Gdy pod koniec lat 60. Wojciech Pszoniak kończył studia na wydziale aktorskim krakowskiej PWST, jego brat Antoni Pszoniak był już wielką gwiazdą Starego Teatru i jednym z ulubieńców Konrada Swinarskiego - reżysera, który uchodził za geniusza. Nie było chyba w Polsce aktora, który nie marzyłby, aby grać u "Kondzia", jak nazywano Swinarskiego.
"To on nauczył mnie grać" - wspominał Wojciech Pszoniak w wywiadzie-rzece, opowiadając o Konradzie.Reklama
Był bardzo szczęśliwy, gdy jesienią 1968 roku reżyser zaproponował mu rolę w "Sędziach" u boku Antoniego, jego starszego brata. Bez wahania zgodził się dołączyć do zespołu Starego Teatru, nie spodziewając się, iż zostanie pupilkiem znanego ze swej słabości do młodych mężczyzn Swinarskiego.
Wojciech Pszoniak: Konrad Swinarski próbował go uwieść
Wojciech Pszoniak nie krył, iż był zafascynowany Konradem nie tylko jako reżyserem, ale też jako mężczyzną.
"Byłem nim zauroczony. Nie tylko ja... Cały zespół. Kochały się w nim aktorki, choć był niedostępny. I piękny" - opowiadał autorowi książki "Aktor".
Początkowo Swinarski "testował" młodego aktora, powierzając mu w swych spektaklach niewielkie role. Przełom nastąpił jesienią 1971 roku, gdy przygotowywał się do wystawienia komedii Szekspira "Wszystko dobre, co się dobrze kończy". Wojtek miał w nim zagrać "kochającego inaczej" Parollesa.
Pewnego dnia "Kondzio" wybrał się z niemal całą obsadą swego nowego przedstawienia na wycieczkę w góry.
"Mieszkaliśmy u góralki. Kładziemy się spać, gasimy światło... Nagle Konrad pyta: 'A gdybym wskoczył do ciebie do łóżka?'" - wspominał Pszoniak w wywiadzie-rzece.
Wojciech w odpowiedzi stwierdził, iż czułby się... głupio. Tamtej nocy Swinarski odpuścił, ale przez kolejne miesiące tak bardzo adorował swego pupila, iż ten w końcu postanowił uciec z Krakowa do stolicy.
Wojciech Pszoniak odwiedzał Konrada w szpitalu i jeździł z nim na wakacje
To, iż Konrad kocha się w Pszoniaku, wiedzieli wszyscy z ich otoczenia. Za kulisami Starego Teatru plotkowano nawet, iż reżyser i aktor są ze sobą tak blisko, iż wręcz nieprawdopodobne jest, iż łączy ich tylko praca. Był czas, iż uchodzili za parę. Gdy pod koniec 1972 roku Adam Hanuszkiewicz zaproponował Wojciechowi etat w Teatrze Narodowym i na dzień dobry zaoferował mu tytułową rolę w "Makbecie", Pszoniak nie zastanawiał się ani chwili. Powiedział Swinarskiemu, iż wyjeżdża. "Kondzio" bardzo to przeżył, był bliski załamania nerwowego. Niedługo potem trafił do szpitala psychiatrycznego.
"Wojtek teraz codziennie mnie odwiedza" - pisał do Barbary Witek, którą poślubił jeszcze w trakcie studiów.
Reżyser wyznał w jednym z listów do żony, iż planuje wybrać się z Pszoniakiem na wakacje nad morze, proponował Barbarze, by pojechała razem z nim. Konrad i Wojciech naprawdę pojechali razem na wakacje. Latem 1975 roku spędzili ze sobą kilka dni w Rumunii, ale wrócili z tej wyprawy w fatalnych nastrojach. Kilka dni po powrocie znad Morza Czarnego Swinarski miał lecieć na festiwal sztuki do Szirazu na osobiste zaproszenie cesarzowej Iranu Farah Diby. Wojtek odwiózł go na lotnisko... Wtedy widzieli się po raz ostatni. Samolot, na pokład którego wsiadł Konrad, nie doleciał do celu – rozbił się podczas podchodzenia do lądowania.
Wojciech Pszoniak uciekł z Krakowa, by wyzwolić się spod wpływu Swinarskiego
Wiele lat po śmierci Konrada Swinarskiego Wojciech Pszoniak przyznał, iż wyjechał z Krakowa, bo reżyser próbował go całkowicie od siebie uzależnić.
"W Krakowie czekało się od roli u Konrada do roli u Konrada i to było demobilizujące. Wiele tam osiągnąłem w bardzo krótkim czasie i zacząłem się dusić. W końcu poczułem, iż coś się w tym Krakowie popsuło" - wspominał w wywiadzie-rzece.
"W naszej przyjaźni nic się po moim wyjeździe nie zmieniło, ale jednak było inaczej. Rozluźniło się. Wyzwoliłem się" - dodał.
Czytaj więcej: Zmarł trzy miesiące temu, a na jaw już wychodzą nieznane fakty z jego życia