Rodowód gruzińsko-polski Bronisławy Wilimowskiej
Ze strony matki, Bronisława Wilimowska (z domu Paradowska) pochodziła w prostej linii z zasłużonego dla Gruzji książęcego rodu Saakadze! Przez pierwsze trzy lata swojego życia mieszkała z rodzicami w Sankt Petersburgu, gdzie się urodziła w 1906 roku, ale od roku 1909 była już w Warszawie i… więcej do Petersburga już w swoim życiu nie wracała.
Jej matka – Tatiana Stanisława Manassein Tarchan-Mourawi- była córką księcia Iwana Ramazowicza Tarchan-Mourawi (ur. 15.06.1846 r. w Tbilisi, zm. 24.08.1908 w Krzeszowicach pod Krakowem, w ówczesnej Galicji), wywodzącego się z zasłużonego dla Gruzji rodu książęcego, który był światowej sławy fizjologiem, naukowcem i profesorem Petersburskiej Cesarskiej Akademii Medyko-Chirurgicznej, zaś jej przybraną matką (babką Broni) była – Maria Michajłowna Manassein – wybitna uczona, neurobiolog, jedna z pierwszych Rosjanek, które ukończyły medycynę i której publikacje na temat fizjologii mózgu były tłumaczone na wiele języków, między innymi na francuski, angielski i niemiecki.
W tym miejscu wypada z pewnością podać wersje podstawowe nazwiska Iwana: po gruzińsku brzmiało ono – Joann Tarchniszwili, po rosyjsku – Iwan Ramazowicz Tarchanow; Iwan Ramazowicz Tarchniszwili (Tarchanow) – to zaakceptowana przez Gruzinów wersja nazwiska widniejącego na okładce książki w rosyjskiej wersji językowej o życiu oraz pracy naukowej tego wybitnego uczonego.
W rodzinie używano wersji: IWAN TARCHAN-MOURAWI, która wskazywana jest w opracowaniach genealogicznych gruzińskiej rodziny linii Tarchan-Mourawi.
Sam Iwan podpisywał się w Rosji jako Iwan Tarchan-Maurawow lub Iwan Tar-chanow. W książce będziemy posługiwać się przyjętym w rodzinie nazwiskiem Iwan Tarchan-Mourawi, chociaż w przywoływanych dokumentach lub artykułach będzie pojawiać się nazwisko Iwan Tarchanow zgodnie z oryginalnym brzmieniem tych dokumentów.
Trzeba w tym miejscu nadmienić, iż powodem tego „zamieszania” z nazwiskiem Iwana jest przede wszystkim konieczność użycia go w językach posługujących się odmiennymi alfabetami (gruzińskim, rosyjskim, czy tzw. alfabetem europejskim), różny zapis wymowy fonetycznej a także tradycja tworzenia imion własnych (jak np. w Rosji – dodawanie do nazwiska członu pochodzącego od imienia ojca – w tym przypadku Ramazowicz – od ojca Ramaze, niekiedy pisany błędnie Romanowicz).
Przodkiem Iwana był słynny gruziński wódz i bohater narodowy Gruzji Giorgi Saakadze (ur. około 1580 w Perli, Kartlia, zm. 3 października 1629 w Aleppo).
Iwan już jako dziecko przejawiał wybitne zdolności, czego dowód ujawnił Aleksander Duma ojciec. „Od dziecka poddany był starannej edukacji i już w wieku 10 lat mówił tak biegle po francusku, iż pełnił rolę tłumacza Aleksandra Dumas-ojca, który w tym czasie podróżował po Kaukazie i był podejmowany przez ojca Tarchanowa. Mały Tarchanow musiał zrobić na pisarzu wielkie wrażenie, poświęcił mu bowiem fragment swych „Impressions de voyage. Le Caucase”, nazywając „małym gruzińskim księciem”.
Profesor Iwan Tarchan-Mourawi był osobą powszechnie znaną w kręgach naukowych i artystycznych ówczesnego Petersburga. Dowodem tego niech będzie artykuł, jaki ukazał się w petersburskim czasopiśmie „Niwa” w dniu 18.03.1895 r. z okazji 25-lecia pracy naukowej Iwana:
„I.R. Tarchanow. 2 marca minęło 25 lat pracy naukowej znanego fizjologa, profesora-akademika Iwana Ro-manowicza Tarchanowa (kniazia Tarchan-Mourawowa). Rankiem w dniu jubileuszu, w budynku akademickim zgromadzili się studenci wszystkich roczników i przywitali jubilata ogłuszającymi oklaskami. Po krasomówczych, gorących i głośnych powitaniach uczących się wszystkich lat, studenci starszych roczników wręczyli profesorowi adres w skórzanej obwolucie ze srebrnymi inicjałami „I.R.”pod kniaziowską emaliowaną koroną; studenci II roku – złoty pamiątkowy medal Akademii, z datami 1864-1869 (lata studiów profesora) i napisem: „ Wdzięczni studenci II roku”. Wzruszony do łez profesor dziękował gorąco studentom i stwierdził, iż wiele rzeczy na płaszczyźnie naukowej zawdzięcza im, ich uwadze. Dzięki zawiązanym relacjom między nim a studentami, zyskał od swego audytorium energię, natchnienie i satysfakcję moralną. Gromkie brawa zagłuszyły przemowę profesora; studenci wynieśli go na rękach z sali wykładowej i ponieśli ulicą do mieszkania. Odprowadzało go ponad 1000 studentów. Kilkaset osób weszło, na zaproszenie, do mieszkania I.R. Podano szampana. Studenci odśpiewali „Boże, zachowaj Cara” i „Gaudeamus igitur”.
Następnie pojawiły się delegacje z Towarzystwa Lekarzy Rosyjskich, Lekarzy Wow-gorodskich, Cesarskiego Instytutu Medycyny Eksperymentalnej, laboratorium fizycznego Uniwersytetu w Sankt Petersburgu, lekarzy-laborantów z laboratorium akademickiego i wielu innych. W ciągu całego dnia nadeszły setki telegramów ze wszystkich zakątków Rosji, a także z zagranicy.
W 1860 roku, jesienią, rozpoczął studia na Uniwersytecie w Sankt Petersburgu i, zafascynowawszy się wykładami prof. Owsiannikowa, nieodwołalnie zdecydował poświęcić się fizjologii. Zdawszy egzamin dopuszczający do nauki na 11 roku, przeniósł się do Akademii Medyczno-Chirurgicznej, ponownie na 1 rok. Przez 5 lat był słuchaczem wykładów prof. Sieczenowa. W 1869 r. po skończeniu studiów, pozostał w Akademii na trzy lata, następnie został oddelegowany na dwa lata za granicę, gdzie pracował pod kierownictwem profesorów Claudea Bernarda, Ranviera, Charcota i innych. Po powrocie z delegacji 1.R. został privatdozentem w Katedrze Fizjologii na Akademii, w 1876 r. otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego, a później również zwyczajnego. Kilka lat temu został wyniesiony do tytułu Akademika [wysoki tytuł naukowy członków akademii – przyp. autora]. Spośród prac naukowych prof. Tarchanowa szczególnie znane są te, poświęcone fizjologii człowieka i zwierząt: „O ośrodkach psychomotorycznych’, „Badania nad ruchami zwierząt pozbawionych głowy”, „O wpływie temperatury ciała na działanie różnych typów trucizny’ i inne. Bardzo wiele prac naukowych zostało wydanych pod jego redakcją. Prof. Tarchanow jest znany jako wzorcowy popularyzator koncepcji naukowych. Jego publiczne wykłady zawsze przyciągają masy słuchaczy i zawsze prowadzone są ciekawie, wciągająco i zrozumiale. Wiele z nich zostało swego czasu opublikowanych w cza-sopismie Wiestnik Europy [Dziennik Europy – przyp. autora], Siewiernyj Wiestnik [Dziennik Północny – przyp. autora] i innych. 1.R. jest członkiem wielu towarzystw naukowych rosyjskich i zagranicznych.”
W ostatnich latach swojego życia Iwan był blisko związany z Polską. Według profesora Jana Widackiego: „Związki Tarchanowa w Polską są o wiele większe niż podają to jego biografowie. Nie tylko był nauczycielem i przyjacielem [profesora Napoleona – przyp. autora] Cybulskiego i nie tylko odwiedzał Kraków (po dymisji w petersburskiej Akademii), ale publikował tu swoje prace naukowe, zbudował w okolicy Krakowa dom, w którym zmarł 24 sierpnia 1908 roku. […] Wiele wskazuje na to, iż Tarchanow w ówczesnej Galicji planował spędzić resztę życia.”
Po śmierci Iwana w 1908 roku w prasie ukazało się szereg artykułów wspominających go jako wielkiego Przyjaciela Polski i Polaków.
Iwan spoczął ostatecznie w Petersburgu na Cmentarzu Tichwiński przy klasztorze Aleksandra Newskiego. Pogrzeb odbył się w dniu 10/24 (daty starego i nowego porządku) września 1908 r.
W latach 70-tych XX wieku, miasto Leningrad ufundowało pomnik Iwana Tar-chan-Mourawi, który został ustawiony przed głównym gmachem Uniwersytetu Medycznego w Tbilisi w Gruzji
***
Maria Manassein (ur. 17/29.11.1841 r. w Sankt Petersburgu, zm. 17/30.03.1903 r. w Sankt Petersburgu) przez wiele lat współpracowała z Iwanem. O Jej sukcesach naukowych pisał m.in. petersburski tygodnik „Niwa” (z dnia 29 marca 1903 r.) w artykule, który ukazał się po Jej śmierci:
„M.M. Manaseina. 17 marca w Petersburgu, po długiej i ciężkiej chorobie, zmarła jedna z najwybitniejszych kobiet w Rosji, pisarka, lekarka i działaczka społeczna Maria Michajłowna Manaseina. M.M. od dzieciństwa obracała się w uczonych kręgach: jej ojcem był znany archeolog akademik Korkunow. Odebrawszy w domu znakomite wychowanie, M.M. podążając za swymi zainteresowaniami naukami przyrodniczymi i medycyną, rozpoczęła kurs medycyny dla kobiet, który ukończyła z tytułem kobiety lekarza. M.M. była jedną z pierwszych i najstarszych kobiet lekarzy w naszym kraju. […]
M.M. interesowały szczególnie kwestie wychowania, psychologii i fizjologii mózgu. W 1870 r. zostały opublikowane jej pierwsze badania: „O wychowaniu dzieci w pierwszych latach życia”; owa wspaniale napisana praca miała kilka wznowień. Rok później pojawiła się kolejna publikacja, z całkowicie innej dziedziny: „Przyczynek do teorii fermentacji alkoholowej”. Spośród innych prac M.M., z których każda zawiera wybitne badania naukowe, ukazując potężny umysł i olbrzymią erudycję autorki, znane są zwłaszcza:
„O nienormalności pracy mózgu współczesnego kulturalnego człowieka”, „O piśmie ogólnie, o piśmie lustrzanym w szczególe oraz o roli obydwu półkul mózgu”, „O zmęczeniu”, „Sen jako trzecia część życia człowieka czyli fizjologia, patologia, higiena i psychologia snu”, „Podstawy wychowania od pierwszych lat życia i do pełnego ukończenia kształcenia uniwersyteckiego”. W ostatnich latach M.M. dużo pracowała w szczególnej gałęzi wychowania: „O wychowaniu estetycznym człowieka”. W tej dziedzinie M.M. bardzo wiele już napisała, i część materiałów poruszających ową kwestię – tak paląco interesującą współczesne społeczeństwo – została już wydana przez M.M. w postaci oddzielnej książki pt. „Coś niecoś o sztuce”.
Gorąca, żarliwa obrończyni wiedzy, M.M. wiele uczyniła dla jej popularyzacji. W latach 90. w Solnym Miasteczku w Petersburgu, M.M. przeprowadziła cały cykl publicznych wykładów, obejmujących najróżniejsze naukowe kwestie w zajmujących ją dziedzinach psychologii, fizjologii mózgu i, w szczególności, wychowania. Wykłady te były ochoczo odwiedzane przez publiczność.
W/ładając znakomicie kilkoma językami obcymi, M.M. przełożyła na rosyjski wiele prac naukowych i popularnonaukowych.
M.M. Manaseina zmarła dalece nie w podeszłym jeszcze wieku (około 60 lat od narodzin). Duch jej pozostał raźny do samego końca, tak jak w młodości interesowały ją problemy nauki, której wierną sługą była przez całe życie.”
* * *
Podkreślamy te fakty, gdyż Bronia wielokrotnie chwaliła się swoimi dziadkami, opowiadając o nich przy okazji wernisaży w swojej pracowni.
Wskazujemy w tym miejscu także na książęce pochodzenie Broni ze strony matki, gdyż mimo, iż po ojcu Antonim Paradowskim czuła się Polką „z krwi i kości” – zawsze też była dumna ze swych gruzińskich korzeni i często powoływała się na nie.
Pewnie dlatego piękno Kaukazu, z jego ciepłym i podzwrotnikowym klimatem, jest obecne poprzez niezwykle urokliwą kolorystykę niemal na wszystkich obrazach Broni.
Należałoby choćby powiedzieć, iż pod Jej „polskością” czuje się warstwę gruzińskiej sztuki i historii, a historia Gruzji była równie burzliwa, jak historia Polski.
Gdy w Polsce wpływ na kulturę i zwyczaje miały państwa rozbiorowe, tak Mongołowie, a następnie Turcy i Rosjanie odcisnęli swoje piętno na gruzińskiej kulturze i tradycji. Ale nigdy NIKT NIE POKONAŁ GRUZINÓW, podobnie jak Austriacy, Niemcy czy Rosjanie, a wcześniej Szwedzi, Tatarzy czy Krzyżacy – NIGDY NIE POKONALI POLAKÓW!
Wspominamy o tym dlatego, iż choćby u kresu swego życia – Bronisława Wilimowska szukała kontaktu z krajem pochodzenia swej matki, zapraszając do Polski i swej warszawskiej pracowni odnalezionych potomków swej – jak lubiła mawiać – „gruzińskiej” rodziny.
W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku np. przybyła do Warszawy czwórka cudownych ludzi z Jej rodziny gruzińskich przodków. Rodzice – pianistka i naukowiec – mikrobiolog oraz ich dzieci: córka – filolog, a syn – tak jak tata – mikrobiolog. Bardzo przy tym utalentowani muzycznie, śpiewający i grający na instrumentach muzycznych.
Młodzi goście zaśpiewali choćby w duecie w warszawskim Staromiejskim Domu Kultury, po czym byli serdecznie goszczeni przez państwa Elżbietę i Tadeusza Gadzi-nów w ich mieszkaniu na warszawskim Dolnym Mokotowie.
To było niezwykle wzruszające rodzinne spotkanie po latach!
Podsumowując, należałoby podkreślić i podkreślmy to, że… zamiłowanie do rysowania i malowania odziedziczyła Bronisława Wilimowska po matce.
Po ojcu, wielki szacunek do nauki, która służy człowiekowi.
Po Gruzji… kolorystykę swoich obrazów i… sposób życia, także otwartość na INNYCH ludzi, niezwykłą serdeczną GOŚCINNOŚĆ (zresztą charakterystyczną także dla Polaków).
Na każdym spotkaniu w Jej pracowni, również w Jej prywatnym mieszkaniu, w którym też – choć w niewielkim gronie – Bronia przyjmowała gości, te cechy charakteru Broni były widoczne jak „na dłoni”!
Rodzice Broni
Ślub Stano Gai z Antonim Paradowskim; Anna Paradowska-Szelągowska, oraz związek Stano Gai (po rozwodzie z Paradowskim) ze Stefanem Jelitą Gajewskim
Matka Broni – Tatiana Stanisława Manassein Tarchan-Mourawi – też była artystką malarką – uczennicą Ilji Jefimowicza Riepina i Archipa Iwanowicza Kuindżiego. Swoje obrazy wystawiała w Petersburgu, Paryżu, później także w Monachium i w Warszawie pod artystycznym pseudonimem: najpierw jako Stano Paradowska, a potem (od czasów „paryskich”, o których będzie jeszcze mowa, czyli po roku 1913) jako Stano Gai.
Matka Broni była też utalentowaną pianistką, a także śpiewała pięknym i profesjonalnie ustawionym sopranem, czego dowodem są m.in. wzmianki w Kronice Towarzyskiej przedwojennej Warszawy dotyczące występów Stano i jej męża Antoniego w jednym z salonów artystycznych.
Stano uczyła się gry na fortepianie pod kierunkiem legendarnego Antoniego Rubinsteina! Do dziś zachowała się jego fotografia, którą Stano Gai traktowała niemal jak relikwię, i z którą nie rozstawała się nigdy. Ten słynny światowy artysta podarował ją swej uczennicy wraz z dedykacją w 1891 roku. Dzisiaj jest w posiadaniu Elżbiety Gajewskiej.
Stano Gai uwielbiała ponad wszystko trzy osoby, które traktowała jak „bogów”: właśnie Antoniego Rubinsteina, obok niego — Franciszka Liszta, a pod koniec życia, gdy już na stałe zamieszkała w Warszawie — księdza Bronisława Bozowskiego, „legendarnego proboszcza” parafii w warszawskim kościele Sióstr Wizytek.
Stano była zamężna dwukrotnie, w latach 1903-1913 z Antonim Paradowskim. Związek małżeński zawarli w Paryżu w dniu 29 lipca 1903 r., z tego związku na świat przyszła Bronia i… po raz drugi — ze Stefanem Jelitą Gajewskim po rozwodzie z Antonim Paradowskim.
Stefan Jelita Gajewski zginął u wybrzeży Les Sables-d’Olonnes we Francji w 1917 roku.
Tłumaczenie aktu małżeństwa Tatiany Manassein i Antoniego Paradowskiego zawartego dnia 29 lipca 1903 r. w Urzędzie Stanu Cywilnego w Paryżu we Francji w Dzielnicy 8 (akt małżeństwa nr 661):
Roku tysiąc dziewięćset trzeciego dnia dwudziestego dziewiątego lipca ogodzinie piątej po południu.
Akt małżeństwa Antoniego Paradowskiego, urodzonego w Warszawie (Rosja) dnia 10/22, dziesiątego/dwudziestego drugiego stycznia tysiąc osiemset siedemdziesiątego siódmego roku, doktora medycyny, zamieszkałego w Paryżu przy Avenue Beaucour 5, a poprzednio przy ulicy Balzac 8, […] z jednej strony, i Tatiany Ma-nasseine, urodzonej w Sankt Petersburgu (Rosja) dnia szesnastego listopada tysiąc osiemset siedemdziesiątego ósmego roku, artystki, malarki, zamieszkałej w Paryżu przy ulicy Faubourg Saint-Honoré 233, […] z drugiej strony. Sporządzono przez Nas François Ducuing, kawalera Orderu Legii Honorowej, odznaczonego orderem Złotych Palm, zastępcę w merostwie, urzędnika stanu cywilnego ósmej dzielnicy Paryża, który przeprowadził publicznie w ratuszu uroczystość zawarcia małżeństwa w następujący sposób. […]
Po zapytaniu się przyszłych małżonków czy zawarli umowę przedmałżeńską, na co odpowiedzieli przecząco, spytaliśmy się ich czy chcą wziąć sobie za męża i żonę i każdy z nich odpowiedział twierdząco i na głos, ogłosiliśmy w Imieniu Prawa, iż Antoni Paradowski i Tatiana Manasseine są złączeni związkiem małżeńskim.
W obecności Jana księcia Tarchan Mouravoff profesora doktora medycyny, Komandora Legii Honorowej, lat pięćdziesiąt siedem, ulica Faubourg Saint-Honoré 248, Paula Augusta Boulay właściciela hotelu lat trzydzieści dziewięć ulica Balzaca 8 przyjaciół żony, Claude’a Porcheron pracownika lat czterdzieści ulica Chardon Lagarde Nr 8 i Jeanne Imbert małżonki Jaubert bez zawodu lat trzydzieści osiem ulica de la Tour Nr 11 przyjaciół żony i świadków, którzy wraz z małżonkami i Nami, podpisali dokument po jego przeczytaniu.
Tatiana Manasseïne Antoni Paradowski
Książę Jan Tarchan-Mourawoff Paul Boulay
Jeanne Imbert małżonka Jaubert C. Porcheron
Warto w tym miejscu wspomnieć, iż przed Bronią Stano miała córeczkę, która zmarła na zapalenie opon mózgowych, mając zaledwie półtora roku. Bronia urodziła się więc jako drugie dziecko Paradowskich!
***
Antoni Paradowski urodził się w dniu 22 stycznia 1877 r. w Warszawie w zamożnej rodzinie mieszczańskiej. Stano poznała Antoniego w Petersburgu w pierwszych latach dwudziestego stulecia, gdzie Antoni ukończył studia medyczne (w 1902 r.) w Cesarskiej Wojskowej Akademii Medycznej i rozpoczął współpracę naukową z ojcem Stano — profesorem Iwanem Tarchan-Mourawi, prowadząc prace kliniczne
i farmakologiczne w prywatnym laboratorium Iwana, poświęcone m.in. badaniom adrenaliny, która niedługo po tym została wdrożona do praktyki klinicznej.
Wyniki swojej pracy sformułował w dysertacji wydanej drukiem w 1906 roku, której fragmenty przedstawiamy poniżej.
samym Antoni pracował wśród naukowców i ludzi „z tzw. środowiska”, skupionych wokół osoby Iwana Tarchan-Mourawi. Obecność w tym czasie Antoniego i Stano w Petersburgu udokumentowana jest na zdjęciach zbiorowych, na których oboje małżonkowie figurują wraz z innymi znanymi naukowcami i artystami, m.in. z malarzem Ilją Riepinem.
Młodzi małżonkowie po ślubie w 1903 r. przyjechali, prawdopodobnie przed rokiem 1908 do Polski i zamieszkali w Warszawie (do roku 1912) w domu należącym do barona Lessera, przy ul. Koszykowej 13, potem w kamienicy przy ul. Żurawiej 13, która stała się własnością Antoniego, a po jego śmierci własnością Broni (oczywiście po Jej dojściu do pełnoletności). Niestety kamienica została zbombardowana i całkowicie zburzona podczas II wojny światowej.
Początkowo Antoni pracował jako ordynator w Szpitalu Ujazdowskim przy ul. Wiejskiej 4 w Warszawie, który w tamtym czasie podlegał Ministerstwu Wojny. Następnie w 1908 r. został mianowany asystentem-eksternem w Instytucie Oftalmicz-nym, a okulistyka stała się jego podstawową specjalnością lekarską.
Wed ług książki „Dzieje Instytutu Oftalmicznego” wydanej w 1948 r., Antoni pracował w Instytucie Oftalmicznym w Warszawie od 1908 roku jako asystent dr. Bronisława Ziemińskiego. Antoni pracował w Instytucie do jesieni 1914 r., kiedy poszedł do wojska rosyjskiego po wybuchu I wojny światowej, z której nie sądzone mu było wrócić. Antoni brał żywy udział w pracy w Instytucie i w ciągu kilku lat pracy przeprowadził około 250 operacji ocznych, co na początku XX wieku było swego rodzaju ewenementem.
W kamienicy przy ul. Żurawiej 13 w Warszawie, Antoni miał własną „Przychodnię lekarską dla chorych na oczy”, co potwierdzają zachowane reklamowe ogłoszenia prasowe z tamtego okresu.
Z tamtych lat zachowała się też wiadomość, iż Stano udała się w sierpniu 1908 roku do Nawojowej Góry niedaleko Krzeszowic, aby pożegnać się z umierającym ojcem. Niestety nie zdążyła na to ostatnie spotkanie, ponieważ nie otrzymała na czas stosownego pozwolenia od władz austriackich, aby móc wyjechać z Warszawy do Krakowa, a stamtąd do wspomnianej Nawojowej Góry, gdzie Jej ojciec miał swoją letnią rezydencję.
Reasumując, powtórzmy, że: Bronisława Wilimowska była dzieckiem małżeństwa Antoniego Paradowskiego i Tatiany Stanisławy Manassein Tarchan-Mourawi, które przyszło na świat 30 grudnia 1906 roku, na dowód czego zachował się ORYGINALNY akt urodzenia, a nie – jak mylnie dotąd często podawano w wielu katalogach z wystaw i recenzjach – 30 grudnia 1909 roku.
Antoni brał też udział w I wojnie światowej, z której jednak nie powrócił.
Jego losy od czasu rozpoczęcia wojny aż do roku 1919 – zatem przez długi czas -były nieznane rodzinie, pomimo nieustająco prowadzonych przez nią intensywnych poszukiwań. Przypuszczano, iż zginął w listopadzie 1917 roku.
Ostatecznie, z dokumentacji Delegacji Rzeczypospolitej Polskiej w Komisji Mieszanej do Spraw Repatriacji w R.S.F.R.R. i U.S.R.P z 1922 roku zachowanej w archiwum w Moskwie, udało się ustalić, iż Antoni – były profesor okulistyki na Uniwersytecie w Orle, zmarł na tyfus plamisty dnia 15 marca 1919 roku, będąc naczelnikiem 211 szpitala polowo-zapasowego w Briańsku, gdzie został pochowany. Fakt ten potwierdzają nekrologi poświęcone Antoniemu, które ukazały się w prasie wydawanej w Briańsku. Aktu zgonu Antoniego nie udało się jednak do dzisiaj odnaleźć.
Dodajmy, iż tych faktów Bronia nie znała, miała jedynie nieścisłe informacje o „Briańsku”, teraz są na to wszystko stosowne dokumenty.
Wiadomo natomiast, iż małżeństwo Stano z Antonim nie wytrzymało próby czasu i rozpadło się.
Jeszcze przed oficjalnym rozwodem, a było to przed wyruszeniem Antoniego na I wojnę światową w 1914 roku, Antoni postanowił powierzyć prowadzenie swoich spraw majątkowych — swej siostrze Annie Paradowskiej-Szelągowskiej.
ANNA PARADOWSKA-SZELĄGOWSKA – była dla dziewczynki, o czym Bronia bardzo często opowiadała, Jej najlepszą ciocią!
Matkę Bronia wspominała przede wszystkim jako artystkę, natomiast ciotkę Annę – jako działaczkę społeczną w walce o prawa kobiet!
Była bowiem Anna przewodniczącą Polskiego Zjednoczenia Kobiet Pracujących Zawodowo, ponadto wiceprzewodniczącą Międzynarodowej Federacji Kobiet Pracujących Zawodowo, a do tego jeszcze Senatorem V kadencji RP radną miasta Warszawy wraz ze Stefanem Starzyńskim, a także, co jest szczególnie godne przypomnienia, przewodniczącą Polskiej Ligi Kobiet Pokoju i Wolności.
Była również członkinią — jako pierwsza kobieta — aż dwóch Komisji na XII Sesji Zgromadzenia Ligi Narodów w 1931 r. oraz delegatką przedwojennego rządu polskiego na konferencję rozbrojeniową w Genewie w 1932 r.!
Pragniemy przez to podkreślić, iż wychowanie Broni kształtowało się z jednej strony „w kręgu sztuki” – pod wpływem matki, a z drugiej – dzięki ciotce — w atmosferze „walki o prawa kobiet i demokrację w II Rzeczypospolitej Polskiej”.
Te cechy charakteru ze strony matki, jak i ciotki, obok oczywiście wielu innych, miały w każdym razie ogromny wpływ na kształtowanie się osobowości młodej, przyszłej malarki i jednocześnie wielkiej patriotki!
O ciotce Annie Paradowskiej-Szelągowskiej będzie jeszcze mowa w dalszej części książki więcej.
czasem przypomnijmy, iż ojciec Broni zginął w 1919 roku, ale już wcześniej matka związała się ze Stefanem Jelitą Gajewskim. Był on największą miłością Stano Gai!
Aby uciec „od świata” — młodzi małżonkowie wyjechali do Francji, zabierając ze sobą małą Bronię. Z tego romantycznego i dobrze zapowiadającego się małżeństwa przyszło na świat dwoje dzieci: Stefania Alicja Jelita Gajewska (1916-2008) i Stefan Jelita Gajewski (1918-1965),
Ala i Stefan stali się dla Broni prawdziwym rodzeństwem, choć formalnie byli TYLKO rodzeństwem przyrodnim.
Zwłaszcza Alicja była bardzo związana z Bronią przez całe swoje życie, stając się dla Broni dopóki żyła NAJBLIŻSZĄ osobą w rodzinie!
Alusia i Stefan oraz Armando
Bronia była niezwykle dumna przede wszystkim z dokonań śpiewaczych Alusi, która po drugiej wojnie światowej, powróciła do śpiewu, kontynuując naukę rozpoczętą przed laty w Paryżu i Rzymie. Miała po temu znakomitą możliwość, rozwijając swój talent muzyczny pod opieką najpierw Adama Didura (1874-1946) w Katowicach, a potem Ady Sari (1886-1968) w Warszawie — dwojga zdecydowanie najwybitniejszych XX-wiecznych polskich śpiewaków o międzynarodowej sławie. Ala występowała pod pseudonimem artystycznym Illis Tarna.
W tym miejscu pozwalamy sobie na pewną ciekawostkę!
Podobno podczas nauki śpiewu u Adama Didura, Alusia poznała jego znakomitą uczennicę, odkrytą i wylansowaną przez niego, Wiktorię Calmę (1920-2007), która podobnie jak ona wyemigrowała do Włoch. Alusia bardzo się z nią zaprzyjaźniła i… utrzymywała bliski kontakt do końca życia.
Wiktoria Calma (to jej pseudonim artystyczny) przez wiele lat była m.in. gwiazdą mediolańskiej La Scali. Wyszła za mąż za Włocha Giuseppe Castro i przeniosła się w ostatnim okresie życia do Rzymu. Bronia namalowała jej portret.
Przy okazji warto również nadmienić, iż mąż Alusi — Armando Rubini-Piccolomi-ni, jako doskonały prawnik, obronił swego czasu trudną sprawę majątkową Calmy, prowadzoną po śmierci jej męża. Dzięki czemu Wiktoria Calma zachowała prawo do majątku, którego lwia część była owocem pracy samej Wiktorii. Schedę po niej odziedziczyła jej bratanica – Polka.
Bronia podkreślała też często zażyłą znajomość Alusi z Adą Sari.
Obie Panie zresztą w pewnym okresie mieszkały bardzo blisko siebie w Warszawie, przy uliczkach odchodzących od ul. Rakowieckiej, a bratanica Broni – Tunia,
wtedy siedmioletnia dziewczynka towarzyszyła często Alusi, gdy „ta” szła na lekcję do maestry.
Po wojnie koncerty Alusi organizowała stołeczna „Estrada”, ale nie pozostało po nich wiele śladów. Zachowały się jedynie pojedyncze nagrania, m.in. piosenek francuskich, które są dziś w rękach Tuni.
Alusia po wycofaniu się w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych XX wieku z wokalnej działalności artystycznej, wyjechała z Polski do Rzymu, wyszła tam za mąż za rodowitego Włocha, wspomnianego już wyżej Armanda i podjęła pracę w cenionej galerii sztuki na via Margutta, obejmując jednocześnie opiekę nad twórczością siostry, ale i… wielu innych, reprezentatywnych malarzy polskich. Decyzja o zaprzestaniu działalności artystycznej związana była z Jej naturą i charakterem, a także nienajlepszym zdrowiem.
Alusia – dodajmy – posiadała liczne walory potrzebne artystce scenicznej, tj. talent muzyczny, piękny głos i niezwykłą urodę.
Alusia była przy tym osobą niezwykle szlachetną, wrażliwą i… dumną. Nie podobały się Jej kulisy życia wielkich gwiazd sceny. Zabieganie o występy, tupet w zdobywaniu pozycji w tzw. środowisku, były Jej całkowicie obce.
A do tego nieustająca konieczność utrzymywania zdrowego gardła oraz – i to od dziecięcych lat – nie opuszczające Jej problemy związane z wadą serca, przesądziły ostatecznie o decyzji wybrania innej drogi życiowej. Jakkolwiek przez cały czas śledziła wydarzenia artystyczne, zwłaszcza te związane ze sztuką wokalną i instrumentalną.
Po przeżyciu okupacji hitlerowskiej w Warszawie, Alusia chciała powrócić do Włoch. Czekała na taką możliwość ponad dwadzieścia lat, aż pojawiła się na początku lat sześćdziesiątych. Zamieszkała na stałe w Rzymie, gdzie wraz z mężem Armando Rubini-Piccolomini przeżyli ponad czterdzieści lat aż do Jej śmierci w 2008 roku.
***
W 1997 roku Alusia z Armandem zabrali Bronię do siebie, opiekując się Nią nadzwyczajnie do końca Jej dni.
***
Bronia zmarła 27 marca 2004 roku w klinice w Anzio, niedaleko Rzymu. (Zaprzestańmy w tym momencie na minutę oddając Jej cześć za dokonania i życie)
***
Urna z Jej prochami została sprowadzona do Polski i spoczywa w Warszawie na Powązkach Wojskowych w kwaterze powstańczej batalionu „Kryska” (zgrupowanie utworzone 8 sierpnia 1944 r., a 28 sierpnia 1944 r. przemianowane na III Batalion „Kryska”).
***
Podczas spotkań w swej pracowni artystycznej w Warszawie przy ulicy Świętojańskiej 7, Bronia często wspominała swojego przyrodniego brata – Stefana Jelitę Gajewskiego (1918-1965). Podobnie jak Alusia, utalentowany Stefan – był znakomitym, a według Broni – choćby wybitnym pianistą i kompozytorem. Grę na fortepianie studiował w Paryżu pod kierunkiem słynnego Alfreda Cortot, a w Rzymie
- kompozycję, u równie znakomitego Alfreda Caselli – kompozytora, pianisty i dyrygenta, który był wówczas (niezaprzeczalnym) wielkim autorytetem w świecie muzyki
- działającym głównie w Rzymie, Paryżu i Bostonie (USA).
Bronia i Jej przyrodnie rodzeństwo oraz ich mama, jak już wyżej powiedziano przy omawianiu osobowości Alusi – wojnę i okupację spędzili w Warszawie.
Przyjechali do Polski w sierpniu 1939 roku, przede wszystkim z powodu Stefana (juniora), który po kryjomu przed matką i siostrą wyjechał z Rzymu do Warszawy, na wieść o możliwości wybuchu wojny. Wychowany na polskiego patriotę, marzył o zaciągnięciu się do wojska. Do tego jednak nie doszło, ponieważ Stefan nie spełniał warunków wieku poborowego, tak więc przez całą wojnę walczył jako żołnierz AK w konspiracji. Za nim przyjechały do Polski Stano i Alusia.
Po wybuchu wojny, z namowy Stefana, także Bronia i Alusia wstąpiły do AK, biorąc następnie aktywny udział w Powstaniu Warszawskim! W zgrupowaniu „Kryska” – Bronia występowała pod pseudonimem „Bronka”, a Stefan otrzymał kryptonim „Urwis”.
W każdym razie cała TRÓJKA rodzeństwa wykazała się w czasie okupacji ogromnym patriotyzmem i przywiązaniem do WSZYSTKIEGO, CO POLSKIE.
I takimi pozostali do końca swego życia!
Stefan Gajewski żył bardzo krótko, zbyt krótko, i jako artysta muzyk, pianista i kompozytor, członek ZAIKS-u – zmarł w Warszawie w styczniu 1965 roku w wieku zaledwie 46 lat z powodu „wędrujących” w Jego ciele odłamków pocisków z czasu wojny.
Po wojnie krótko mieszkał na Śląsku, potem w Warszawie i w Łodzi. Koncertował jako pianista. Stefan pisał też muzykę pod pseudonimem Stefan Yel, m.in. do Teatru Lalek i filmów dokumentalnych dla wytworni „Czołówka” – nagradzanych wielokrotnie za muzykę oraz piosenki.
Armando RUBINI-PICCOLOMINI – mąż Alusi – był zresztą wielkim wielbicielem sztuki nie tylko Broni, ale również Tuni – Elżbiety Gajewskiej i jej męża Tadeusza Gadziny.
Był w ogóle postacią niezwykłą.
Człowiekiem wszechstronnie wykształconym w kilku kierunkach, zarówno humanistycznych, jak i ścisłych.
Był też wielkim, naprawdę wielkim znawcą i miłośnikiem muzyki. Bowiem w dziecięcych i młodzieńczych latach uczył się gry na fortepianie, snując marzenia o prawdziwie profesjonalnej grze, szczycąc się m.in. znajomością ze swoim rówieśnikiem Arturo Benedettim Michelangelim – jednym z najbardziej charyzmatycznych pianistów XX wieku.
Był też znawcą malarstwa, grafiki i rzeźby, znał się także i doceniał sztukę użytkową i projektową.
Przez większość swego życia wykorzystywał jednak przede wszystkim swoje wykształcenie prawnicze i jako prawnik – aż do przejścia na emeryturę – pełnił funkcję dyrektora we włoskim ministerstwie finansów w Rzymie, co wiązało się z wieloma podróżami po całym świecie.
Był więc – jakbyśmy dzisiaj powiedzieli – „obywatelem świata” (citoyen du monde)! Armando był człowiekiem wielkiego serca, szlachetności i honoru, czego również wymagał od innych ludzi! A przy tym uroczym gawędziarzem – człowiekiem pełnym humoru i rozpierającej go energii we wszystkim, co robił!
W sprawach finansów był nauczycielem i doradcą Mario Draghi – włoskiego ekonomisty – byłego prezesa Banku Włoch (2006-2011), a następnie prezesa Europejskiego Banku Centralnego (2011-2019), którego podpis widnieje na banknotach euro, a następnie premiera Włoch (2021-2022).
Był też Armando wielkim zwolennikiem zjednoczonej Europy!
I to już wtedy, gdy po wojnie, nie było jeszcze o tym mowy.
Należy też podkreślić, iż miał wspaniały kontakt z Bronią w sprawach polityki światowej, na której znali się obydwoje. Bronia uwielbiała swego szwagra, a on Ją!
Ponadto wspaniale opiekował się Bronią w ostatnich latach Jej życia, kiedy mieszkała już na stałe w Rzymie razem z nim i Alusią.
Armado żył jeszcze jedenaście lat po stracie Alusi, stając się wtedy najdroższą osobą dla Tuni Gajewskiej, która opowiedziała mi, iż utrzymywała z Nim przez lata codzienny kontakt telefoniczny, bez względu na to, gdzie na świecie się wtedy znajdowała (w Korei, Kanadzie czy w Europie).
Często także odwiedzała go w Rzymie.
On nauczył Ją także języka włoskiego, a mówił podobno pięknym literackim językiem.
Do tego miał przepiękny głos i niemal aktorską – według Tuni – dykcję!
Ponieważ miał ogromną wiedzę, Tunia często z niej korzystała, tak, iż choćby utarło się w ich warszawskim domu powiedzenie
(używane często przez Tadeusza – Jej męża) – „nie wiesz tego? – zadzwoń do Armanda!”.
I jeszcze jedna ciekawostka: po śmierci Alusi, Armando w wielkim natchnieniu napisał i zadedykował Jej zbiór niezwykłych poezji, z których część znajduje się we wspomnieniu o Nim autorstwa Tuni.
O „najlepszej cioci” oraz matcena podstawie pamiętnika Broni
„Była Anna Paradowska-Szelągowska (siostra mego ojca), pisze Bronia w swoim pamiętniku, moją ciotką i matką chrzestną.
Poznałam ją jak przyjechała do Paryża w roku 1925, gdzie wtedy przebywałam z matką. Przyjechała… aby zdobyć moje zaufanie i czułość. I to osiągnęła.
Ja wychowana tylko przez matkę trochę się bałam rodziny mego ojca, której nie znałam.
Wyjechałam z Warszawy jako dziecko. Kiedy Ciocia przyjechała wtedy do Paryża – czułam się już osobą dorosłą. Już wystawiałam na widok publiczny swoje obrazy, choć mama przez cały czas nie pozwalała mi nigdzie samej chodzić, a już w ogóle Nie, na dancingi, czy przyjęcia – gdyż to byłoby zgorszenie?!
Bo, co by na to mogła powiedzieć twoja rodzina?
Ojciec nie żył, ale była ciotka i babcia! Takie właśnie, z rezerwą z mojej strony, było moje pierwsze spotkanie z ciocią (której do tej pory nie znałam).
czasem jej wielki wdzięk i inteligencja OD RAZU złamały między nami lody.
Ona mnie potraktowała jak dorosłą osobę, zabierała do teatrów, do restauracji i na różnego rodzaju spotkania.
Pamiętam, iż miałyśmy pójść do opery na Borysa Godunowa z udziałem Szaliapina.
Piękna sala była przepełniona, a publiczność długo czekała na rozpoczęcie się spektaklu.
Wreszcie wychodzi Dyrektor oświadczając, iż z powodu niedyspozycji Szaliapina musi przeprosić publiczność podając termin za parę dni?!
Myśmy znów przyszły i znów powtórzyło się czekanie i wyjście zdenerwowanego Dyrektora, który oświadczył, iż z powodu nieporozumienia z panem Szaliapinem znów przedstawienie się nie odbędzie. Ale myśmy już nie czekały na kolejny termin, bo z Ciotką pojechałyśmy nad morze.
Pamiętam z jakim wzruszeniem patrzyłam na morze, którego nie widziałam od czasu przyjazdu do Paryża z miejscowości morskiej Sables d’Olonne, w której spędziłam jako dziecko cały okres 1-szej wojny światowej.
Od tamtych lat jestem tak przywiązana do wody, której odbicie znajduje się w wielu moich obrazach! Tych parę tygodni wspólnego pobytu przywiązało mnie do Ciotki.
Jak po paru latach przyjechałam do Warszawy, to ona też pokazywała mi piękno mego kraju, Kraków, Krynica, Zakopane (nigdy tej podróży nie zapomnę). Tym bardziej, iż w Krynicy poznałam mego ukochanego Stacha i to miłość do niego wówczas zdecydowała, iż zrezygnowałam z dalszej kariery w Paryżu. Choć miałam możliwości na zajęcie dobrego miejsca w tym światowym centrum sztuki, jakim była wówczas stolica Francji, choć głównie z powodu marszanda, który chciał mnie lansować, bo zakochał się we mnie, stąd chciał mi stworzyć warunki dogodne dla rozwoju mego malarstwa. Nie mogłam jednak przyjąć tej propozycji!
Tym bardzie więc moja matka przyjęła mój zamiar osiedlenia się w Polsce z zadowoleniem.
Ta miłość do kraju była nicią przewodnią i w Jej życiu.
A ja dzięki temu znów byłam „przy Ciotce”, aż do czasu mego zamążpójścia i zdecydowania się na stały pobyt w Warszawie!
Ciotka była wybitną indywidualnością i poza pracą w bankowości była wysoko cenioną działaczką w ruchu kobiecym.
Walczyła o równouprawnienie kobiet, jako wiceprzewodnicząca międzynarodowej organizacji kobiet pracujących zawodowo. Była też delegatką Polski na wiele kongresów m.in. w Genewie „w walce o pokój”.
Wysunięta przez organizacje kobiece została wybrana do Senatu RP.
Potem – przez cały okres okupacji pozostała w Warszawie.
Wiele rodzin żydowskich zawdzięczało jej życie.
Zapamiętałam Ją jako zawsze aktywną i ofiarną. Zaproszona przez organizacje kobiece wyjechała potem do Genewy, gdzie pozostała do śmierci.
Za jej życia 2 razy byłam w Genewie. Potrzebne nam było to parotygodniowe przebywanie razem. Kochała mnie bardzo i ja ją także…
Tunia i Tadeusz
Do najbliższej rodziny Broni bezwzględnie zaliczyć trzeba bratanicę Broni Tunię, czyli Elżbietę (gdyż Tunia jest zdrobnieniem Jej imienia) i Jej męża Tadeusza!
Tunia (córka Stefana Jelity Gajewskiego – juniora i Mieczysławy Gajewskiej, z domu Cichockiej) – jest znaną polską flecistką i jednocześnie profesorem zwyczajnym i doktorem habilitowanym warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina.
Jej mąż – Tadeusz Gadzina, również prof. zw. dr hab. UMFC, to wybitny skrzypek – solista i kameralista, inicjator i prymariusz – znanego na całym świecie i bardzo zasłużonego dla polskiej kultury KWARTETU WILANOWSKIEGO (Wilanow Quartet). Warto zaznaczyć, iż Bronia traktowała Tunię i Tadeusza jak własne dzieci, jako, iż swoich nie miała.
Tunia i Tadeusz – to para wyjątkowych ludzi i artystów, mających za sobą długoletni – ponad pół wieku trwający staż – zarówno małżeński, jak i zawodowy, który wart jest uchylenia kilku (przy okazji opowieści o życiu Broni) tajemnic z ich życia i pracy.
Po łączyła ich miłość, podobnie jak Bronię i Stacha Wilimowskiego, „od pierwszego wejrzenia”. A „rozbłysła” .. .na próbie orkiestry akademickiej „na Okólniku”.
Ona, czyli Tunia – jak autorowi książki zwierzył się kiedyś Tadeusz – „kokietowała zza pulpitu sekcji fletu, intensywnie podkreślając muzyczne tryle… mrugającymi, dobrze utuszowanymi rzęsami.
On, przy pulpicie koncertmistrza, spontanicznie i sugestywnie podkreślał interpretację granych utworów „mową swego ciała”.
„To zadziałało” natychmiast i trwa do dnia dzisiejszego od października 1965 roku, od pierwszych dni studiów Tuni.
Rektor uczelni – prof. Ludwik Kurkiewicz – nazwał ich choćby „parą gołąbków”, która razem przeszła przez studia, wspierając się w trudnych chwilach i ciesząc każdym najdrobniejszym sukcesem w zdobywaniu wiedzy.
Pobrali się w tydzień po zagraniu recitali dyplomowych i zakończeniu studiów (1969 r.) i – można powiedzieć – iż „PRZYTULENI” po ślubie w pracowni Broni rozpoczęli naukę: JAK BYĆ PRAWDZIWYM ARTYSTĄ?!
Atelier, którego mury od czasu jego powstania (1956) wchłonęły ducha i energię twórczą przede wszystkim Stano Gai’, później Broni, ćwiczącego i komponującego przy fortepianie Stefana, a także śpiewającej Alusi i licznych artystów, którzy często pojawiali się w Pracowni – Atelier przy ulicy Świętojańskiej 7, stanęło przed młodymi otworem, ofiarowując im nie tylko piękny dach nad głową, ale przede wszystkim niezwykłą artystyczną inspirację.
Tunia i Tadeusz zamieszkali w pracowni w 1969 r., kiedy nie było już Stano Gai i Stefana, a Alusia przeniosła się do Rzymu. Pozostali Bronia i Olgierd (drugi mąż Broni). Możliwość obserwowania procesu tworzenia tych wyjątkowych artystów, ich zmagań z „materią sztuki”, niekiedy oporną w realizacji dzieła, euforii z udanych prób lub sceptycznej, ale niepotępiającej oceny stworzonego obrazu, rysunku czy projektu – wychowywała młodą parę i wskazywała im drogę do realizacji we własnych specjalnościach. Ta twórcza energia pracowni nie gaśnie do dzisiaj, chociaż jej twórców nie ma już wśród żyjących.
Emanują oni tajemniczą siłą poprzez pozostawione po sobie dzieła, przyciągające od lat wszystkich, którzy pojawiają się w tym magicznym miejscu. interesujące jest, iż to Atelier od dawna stało się ulubionym miejscem przychodzących tu na lekcje studentów – skrzypków i flecistów, a także innych współpracujących z Tunią i Tadeuszem muzyków.
Bronia i Olgierd, którzy służyli „Młodym” (Tuni i Tadeuszowi) w ważnym dla Nich czasie, bo na początku ich życiowej i artystycznej drogi, w decydujący sposób wpływali na kształtowanie się ich osobowości i charakterów. Młodzi zrozumieli dobrze, czym jest dążenie do ideału w sztuce, czym jest artystyczny imperatyw i upór tworzenia, ciężka i wytrwała praca, a także… prostota i skromność życia codziennego, zawsze podporządkowanego dążeniom do osiągnięcia wyznaczonego celu! Tym celem dla Nich była solowa i kameralna gra instrumentalna oraz pedagogika.
Obydwoje związali się z własną uczelnią, wtedy jeszcze Państwową Wyższą Szkołą Muzyczną w Warszawie – Tadeusz zaraz po ukończeniu studiów w 1969 roku (z przerwą na studia w Londynie), a Elżbieta w 1973 roku (po powrocie ze studiów w Paryżu). Pracowali do 2020 roku, w którym zakończyli swoją współpracę z uczelnią – w tej chwili Uniwersytetem Muzycznym Fryderyka Chopina.
Studia za granicą i kontakt z największymi światowymi autorytetami gry skrzypcowej i fletowej, nie tylko podniosły poziom ich gry instrumentalnej, ale także umocniły świadomość celu, do którego obydwoje konsekwentnie zmierzali, stając się po latach – On (Tadeusz) – IKONĄ POLSKIEGO KWARTETU SMYCZKOWEGO, Ona (Tunia) – współtwórczynią nowoczesnej POLSKIEJ SZKOŁY GRY FLETOWEJ.
Tunia, po ukończeniu Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie, studiowała dalej jako stypendystka Rządu Francuskiego pod kierunkiem charyzmatycznego wirtuoza fletu Jeana-Pierre Rampala oraz Jego asystenta Alain Marion, najwybitniejszych przedstawicieli francuskiej szkoły fletowej, uznanej za wzór gry idealnej (według opinii Mistrzów – po prostu „dobrej”).
Decyzję o tych studiach podjęła z postanowieniem zmiany estetyki i techniki swojej dotychczasowej gry. Wychowana w niemieckiej tradycji gry fletowej (jak fleciści w wielu krajach Europy, zwłaszcza Wschodniej, do lat 70. XX wieku), chciała poznać walory szkoły francuskiej.
Jej spontaniczna decyzja o zmianie gry i wyobrażenia o dźwięku fletowym wpłynęła w sposób najważniejszy na całe Jej życie zawodowe, tak na grę solową, jak i na pedagogikę.
Najważniejszym celem Jej nauczania stało się przeniesienie na grunt Polski zasad francuskiej szkoły gry fletowej i stworzenie nowoczesnej POLSKIEJ SZKOŁY GRY.
Było to – dodajmy – przedsięwzięcie odważne, wymagające wytrwałości i długiego czasu oraz solidnej argumentacji, przede wszystkim w środowisku instrumentalistów, pedagogów, reżyserów dźwięku, a także odbiorców sztuki muzycznej! Stąd początki Jej pracy pedagogicznej jak również koncertowej przypominały samotność „Don Kichota”. W końcu udało się Tuni połączyć swe siły z flecistami innych uczelni muzycznych w Polsce i poprzez ogólnokrajowe konfrontacje – systematycznie poszerzać krąg „wtajemniczonych” w zasady DOBREJ GRY!
Wielkim sukcesem na tej drodze było powstanie pierwszego cyklicznego międzynarodowego konkursu fletowego w Krakowie w 1999 roku, na którym polscy fleciści zaprezentowali adekwatną grę, a w kolejnych zostawali także finalistami. Potrzeba było na to ponad dwadzieścia lat!
Na przestrzeni lat dwutysięcznych gra fletowa w Polsce rozkwitła nie tylko swym poziomem, ale również liczbą instrumentalistów pragnących dołączyć do grona flecistów reprezentujących najlepsze światowe wzorce gry.
Warto w tym miejscu dodać, iż Tunia była również inicjatorką podobnego procesu przemiany gry fletowej w Korei Płd., gdzie uczyła w latach 1996-2020 w ramach współpracy polsko-koreańskiej pomiędzy UMFC w Warszawie a Keimyung University w Taegu.
Prowadziła też kursy za granicą, m.in. w Kanadzie, Francji, Włoszech, Norwegii i na Białorusi.
Występowała w roli solistki z recitalami i z orkiestrami symfonicznymi oraz koncertami muzyki kameralnej, prezentując wielostylową literaturę fletową, a także
brała udział w licznych programach popularyzujących muzykę w Telewizji Polskiej. Dokonała wielu nagrań, które znajdują się w archiwach Polskiego Radia, zwłaszcza kompozytorów polskich, w tym 40 utworów Jej dedykowanych, m.in. przez Wł. Słowińskiego, A. Kurylewicza, K. Meyera, M. Ptaszyńską, E. Sikorę.
Pokreślmy w tym miejscu, iż – podobnie jak Kwartet Wilanów – zawdzięczała pierwsze swoje materiały reklamowe swojej Matce – Mieczysławie Gajewskiej.
Elżbieta była również często zapraszana do współpracy z KWARTETEM WILANOWSKIM, z którym brała udział w wielu podróżach koncertowych oraz dokonała nagrań radiowych, płytowych i telewizyjnych.
Koncertowała jako solistka i kameralistka w wielu krajach Europy, obu Ameryk i Azji.
W swojej działalności koncertowej na początku kariery w latach 70. minionego wieku, była w Polsce jedną z niewielu koncertujących solo flecistów. Występowała bez przerwy do roku 2019.
Podsumowując: Tadeusz i Tunia są – podobnie jak Bronia – swego rodzaju fenomenem, nie tylko jako artyści, ale także jako pedagodzy! Podziwiać należy ich ponad pół wieku trwający nieprzerwany związek z uczelnią, w której studiowali, w której podjęli pełną poświęcenia pracę pedagogiczną, wychowali wielu znakomitych instrumentalistów, a także OBYDWOJE osiągnęli zaszczytne tytuły „profesorów sztuk muzycznych”.
Tadeusz i Tunia pozostali wierni Pracowni, przez cały czas pełnej muzyki i spotkań z niezwykłymi ludźmi, gdzie przez cały czas można podziwiać dzieła stworzone przez Stano Gai’, Bronię, Olgierda i gdzie wciąż słychać także muzykę, którą tworzył Stefan i Alicja, a których kontynuatorami do dzisiaj są ELŻBIETA i TADEUSZ!
Tadeusz, który jest wspaniałym gawędziarzem, a Tunia – „mistrzynią” w przygotowywaniu zaskakujących potraw, przez cały czas podejmują w Pracowni – jak ongiś Bronia – swoich przyjaciół i gości.
Każde spotkanie z NIMI jest niepowtarzalną UCZTĄ DUCHOWĄ!
Dodajmy do tego wszystkiego, jeszcze o TADEUSZU, że: Tadeusz studiował, niezależnie od wiedzy i umiejętności, jakie zdobył na Warszawskim Uniwersytecie Muzycznym, dodatkowo w Londynie pod kierunkiem legendarnego Yehudi Menuhina i Yfraha Neamana. Zaproszenie na te studia uzyskał po zdobyciu nagrody na Międzynarodowym Konkursie im. C. Flescha w Londynie.
Zainteresowanie Y. Menuhina grą i osobowością artystyczną Tadeusza były wielkim uznaniem – tego światowej sławy Artysty – nie tylko dla gry młodego skrzypka, ale przede wszystkim dla jego polskiego mistrza – prof. Zenona Bąkowskiego, ówczesnego koncertmistrza orkiestry symfonicznej Filharmonii Narodowej, który kształtował Jego talent i umiejętności podczas wcześniejszych studiów w Warszawie.
Dodajmy w tym miejscu (pisząc o Tadeuszu), iż jest on również – jako solista – laureatem nagród na pięciu NAJWIĘKSZYCH międzynarodowych konkursach skrzypcowych:
- N. Paganiniego w Genui, im. Flescha w Londynie,
- J. Sibeliusa w Helsinkach,
- H. Wieniawskiego w Poznaniu oraz
- Królowej Elżbiety w Brukseli!
Ponadto zdobył złoty medal na konkursie laureatów konkursów międzynarodowych w Bordeaux.
Zdaniem krytyków muzycznych – Jego grę charakteryzuje charyzmatyczna ekspresja posługująca się pięknym dźwiękiem i niezwykłą techniką, iż stał się SPECJALISTĄ od najtrudniejszych dla wykonawców koncertów skrzypcowych, jak m.in. Koncert Paganiniego, Koncert fis-moll H. Wieniawskiego, Koncert J. Brahmsa czy Koncert J. Sibeliusa!
Jednakże – i to podkreślmy, choć była już o tym kilkakrotnie mowa – NAJWIĘKSZĄ miłością Tadeusza stał się (z czego Polska może być szczególnie dumna), jest założony przez Niego, jeszcze na studiach w Warszawie, KWARTET SMYCZKOWY, który przetrwał ponad pół wieku. Koncertował z nim Tadeusz niemal na całym świecie, zdobywając nagrody na konkursach międzynarodowych, m.in. w Monachium i Wiedniu.
Opiekę impresaryjną sprawował nad Kwartetem, przez długie lata, PAGART (Polska Agencja Artystyczna), jednakże Zespół potrzebował również opiekuna prowadzącego wszelkie sprawy biurowo-urzędowe wymagające nie tylko dużej ilości czasu, ale też prawdziwie profesjonalnych umiejętności. W tym względzie nieocenioną osobą stała się pani Mieczysława Gajewska (Matka Tuni), która poprzez miłość do muzyki i wielką słabość do zięcia, całkowicie obaliła mit o „złej teściowej”.
Prowadziła Ona przez trzydzieści lat Wydział Realizacyjny Wystaw w warszawskiej Zachęcie oraz ponad dwadzieścia lat (do swej przedwczesnej śmierci w 1986 roku) Kwartet Wilanów.
Pani Mieczysława znając też doskonale istotę duszy artysty, a w tym przypadku Primariusza zespołu oraz posiadając znakomite wyczucie sytuacji – wiedziała, kiedy nakłonić go do zniżenia się do „prozaicznych” życiowych spraw w celu ustalenia szczegółów działania Zespołu.
Kwartet pozostawił po sobie ogromną liczbę nagrań studyjnych i płytowych, rozsławiając zarówno polskich, jak i zagranicznych współczesnych twórców literatury kwartetowej. Dość wymienić w tym miejscu, m.in. W Lutosławskiego, K. Pendereckiego, K. Meyera, W. Słowińskiego, A. Kurylewicza, Z. Bargielskiego i wielu, wielu innych.
Należy też podkreślić, iż Kwartet Wilanowski (znany na świecie jako Wilanow Quartet) będący dziełem Tadeusza i Jego Kolegów (Pawła Łosakiewicza, Ryszarda Duzia, Mariana Wasiółki) był przez długie lata wiodącym, a jednocześnie pierwszym w historii etatowym profesjonalnym kwartetem smyczkowym w Polsce.
Przy czym przez cały czas swej kariery Tadeusz był (I JEST!) skutecznym pedagogiem, autorytetem skupiającym wokół siebie nie tylko polskich, ale i wielu zagranicznych studentów. Prowadzi od wielu lat kursy skrzypcowe w Polsce i zagranicą, m.in. w Kanadzie, USA, Brazylii, Francji i w innych krajach.
—
Karol Czejarek. Bronisława Wilimowska. Wszystko dla niej było malarstwem. Opowieść o niezwykle barwnym życiu i dokonaniach artystycznych. Wydawnictwo Aspra. Warszawa 2025