Breslau – recenzja serialu. Disney+ rzucił groszem

popkulturowcy.pl 1 godzina temu

Pierwszy polski serial Disney+ okazał się produkcją z wielkim rozmachem. Fantastyczne zdjęcia tworzą wizualną perełkę, scenografia z lat trzydziestych zachwyca, a aktorzy odwalili kawał dobrej roboty. Mamy hit?

Na Breslau czekałam z zapartym tchem. W końcu nie codziennie ma się okazję zobaczyć pierwszy polski serial wyprodukowany przez Disney+. Od razu widać, iż producenci nie skąpili pieniędzy, a całość jest dopracowana na ostatni guzik. Może z wyjątkiem nieco rozczarowującego finału, ale do tego jeszcze dojdziemy.

Akcja Breslau rozgrywa się w tytułowym mieście w 1936 roku. Zbliżają się igrzyska olimpijskie, a co za tym idzie, Hitlerowi zależy na utrzymaniu propagandowej kampanii. Wszak nazistowskie Niemcy są tak kulturalne i tolerancyjne! Niestety w mieście dochodzi do brutalnych morderstw (w tym jednego z polskich olimpijczyków żydowskiego pochodzenia). Nic więc dziwnego, iż rozwiązanie zagadki kryminalnej staje się priorytetem dla niemieckiej władzy. W śledztwo zostaje zaangażowany komisarz Franz Podolsky (Tomasz Schuchardt). Mężczyzna znany jest zarówno ze swojej skuteczności, jak i kontrowersyjnych metod śledczych. Po ostatnim rozprawieniu się z przestępcą został zawieszony w pracy w policji.

Przełożony Podolsky’ego – Leopold Barnes (Przemysław Bluszcz) – widzi w śledztwie szansę dla Franza, a w nagrodę za rozwiązanie zagadki kryminalnej obiecuje mu powrót do służby. Partneruje mu Erwin Benk (Adam Bobik), niezwykle pomocny i zgadzający się na wszystkie, choćby najbardziej szalone, pomysły Podolsky’ego. Sytuacja komplikuje się dość szybko, bo sprawa okazuje się wyjątkowo trudna do rozwiązania. Do Breslau przyjeżdża dowódca SS Johann Holtz (Ireneusz Czop), który ma za zadanie osobiście dopilnować, aby śledztwo gwałtownie przyniosło oczekiwanie rezultaty. Franz, tropiąc mordercę, coraz bardziej wikła się w polityczne niuanse. Z kolei jego żona Lena (Sandra Drzymalska) pojawia się na celowniku tajemniczego kryminalisty.

Reżyserem Breslau jest Leszek Dawid, który – co interesujące – wyreżyserował wszystkie osiem odcinków (co w dzisiejszych czasach wcale nie jest takie oczywiste). Nie da się nie zauważyć, iż poprowadził swoich aktorów rewelacyjnie. Sekwencja otwierająca serial w zaledwie kilka minut mówi nam już wszystko o tym, jakim człowiekiem jest Franz Podolsky. Bohaterowie są bardzo rozwinięci i z każdym kolejnym odcinkiem poznajemy ich coraz lepiej; dowiadujemy się też o pewnych elementach z ich przeszłości. Jedyny niedosyt odczuwam przy Erwinie Benku. Jego postać została sprawdzona do partnera Podolsky’ego, mało o nim wiemy i de facto wydaje się totalnie nudną osobą. A szkoda, bo naprawdę zasługiwał na rozwinięcie.

Serial jest wciągający już od pierwszych minut. Naprawdę bardzo gwałtownie weszłam w klimat produkcji, a po pierwszych dwóch odcinkach nie miałam jeszcze choćby podejrzenia, kto może być mordercą. Twórcy potrafili podtrzymać napięcie adekwatnie przez wszystkie odcinki. Moje emocje opadły dopiero w końcówce przedostatniego epizodu i finale, na którym się niesamowicie zawiodłam. Rozwiązanie zbrodni wydaje się głupie i mało realistyczne. Fakt, nie spodziewałam się takiego zakończenia, ale równocześnie czuję się nim bardzo mocno rozczarowana. Tak, jakby nie wiedzieli, jak zakończyć historię, a co za tym idzie – posunęli się do bardzo naciąganego rozwiązania.

Kadr z serialu Breslau

Breslau przede wszystkim zachwyca wizualnie. Od razu widać, iż serial niemało kosztował, a efekty są widoczne na ekranie. Kostiumy, scenografia i atmosfera lat trzydziestych tworzą świetny klimat. Do tego dochodzą niesamowite kadry i kompozycje. Do jednej z moich ulubionych mogę zaliczyć moment, w którym Podolsky przenosi Lenę z kasyna do domu. Wygląda to naprawdę obłędnie. kilka mogę powiedzieć o muzyce, bo właśnie sobie uświadomiłam, iż była dla mnie całkowicie nieobecna w serialu. Nie mam żadnych skojarzeń muzycznych, a szkoda, bo jednak lata trzydzieste muzyką stoją. choćby promujący serial kawałek Blondynki, brunetki w wykonaniu Natalii Przybysz i Igora Herbuta, wydaje mi się, został w całej produkcji pominięty. Naprawdę nie potrafię odtworzyć w pamięci, czy gdzieś się przewinął, czy nie.

Nie ulega wątpliwości, iż Breslau wciąga i jest naprawdę dobrym serialem. Pierwsza polska produkcja Disney+ kusi warstwą wizualną, ciekawymi bohaterami oraz niebanalną zagadką (niestety z fatalnym finałem). Osobiście pochłonęłam wszystkie odcinki w jeden dzień i mam nadzieję, iż choćby o ile serial osiągnie sukces, to twórcy nie pokuszą się o kolejne sezony. Jest w porządku tak, jak jest – i nie ma sensu pewnych rzeczy ciągnąć w nieskończoność. Potknięcia scenariuszowe da się wybaczyć, a może choćby będą zachętą do kolejnych rodzimych projektów. Mam ponadto nadzieję, iż Breslau zostanie doceniony również za granicą, bo zarówno twórcy, jak i aktorzy naprawdę zasługują tutaj na pełnoprawny sukces.

Fot. główna: kadr z serialu Breslau

Idź do oryginalnego materiału