CAMPER. Niczym pamiątkowe nagranie z wakacji [RECENZJA]

film.org.pl 6 dni temu

Wsiąść do pociągu byle jakiego (…) patrzeć, jak wszystko zostaje w tyle”, śpiewała Maryla Rodowicz. Bohaterowie filmu Camper wybierają co prawda inny środek transportu (tytuł podpowiada, jaki), ale także postanawiają wyruszyć przede siebie, nie wiedząc, co dokładnie przyniesie im los. Tak rozpoczyna się reżyserski debiut Łukasza Suchockiego.

Dla twórcy praca na planie filmu to nie pierwszyzna – od wielu lat działa bowiem jako operator. Swojego Campera postanowił nakręcić we współpracy z kilkorgiem znajomych z branży – i to już kilka lat temu, konkretnie na początku pandemicznego lockdownu. To nie jedyny powód, dla którego Camper nie jest zwyczajną niezależną produkcją – Suchocki postanowił bowiem mocno zawierzyć talentowi aktorów i nakręcił film w dużej mierze improwizowany.

W Camperze towarzyszymy Robertowi (Michał Krzywicki), Klaudii (Dagmara Brodziak), Filipowi (Szymon Milas) oraz Werze (Aleksandra Jachymek). Towarzyszymy dosłownie, bo kamera jest niczym jeden z bohaterów filmu – podąża za bohaterami, łapie ich w intymnych momentach, zastaje w chwilach słabości, odkrywa przed nami ich tajemnice. Jest w pewnym stopniu naszymi „oczami” w tej historii. Taka forma w połączeniu z improwizowanymi dialogami – a co za tym idzie, sporym naturalizmem – daje poczucie, jakbyśmy oglądali nie tyle film pełnometrażowy, co nagranie z wakacji kilkorga znajomych.

Nie traktuję tego jak wady, bo idą za tym prawdziwe, szczere emocje i to one przede wszystkim przyciągają tutaj widza. Choć bohaterów oglądamy fragmentarycznie na kolejnych etapach podróży, dzięki ich rozmowom możemy w pełni zarysować sobie ich obraz i zweryfikować, jakie są ich lęki i pragnienia. Tym bardziej, iż są momenty, w których wyraźnie mają potrzebę powiedzieć o nich głośno i zrzucić z serca nieznośny ciężar. A nowe otoczenie i neutralne lokacje to sprzyjające okoliczności. Bohaterowie Campera szukają swojego miejsca w życiu, martwią się kwestiami finansowymi, przepracowują problemy w związku i nie starają się przy tym wybielać. Suchocki nie narzuca żadnej narracji – to bohaterowie kreują się sami, a adekwatnie robią to aktorzy, idąc na żywioł w dialogach.

Choć cała czwórka świetnie radzi sobie w tej konwencji, sercem filmu jest dla mnie Weronika w interpretacji Aleksandry Jachymek – intrygująca, pełna wrażliwości postać, do której należy przy okazji także najbardziej emocjonalna scena filmu. Mniej czasu ekranowego wydaje się mieć z kolei Filip w wykonaniu Szymona Milasa – z jednej strony to niedosyt, ale czy w grupkach znajomych zwykle nie ma tej jednej bardziej wycofanej osoby?

Campera można traktować też jako swoisty wehikuł czasu do rzeczywistości sprzed kilku lat, gdy na porządku dziennym było noszenie maseczek na twarzach, a przebywanie na dworze wiązało się z ryzykiem zarażenia wirusem. Gdy ogląda się takie obrazki, ma się wrażenie, iż od wybuchu pandemii minęło znacznie więcej lat – z roku na rok dzieje się tyle, iż trudno nadążyć za rzeczywistością. Dlatego tym łatwiej zrozumieć bohaterów, którzy mają pragnienie zostawienia za sobą codzienności i zobaczenia nieznanych miejsc oraz poznania nowych ludzi.

Camper trwa niedługo, jedynie około 80 minut – tym bardziej można go traktować niczym pamiątkowe nagranie z wakacji pokolenia 30-latków. Suchocki nie sili się na to, by zaprowadzić historię do punktu zwrotnego. Nie nastawiajmy się na zamknięte zakończenie, które zespoi wszystkie wątki i podsumuje każdego historię każdego z czworga bohaterów. Camper to film, który odbiera się na poziomie emocji, wchodząc w rolę towarzysza głównych postaci – to, jak udany okaże się seans, zależy w dużej mierze od wrażliwości danego widza. Mnie jednak ta opowieść kupiła i z refleksją patrzyłem na kolejne zmieniające się, skąpane w słońcu krajobrazy, montaże okraszone piosenkami Tomka Makowieckiego (świetny pomysł z coverem popularnego przeboju z lat 90.) i na spojrzenia bohaterów wyrażające zarówno rozterkę i smutek, jak i nadzieję na przyszłość.

Idź do oryginalnego materiału