! Jesteś częścią systemu, dlatego za wszelką cenę zawsze będziesz chciał go chronić".

Całą recenzję Darii Sienkiewicz przeczytacie TUTAJ.
Idź do oryginalnego materiału