Bracia Kacperczyk dla „Polityki”: Niektórzy wbiliby nam nóż w plecy. Czuwają nad nami dobre duchy

polityka.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: mat. pr.


Okazuje się, iż nasza muzyka naprawdę ma wpływ na życie innych – mówią bracia Kacperczyk. 17 października ukazał się ich nowy album „Wszyscy jesteśmy Kacperczyk”. MAŁGORZATA SAWA: Pamiętam wasze początki, gdy byliście jeszcze gimnazjalistami, wysyłaliście swoje piosenki do stacji radiowych i wytwórni, by zaistnieć w branży. Dostawaliście odpowiedzi?
MACIEJ KACPERCZYK: Bywało z tym różnie... Zaczynaliśmy od stacji radiowych w naszym rodzinnym Lublinie. I później krok po kroku przedostaliśmy się do ogólnopolskich rozgłośni. Gdy byliśmy w gimnazjum, naszą piosenkę puścili np. w radiowej Trójce – i to było chyba choćby w audycji Piotra Stelmacha.

PAWEŁ KACPERCZYK: Graliśmy wtedy jako zespół Blue Vision. W szkole poza nami nikt się tym nie jarał. Nam to wydarzenie dało już poczucie, iż zrobiliśmy dużą karierę (śmiech).

Reni Jusis opowiadała w jednym z wywiadów, iż ktoś podesłał jej demo Taco Hemingwaya. Przekazała materiał do menedżera, ale nie miał czasu w przesłuchanie. Ktoś przyznał po latach, iż dostał wtedy wasze piosenki, ale nie odpowiedział na wiadomość?
PK: Mamy trochę inną historię. Trafiliśmy na początku do pewnej znanej osoby z branży muzycznej. Była dla nas miła i bardzo ją szanujemy, natomiast wtedy powiedziała nam: „Gracie fajnie, ale nie kupię sobie auta za wasze piosenki”.

MK: To osoba, która świetnie zarządza wieloma projektami. Ciekawostka: też nie wyczuła talentu u Taco Hemingwaya. Ale wiele osób z branży na początku odrzuciło Filipa. On trafił na szczyt dzięki swoim fanom.

Skąd pomysł na to, by żyć z muzyki?
MK: Gdy byliśmy jeszcze dziećmi, tata puszczał nam bardzo dużo swoich ulubionych piosenek i opowiadał historie o różnych muzykach. Na jego liście można było znaleźć m.in. Joy Division i The Rolling Stones. Chcieliśmy być jak ci artyści z teledysków, które nam pokazywał. To, gdzie teraz jesteśmy i co robimy w życiu, to trochę „jego wina”.

PK: Jeździliśmy z nim na koncerty i festiwale. Gdy był młodszy, miał choćby swój zespół, grali punka.

Co uważacie za najcenniejszą rzecz, której nauczyli was rodzice?
MK: Odpowiedzialność. Dzięki temu nie odbiła nam sodówka, gdy przyszła popularność.

PK: Nauczyli nas racjonalnie podchodzić do życia. Od początku nam kibicowali, ale zarazem przypominali, iż było sporo zespołów, którym nie udało się osiągnąć sukcesu. Gdy byliśmy nastolatkami, powtarzali nam często, żeby nie zapominać o „planie B” na przyszłość.

Jaki był ten „plan B”?
MK: Wtedy „planem B” były studia – zdobycie wyższego wykształcenia. Do tej pory udało mi się zrobić licencjat ze sztuki mediów na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.

PK: U mnie kierunek był związany z tworzeniem muzyki. Studiowałem na Akademii Dziennikarstwa i Realizacji Dźwięku w Warszawie, ale ze względu na to, iż projekt Kacperczyk przyniósł nam sporo pracy i dochód, przerwałem naukę.

Czytaj też: Wszystkie śmierci MTV. Zamknięcie jej kanałów to na pewno koniec epoki?

Buntowaliście się przed czymś w domu?
MK: Raczej nie... Ale za to buntowaliśmy się w szkole. Zawsze walczyłem o swoje zdanie. Brak wiary w nas i nasze pasje, który dostajemy ze strony niektórych nauczycieli, jest straszny. Dla wielu z nich liczyła się tylko matura i myślenie kluczem.

Głównym motywem waszego nowego albumu jest przemijanie – dlaczego?
MK: W pracy układa nam się świetnie, ale posypało się nasze prywatne życie. Obaj zakończyliśmy związki. Nie chcieliśmy zostać sami z emocjami, które nam towarzyszyły. Zamykamy ten etap w naszych piosenkach na nowej płycie. Opowiadamy słuchaczom, jak to jest być Kacperczykiem.

Spotkaliśmy się na Saskiej Kępie – w miejscu, gdzie mieszkała Agnieszka Osiecka. Wasza piosenka „Gdzie trafia miłość, gdy umiera?” jest w kilku kwestiach podobna do „Małgośki”. Obie zostały napisane w Sopocie i opowiadają o związku, który się rozpadł. W obu tekstach jest maj. U was jest wrzesień, Maryla Rodowicz śpiewa o jesieni.
MK: W klipie do tej piosenki, stworzonej z Darią Zawiałow, jest również kilka scen, które zostały nagrane na Saskiej Kępie. Na przykład na pl. Przymierza dochodzi do rozstania. Skąd te podobieństwa do „Małgośki”? Myślę, iż dopadła nas wspólna energia. Saska Kępa jest jednym z moich ulubionych miejsc w Warszawie. Kocham tę ciszę, zieleń, stare budownictwo. Tutaj było moje pierwsze wynajęte mieszkanie po przeprowadzce do stolicy. Niedawno chciałem tu kupić coś swojego, ale jest problem z miejscami parkingowymi.

„Wszyscy jesteśmy Kacperczyk” to pierwszy album, który stworzyliście, mieszkając osobno.
MK: Postanowiliśmy się rozdzielić, mamy już dwa osobne mieszkania. Na płycie znalazł się utwór „Braciaki dwa”, gdzie Paweł śpiewa po raz pierwszy w historii naszego zespołu. Ta piosenka jest taką wizualizacją przyszłości – opowiada o tym, iż kiedyś nastąpi również nasze zawodowe rozstanie, bo każdy z nas będzie musiał pójść swoją ścieżką.

Czwarta płyta jest chyba największą mieszanką gatunków.
MK: Ma różnorodne brzmienie – jest tu pop, jazz, rap, ale finalnie te wszystkie piosenki tworzą wspólny obraz. Do stworzenia tego materiału zaprosiliśmy wielu znanych gości – to m.in. Kayah, Daria Zawiałow, Vito Bambino i jazzmani, czyli grupa Kosmonauci. Niektórzy z nich będą nam towarzyszyć podczas jesiennych koncertów.

Na zdjęciu z okładki jesteście ubrani w za duże garnitury; wyglądacie trochę jak politycy w źle dobranym stroju. Wyobrażacie sobie przyszłość w świecie polityki, jak Paweł Kukiz czy Krzysztof Cugowski?
MK: Często żartujemy na ten temat… Na pewno reprezentowalibyśmy braci w dobrym świetle.

PK: W przyszłości dojdzie do starcia: #MATA2040 kontra #KACPERCZYK2040. A tak szczerze, to raczej nie widzę siebie w świecie polityki – nie chcę psuć sobie życia. Poza tym bycie dobrym politykiem to na pewno wyzwanie.

MK: Wymagające poświęceń. Dziś dla wielu osób dążenie do kariery politycznej wiąże się głównie z wielkimi pieniędzmi i władzą. Polityk powinien mieć przede wszystkim powołanie do pracy dla ludzi.

Czytaj też: Dziewczyna, która ma wszystko, czyli nowy album Taylor Swift. To coś zupełnie innego

Jako obywatele jesteście dumni z Polski?
MK: Tak. I wydaje mi się, iż z wiekiem ta duma rośnie. Uważam, iż Polacy są silni jako naród. Potrafimy się zjednoczyć i odpowiednio zachować, gdy wymaga tego od nas sytuacja. Naszą przywarą są niepotrzebnie kompleksy. Uważam, iż absolutnie nie mamy czego się wstydzić. Nie chciałbym się wyprowadzić do innego kraju.

Chodzicie do kościoła?
MK: Już nie. Wychowaliśmy się w katolickiej rodzinie, ale od momentu opuszczenia rodzinnego gniazda nie mamy takiej potrzeby. Żyjemy teraz według własnych zasad. Nie jesteśmy też osobami, które walczą z wiarą. W Kościele jest dużo zła, z którym powinno się walczyć, ale jest również dużo dobra – poznaliśmy tam sporo wspaniałych osób.

PK: Z wiekiem oddaliłem się od Kościoła, a kiedyś byłem ministrantem – i to dość aktywnym. Towarzyszyłem choćby duchownym podczas kolędy, gdy odwiedzali mieszkania wiernych w okresie bożonarodzeniowym.

Zapytałam o kościół, bo do pewnej waszej piosenki duchowni nagrywali tiktoki.
MK: Byliśmy tym zaskoczeni… Kawałek „Jakbym zjadł mentosy i popił je colą” rzeczywiście zrobił furorę w mediach społecznościowych. Sporo osób nagrywało z nim filmiki. Duchowni chyba wybierali tę piosenkę, bo pojawiła się w trendach i jest tam fragment: „Kręci mnie twoja dusza”. Osoba z branży muzycznej, która współtworzyła m.in. „Mandacik” zespołu Łobuzy i Zenka Martyniuka, zdradziła nam, iż kiedyś napisała podobny refren do tego z naszego kawałka (czyli: „Nie chcę cię, tylko uhm, uhm, tylko chcę cię słuchać”), ale za długo zwlekała z wydaniem i zdążyliśmy ją z tym pomysłem uprzedzić (śmiech). Ta piosenka jest przaśna, ale ma moralne przesłanie: miłość i więź z ukochaną osobą są ważniejsze niż chwilowe zauroczenie i przygoda na jedną noc.

Czytaj też: Sanah znów zapełniła Narodowy. Byliśmy. Jak wypada na tle Taylor Swift?

Wracając do nowego albumu… To o czym jest piosenka „Mamony milion”? Z klipu do tego utworu zapadły mi w pamięci duchy, które was otaczają.
MK: To utwór o skrajnym zmęczeniu i utracie sił do życia. Obecność tych dobrych duchów nawiązuje do ochrony przed samobójstwem. Pierwsza wersja scenariusza do klipu była bardzo drastyczna.

Dlaczego?
MK: Bohater, którego tam gram, miał odebrać sobie życie. Nie mogliśmy jakoś tego zaakceptować… Cieszę się, iż zmieniliśmy tę historię. Lepiej nie robić wizualizacji złych rzeczy. Wolę myśleć o tym, iż czuwają nad nami dobre duchy, które będą nas ratować, gdy pojawi się jakieś niebezpieczeństwo.

Spotykaliście w branży muzycznej takie „złe duchy”, które chciały wam zaszkodzić?
MK: Były osoby, które nam źle doradzały i zależało im tylko na korzyściach dla siebie. Oraz takie, które udają, iż nas lubią i są bardzo miłe, ale najchętniej wbiłyby nam nóż w plecy. Gdy nasza kariera zaczęła nabierać tempa, pojawiły się pierwsze plotki na nasz temat. Mamy jednak to szczęście, iż wiele osób chce z nami współpracować – sami przekonują się, jacy naprawdę jesteśmy.

A kto wam pomaga, gdy macie problemy? Kogo uznajecie w swoim życiu za „dobre duchy”?
PK: Na pierwszym miejscu będą to na pewno nasi rodzice. Możemy im ufać w każdej sytuacji.

MK: Mamy sporo przyjaciół. Są z nami od czasów, gdy jeszcze nie byliśmy znani – zawsze możemy na nich liczyć. Nie zostawili nas, gdy przez chwilę lekko odpłynęliśmy w momencie wzrostu popularności. Koncertujemy też ze wspaniałymi ludźmi. Spędzamy sporo czasu w trasie i zależało nam na tym, by do naszej ekipy dobrać osoby, które są takimi „dobrymi duchami”.

Z tymi „duchami” wyruszacie w pierwszą halową trasę koncertową w październiku. Start w Poznaniu, finał w rodzinnym Lublinie.
PK: Zastanawiamy się, jaka publiczność przyjdzie na te koncerty. Nasi fani to młode osoby, ale utwór „Syn okiennika” z poprzedniego albumu przyciągnął do nas sporo starszych słuchaczy. Mieliśmy z nimi mnóstwo rozmów o tej piosence na letnich festiwalach.

„Syn okiennika” opowiada m.in. o tym, jak czasami trudno dogadać się z rodzicami i powiedzieć im po prostu: „kocham cię”. Pogodziliście tą piosenką sporo rodzin?
MK: Po premierze tego kawałka wiele osób pisało do nas o trudnych relacjach z ojcami. Inni wyznawali, iż po wysłuchaniu piosenki zdecydowali się na odbudowanie więzi z rodzicami. Nie wiemy czasami, jak reagować na takie opowieści z życia naszych słuchaczy. Okazuje się, iż nasza muzyka ma naprawdę wpływ na życie innych.

Idź do oryginalnego materiału