Oto jak wyglądają święta w domu Bojarskiej-Ferenc. Nie do wiary, co stawia na stole
Mariola Bojarska-Ferenc fascynowała się fitnessem jeszcze na długo przed Anną Lewandowską czy Ewą Chodakowską (z którą zresztą niedawno oficjalnie się pogodziła). Dbałość o formę fizyczną gimnastyczka łączy z przywiązaniem dużej wagi do eleganckiego wyglądu i nienagannych manier w kontaktach z innymi. Nic dziwnego, iż przygotowania do świąt traktuje bardzo poważnie. Ten wyjątkowy czas spędza z najbliższymi, z którymi częściowo dzieli się obowiązkami.Reklama
"Święta wyglądają tak, iż ja zawsze wszystko robię sama. Pomagają mi trochę moi chłopcy, bo świetnie gotują. Ja zawsze wyznaczam dania różnym rodzinom, czyli mój starszy syn zwykle robi tatara z łososia, a mój młodszy specjalizuje się w owocach morza" - wyznała naszemu reporterowi na premierze nowej kolekcji biżuterii Mariety Żukowskiej dla Mokobelle.
Widać więc, iż celebrytka nie jest mocno przywiązana do tradycji. Większa otwartość na zmiany pojawiła się u niej jednak dopiero niedawno.
"Kiedyś to były takie typowo polskie [dania - przyp. aut.], jak żyli nasi rodzice - mojego męża i moi. W tej chwili jesteśmy tylko my, a my kochamy różnego rodzaju stwory morskie, więc wprowadzamy je na stół, bo dochodzę do wniosku, iż trzeba jeść to, co lubimy" - wyjawiła Pomponikowi.
Nie oznacza to jednak, iż kobieta zupełnie zrezygnowała z klasycznych wigilijnych dań.
"Ale jest też barszcz czerwony, jest śledź, są pierogi z kapustą. Zamiast karpia zwykle piekę rybę już w soli. Sama robię tort makowy, którego dzieciaki nie mogą się doczekać, bo robię go tylko raz w roku, właśnie na święta. Podobno robię najlepszy barszcz czerwony - tak przynajmniej mówi mój syn i tego się trzymajmy" - powiedziała ze śmiechem.
Bojarska-Ferenc urządza wystawne święta. Ale tego nie jest w stanie zrobić: "Mam za mały stół"
W wywiadzie z Pomponikiem został również poruszony temat niespodziewanego gościa, dla którego zgodnie z przyjętym zwyczajem należy przygotować miejsce. Nasz reporter zauważył, iż choć większość osób faktycznie stosuje się do tej zasady, nie jest przekonana, czy wpuściłaby do domu nieproszonego uczestnika kolacji, gdyby takowy faktycznie się pojawił.
Bojarska-Ferenc sama wypowiedziała się na ten temat z lekkim wahaniem.
"Nie wiem, myślę, iż bym przyjęła (...). Musiałby to mój mąż jakoś znieść" - zażartowała.
Zwykle jednak kobieta choćby nie jest gotowa na taką ewentualność.
"Mam za mały stół, więc ten talerzyk się nie mieści. Co drugie święta mój starszy syn spędza z teściami, więc wtedy, jak jest miejsce, to go stawiam. Ale jeżeli się zjawia cała rodzina, to nie mam tam w ogóle przestrzeni, żeby coś postawić. Ale żaden wędrowiec nigdy do nas nie zawitał" - zdradziła Pomponikowi.
Nie oznacza to natomiast, iż celebrytka zapomina o najbardziej potrzebujących.
"Zawsze po świętach mój syn zabiera wszystko, co zostało i rozdaje to w punktach, w których [pojawiają się] osoby niemające możliwości, by spędzić święta [z bliskimi] czy niemające pieniędzy. Zawsze to robimy, dzielimy się. To już jest standard w naszym domu" - podkreśliła.
Zobacz materiał promocyjny partnera:Halo! Wejdź na halotu.polsat.pl i nie przegap najświeższych informacji z poranka w Polsacie.
Zobacz też:
Bojarska-Ferenc otworzyła się w sprawie swojego majątku. "Kocham pieniądze"