Bye Sweet Carole – recenzja (Switch). Baśniowy horror, któremu czegoś zabrakło

pograne.eu 2 dni temu

Gdy tylko zobaczyłem pierwszy zwiastun tej niewielkiej produkcji od studia Little Sewing Machine, od razu dodałem ją do listy życzeń i rozpocząłem oczekiwanie na premierę. Co prawda nie udało mi się zagrać od razu, ale dość gwałtownie nadarzyła się okazja, aby ograć ten tytuł. Niestety już od pierwszych chwil coś mi tu nie leżało. Niby ładnie i ciekawie, ale kilka rzeczy zwyczajnie nie przypadło mi do gustu. Niezrażony mocno średnim pierwszym wrażeniem zakasałem rękawy i udałem się w stylizowany na disneyowskie kreskówki z dawnych lat świat Bye Sweet Carole.

Spis Treści

  • Gdzie jest Carole?
  • Pomieszanie z poplątaniem
  • No i gdzie te strachy?
  • Wina gry, czy platformy?
  • Smutna prawda o Bye Sweet Carol


Kup Bye Sweet Carole (eShop)

Gdzie jest Carole?

Fabuła produkcji opowiada o Lanie, która po śmierci matki trafia do sierocińca dla młodych dam. Tam poznaje Carole, z którą od razu się zaprzyjaźnia. To właśnie my wcielamy się w rolę tej sieroty. Pewnego dnia nasza koleżanka znika, a my udajemy się na jej poszukiwania. Historia opowiedziana przez twórców jest bardzo tragiczna, pełna straty i żałoby. Główne tematy poruszone w opowieści naprawdę pozytywnie na mnie zadziałały. Szkoda tylko, iż w całość jest wpleciony element feministyczny. Nie zrozumcie mnie źle. Nie mam nic przeciwko takim zagrywkom, ale jest to dosłownie wbijane do głowy kijem bejsbolowym przez niepotrzebną ekspozycję. No może nie dosłownie. Dużo bardziej pasowałoby tu trochę subtelniejsze podejście do tego ważnego zagadnienia. Szczególnie iż zupełnie nic nie wnosi do samej historii. Wygląda to trochę tak, jakby zostało wciśnięte na siłę. Na szczęście na całym tym zabiegu nie cierpi główny wątek.

Pomieszanie z poplątaniem

Problem mam niestety z samym prowadzeniem fabuły. Nie chcę tutaj za dużo zdradzać, bo jedno zdanie może zepsuć wiele zaskoczeń. Napiszę tylko, iż sporo rzeczy nie trzyma się kupy. Przeskakujemy z jednej sceny do drugiej bez większych konsekwencji. Na przykład w jednym monecie Lana spada w przepaść, a za chwilę okazuje się, iż jest cała i zdrowa. Niby jest to w jakiś sposób wytłumaczone, ale zwyczajnie taki motyw do mnie nie trafia. Irytowały mnie również wszędobylskie ekrany ładowania oraz dziwne przycięcia, które pojawiały się, gdy rozgrywka przechodziła w cutscenkę. Na domiar złego cały czas miałem wrażenie, iż stawiane przede mną zagadki przeszkadzają mi w dojściu do celu, zamiast mnie do niego prowadzić. Zwyczajnie czułem się jak na torze przeszkód, a nie jak w labiryncie pełnym wskazówek.

No i gdzie te strachy?

W teorii Bye Sweet Carole miało być horrorem. Przyznam, iż o ile chodzi o projekty potworów, to studio zrobiło doskonałą robotę. Pomysły mieli wspaniałe, więc szkoda, iż nie poszły za tym mechaniki oraz reszta pobocznych elementów. Niby mamy tutaj momenty, w których trzeba przed czymś uciekać czy gdzieś się schować, ale zarówno muzyka, jak i dźwięki temu towarzyszące w ogóle nie budują napięcia. Co więcej, przez bardzo toporne sterowanie, częściej byłem sfrustrowany niż przestraszony. Cieszy mnie, iż tytuł robi autozapisy w dobrych momentach, bo nie wiem, ile razy Lana wpadła w łapy jakiejś maszkary, bo zamiast wspiąć się po schodach, radośnie pląsała w inną stronę.

Wina gry, czy platformy?

Nie wiem, czy to kwestia Switcha, ale grafika zarówno w trybie telewizyjnym, jak i przenośnym wygląda dziwnie. Postacie oraz główne plany są jak najbardziej w porządku, natomiast elementy pojawiające się z przodu rażą po oczach niską rozdzielczością. Specjalnie obejrzałem kilka filmów z rozgrywek na innych sprzętach i tam tego nie zauważyłem. Wiadomo jednak, iż wideo na platformie YouTube może co nieco zmieniać, ale musiałem o tym napisać. Dwa razy miałem również sytuację, w których nie wyświetliła mi się cutscenka. Słychać było rozmowę postaci, ale obraz się nie wczytał. Było to szczególnie denerwujące przy drugim takim przypadku, ponieważ jeden z NPC-ów tłumaczył akurat istotną dla kolejnej sceny mechanikę.

Smutna prawda o Bye Sweet Carol

Bardzo chciałem polecić tę produkcję, ale niestety po tych 9 godzinach spędzonych z tytułem, nie mogę tego zrobić. Za dużo jest tu rzeczy, które nie do końca mi podpasowały. Dawno nie musiałem się tak zmuszać, żeby odpalić jakąś grę, a w tym przypadku musiałem to robić za każdym razem, gdy brałem Switcha w ręce. Pomimo naprawdę cudownej oprawy graficznej i dość interesującej historii, nic co by mi się tutaj podobało nie znalazłem. Musiałem choćby z raz czy dwa wyszukiwać podpowiedzi w internecie, bo nie byłem pewny, czy ja robię coś źle, czy gra po prostu nie działa, jak powinna. Niestety wypadło na to drugie. Na szczęście ponowne włączenie rozwiązało ten problem w obu przypadkach.

Przyznam się, iż nie lubię pisać negatywnych recenzji, a ta ma zdecydowanie taki wydźwięk. Według mnie studiu Little Sewing Machine czegoś zabrakło. Może czasu, a może pieniędzy. Widać tutaj świetny pomysł, tylko wykonanie niestety mocno kuleje. Naprawdę szkoda, ponieważ wiązałem z tym tytułem wielkie nadzieje. Nie zmienia to faktu, iż będę za zespół mocno trzymał kciuki. Zresztą, jeżeli wierzyć ocenom użytkowników na platformie Steam jest sporo osób, którym Bye Sweet Carole przypadła do gustu. Mam nadzieję, iż kolejna produkcja włoskiej ekipy będzie pozbawiona tych wszystkich denerwujących mnie wad i będę mógł napisać o niej dużo milsze słowa.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse.


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie 1uppr i Meangrip Game Studios.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Idź do oryginalnego materiału