Cały wieczór przyglądałam się tej dziewczynie” — moja przyszła synowa nie pasuje do mojego syna
W małym miasteczku pod Katowicami, gdzie ciche uliczki przechowują ciepło rodzinnych tradycji, moje życie w wieku 54 lat zmącił niepokój o przyszłość syna. Nazywam się Weronika Nowak, a kilka dni temu mój syn Bartek przyprowadził swoją dziewczynę, aby mnie poznała. Cały wieczór jej się przyglądałam, wypytywałam, a moje wnioski są niepokojące. Szczerze mówiąc, nie sądzę, by ta dziewczyna, Kinga, była adekwatną partnerką dla Bartka. Moja matczyna intuicja krzyczy, iż to błąd, ale jak mam ochronić syna, nie niszcząc naszej relacji?
Mój syn to moja sromość
Bartek to moje jedyne dziecko, moja euforia i nadzieja. Wychowywałam go sama po rozwodzie z mężem, wkładając w niego całe serce. Wyrosł na mądrego, dobrego i pracowitego człowieka — pracuje jako programista, wynajmuje mieszkanie i marzy o rodzinie. W wieku 28 lat po raz pierwszy poważnie się zakochał, a ja cieszyłam się, iż on chciał mi przedstawić swoją wybrankę. „Mamo, Kinga jest wyjątkowa, na pewno ci się spodoba” — powiedział z uśmiechem. Przygotowywałam się na to spotkanie z otwartym sercem, ale coś poszło nie tak.
Kinga przyszła do nas na obiad. Nakryłam stół — żurek, pierogi, domowe ciasto, wszystko, co Bartek lubi. Chciałam, aby wieczór był ciepły i rodzinny. Jednak od pierwszych chwil poczułam napięcie. Kinga, wysoka, z wyrazistym makijażem i modnym strojem, trzymała się pewnie, ale jej maniery mnie zaniepokoiły. Ledwo się przywitała, usiadła przy stole, jakby to był jej dom, i zaczęła mówić o sobie, nie pytając o mnie.
Wieczór, który wszystko ujawnił
Cały wieczór jej się przyglądałam. Pytałam, gdzie pracuje, kim są jej rodzice, jakie ma plany. Kinga jest graficzką, ma 26 lat, mieszka sama i pochodzi z sąsiedniego miasta. Słownie wszystko brzmiało dobrze, ale jej odpowiedzi wydawały się puste. Chwaliła się swoimi projektami i podróżami, ale nie wspomniała ani słowem o rodzinie ani wartościach. Gdy spytałam, czy chce dzieci, zaśmiała się: „Oj, jeszcze na to za wcześnie, najpierdzej chcę trochę pożyć dla siebie”. Bartek się uśmiechnął, a ja poczułam ścisk serca. Mój syn marzy o dzieciach, a ona — o wolności.
Jej zachowanie przy stole tylko pogłębiło moje wątpliwości. Prawie nie tknęła mojego żurku, przebierała w pierogach, a ciasta w ogóle nie spróbowała, mówiąc: „Dbam o figurę”. Nie oczekiwałam zachwytów, ale jej obojętność wobec moich starań zabolała. Cały czas siedziała w telefonie, odpisywała na wiadomości, a gdy Bartek próbował wciągnąć ją w rozmowę, odpowiadała krótko, jakby ją to nudziło. Widziałam, jak mój syn patrzy na nią z zachwytem, ale w jej oczach nie było tego samego ciepła. Wydała mi się zimna, egoistyczna i niegotowa na rodzinne życie.
Moje obawy i wnioski
Po kolacji nie spałam całą noc. Kinga nie wydaje się kobietą, która zatroszczy się o Bartka. On jest domatorem, kocha przytulność i tradycje, a ona jest cała w swoich ambicjach, mediach społecznościowych i „życiu dla siebie”. Boję się, iż złamie mu serce. Moje przyjaciółki, wysłuchawszy mnie, podzieliły się zdaniem — jedne twierdzą, iż dramatyzuję, inne, iż moja intuicja ma rację. Ale ja znam swojego syna. Potrzebuje kobiety, która go wesprze, a nie pociągnie za sobą w świat imprez i kariery.
Przypominałam sobie, jak Bartek opowiadał o Kindze. Mówił, iż go inspiruje, iż z nią czuje się żywy. Ale ja widzę coś innego — on dostosowuje się do niej, zmienia nawyki, choćby rzadziej do mnie dzwoni. Już na niego wpływa, a to mnie przeraża. Co będzie, jeżeli się pobiorą? Czy ona odsunie go od rodziny, ode mnie, od wszystkiego, co kocha? A może, co gorsza, stanie się tylko jej cieniem — nieszczęśliwym, ale zakochanym?
Mój obowiązek jako matki
Nie chcę, by Bartek powtórzył moje błędy. Mój związek rozpadł się, bo wybrałam człowieka, który patrzył w inną stronę. Nie mogę pozwolić, by syn związał życie z dziewczyną, która, jak mi się zdaje, nie kocha go naprawdę. Ale jak mu to powiedzieć? Próbowałam delikatnie zasugerować po ich wizycie: „Bartek, Kinga jest ładna, ale czy na pewno jest dla ciebie odpowiednia?”. Zmarszczył brwi: „Mamo, nie znasz jej, daj jej szansę”. Jego obrona Kingi zabolała mnie. Czy naprawdę nie widzi tego, co ja?
Boję się, iż jeżeli będę naciskać, stracę go. Bartek jest dorosły i sam wybiera swoją drogę. Ale ja jestem matką i moim obowiązkiem jest go chronić. Myślę, by porozmawiać z Kingą w cztery oczy, poznać jej zamiary. Albo opowiedzieć Bartkowi o moich obawach, ale delikatnie, by nie odepchnąć. A co, jeżeli on wybierze ją, a nie mnie? Ta myśl rozdziera mi serce.
Moje wołanie o miłość
Ta historia to moje wołanie o miłość matczyną. Kinga może i jest dobrą dziewczyną, ale nie wierzę, iż pasuje do mojego Bartka. Nie chcę być teściową, która się wtrąca, ale nie mogę milczeć, widząc, jak mój syn zmierza ku potencjalnemu cierpieniu. W wieku 54 lat chcę widzieć go szczęśliwego, z żoną, która będzie go chronić, tak jak ja chroniłam go przez wszystkie te lata. Niech moje słowa okażą się błędem, ale wypowiadam je w trosce o jego przyszłość.
Jestem Weroniką Nowak i będę walczyć o szczęście mojego syna, choćby jeżeli mnie nie zrozumie. Niech Kinga udowodni, iż się mylę, ale póki co moja intuicja krzyczy: ta dziewczyna nie jest dla Bartka. Życie nauczyło mnie, iż czasem najtrudniej jest pozwolić komuś iść własną drogą — ale prawdziwa miłość polega również na zaufaniu, choćby gdy serce mówi co innego.