Żyjemy w czasach, w których potrzeba przynależności staje się jedną z fundamentalnych społecznych bolączek - potrzebą, która coraz częściej bywa cynicznie wykorzystywana przez drapieżny kapitalizm, przedstawicieli kultury coachingu czy rozmaite pseudoduchowe inicjatywy. Stąd rosnąca popularność kręgów kobiet, kolonii dla dorosłych, wyjazdów z cyfrowym detoksem, drogich retreatów za granicą obiecujących naukę oddechu. Dla innych odpowiedzią pozostaje kościół, religia albo hobby.
To, co łączy wszystkie te próby, to właśnie pragnienie przynależności - znalezienia własnej wioski, która nada życiu sens, zapewni ramy, przewidywalność i poczucie bezpieczeństwa. Czasem jednak ta potrzeba bywa bezwzględnie wykorzystywana przez manipulatorów. O tym właśnie opowiada nowy serial HBO Max - "Niebo. Rok w piekle".Reklama
"Niebo. Rok w piekle": Sekty i ich liderzy na małym ekranie
Temat sekt od lat pozostaje dla telewizji wyjątkowo inspirującym polem narracyjnym. Wystarczy przypomnieć serial sprzed niemal dekady - "The Following" - z Kevinem Baconem i Jamesem Purefoyem, w którym kult fanatycznego mordercy inspirowany był twórczością Edgara Allana Poe. Była to produkcja typowa dla epoki telewizji linearnej: pościg, śledztwo, agent FBI opętany obsesją schwytania lidera kultu.
Z kolei w nowszym serialu "Wayward" w rolę charyzmatycznej przywódczyni, trzymającej w swoich mackach całe miasteczko Tall Pines, wcieliła się Toni Collette. Tam twórcy odeszli od klasycznych uproszczeń: pojawia się oniryczny mistycyzm, niepokojące obrzędy i sugestia, iż za złem może stać siła nadprzyrodzona. Współczesna telewizja coraz częściej odchodzi od prostych prawd, zastępując je narracyjnym spektaklem.
"Niebo. Rok w piekle": kameralne studium psychologiczne
"Niebo. Rok w piekle" podejmuje temat sekt z zupełnie innej perspektywy. Nie ma tu sensacyjnych wątków ani metafizycznej aury, nie ma też dramatycznie "napompowanej" intrygi prowadzącej do wielkiego odkrycia. To serial kameralny, momentami wręcz powolny - jest to skrupulatna eksploracja psychologicznych i emocjonalnych mechanizmów kontroli oraz uzależnienia od lidera i jego ideologii. Historia rozpoczyna się od procesu rekrutacji i stopniowej izolacji głównego bohatera, Sebastiana Kellera (Stanisław Linowski), od świata zewnętrznego i relacji z matką, gdy na jego drodze pojawia się charyzmatyczny Piotr (w tej roli Tomasz Kot). Wszystko wygląda sielankowo, ale jednak bardzo realistycznie.
Serial unika nachalnych zabiegów dramaturgicznych. Początkowo kolejne odcinki mogą wydać się mało spektakularne, a decyzje bohatera wręcz naiwne. Bardzo łatwo przychodzi widzowi moralna ocena i poczucie wyższości: stygmatyzowanie Sebastiana za łatwowierność i brak krytycyzmu wobec sytuacji, w której się znalazł. Z każdym odcinkiem narrację zaczynają dominować narastająca paranoja, nadużycia. Widz może wręcz odczuwać irytację wobec głównego bohatera - jego bierności, braku adekwatnej reakcji i stanu przypominającego emocjonalne odrętwienie.
Nie ma tu jednak zaskakujących i nieprzewidzianych zwrotów akcji - widz od początku przeczuwa, dokąd ta opowieść zmierza. Serial nie próbuje na siłę zaskakiwać - ta historia jest stara jak świat i była już opowiadana wielokrotnie. To, co naprawdę wbija widza w fotel, to fakt, iż po pierwsze - ta historia wydarzyła się naprawdę, i po drugie - wydarzyła się na naszym rodzimym podwórku.
"Niebo. Rok w piekle" powstało na podstawie książki Sebastiana Kellera "Niebo. Pięć lat w sekcie", opisującej jego doświadczenia w sekcie "Niebo" działającej w Polsce w latach 90. Siłą serialu nie jest więc wartka akcja, oniryczna atmosfera czy metafizyczna filozofia, ale szczera do bólu prawda o ludzkiej podatności na manipulację - i o kondycji człowieka, który rozpaczliwie szuka miejsca, do którego mógłby przynależeć.
"Niebo. Rok w piekle": warsztat aktorski na mistrzowskim poziomie
Nowy serial HBO Max warto docenić za jego kameralny charakter oraz konsekwentne skupienie na perspektywie bohatera i jego emocjach - to bez wątpienia opowieść przede wszystkim o człowieku. Wątek religii stanowi tu istotny i rzadko podejmowany w polskich produkcjach temat - problematyczny, ale szczególnie istotny społecznie. Dla części widzów serial może okazać się obrazoburczy, zwłaszcza iż z ust głównego bohatera padają momentami szczere diagnozy dotyczące instytucji Kościoła. Tomasz Kot w roli maniakalnego narcyza jest wręcz niepokojąco autentyczny.
Trzeba podkreślić, iż Kot ma tutaj jako narzędzie jedynie swój warsztat aktorski i ogromny talent, bo zarówno scenografia jak i kostiumy są surowe, trochę ascetyczne, co jest spójne z tematem serialu i wzmacnia przekaz, ale nie daje aktorom możliwości ukrycia się za maską, rekwizytem. Zofia Jastrzębska, wcielająca się w partnerkę głównego bohatera, jak zawsze zjawiskowa - to aktorka o ogromnym talencie i wyjątkowej wrażliwości, która silnie rezonuje z widzem. Nieprzypadkowo jej bohaterka bierze udział w kluczowych, przełomowych momentach serialu - właśnie tych, które wywołują najsilniejsze emocje.
Zobacz też: Polski serial wywoła burzę. Dramat psychologiczny w gwiazdorskiej obsadzie



