16 listopada 2019 roku. Niemal dwa miliony widzów z zapartym tchem ogląda wieczorny program informacyjny BBC, a w nim jedyny tak duży i głośny wywiad, jakiego kiedykolwiek udzielił światu książę Andrzej, czarna owca brytyjskiej royal family. W trwającej 49 minut rozmowie przepytująca go Emily Maitlis daje nam masterclass z rzetelnego dziennikarstwa, a eksksiążę – z nieudanej sztuki kłamania. W tej spektakularnej anatomii upadku, która doprowadziła przyjaciela Jeffreya Epsteina do utraty tytułów królewskich oraz zakazu wstępu do Buckingham Palace, znajduje się wiele memicznych, dobitnie kompromitujących mężczyznę momentów, pozwalających zrozumieć, dlaczego Philip Martin skoncentrował wokół niej swój najnowszy film. "Mocny temat", choć może poszczycić się reporterską, mimetyczną niemal dbałością o szczegóły, nie wytrzymuje porównania z kluczowymi dla gatunku kina reporterskiego filmami, takimi jak "Stan gry", "Czwarta władza" czy "Jednym głosem". W filmie Martina chciałoby się znaleźć coś więcej niż jedynie – cóż – "mocny temat".
Trudno nie docenić erystycznych umiejętności Maitlis oraz jej taktownych i dyplomatycznych reakcji na zakrawające o absurd odpowiedzi księcia Andrzeja (moja ulubiona: gdy dziennikarka pyta go, dlaczego w 2010 roku na kilka dni zatrzymał się w domu skazanego za przestępstwa seksualne Epsteina, ten tłumaczy się: "To było dogodne miejsce na nocleg"). Dlatego z początku może lekko dziwić fakt, iż film Martina nie skupia się na pracującej niemal dwie dekady w telewizji weterance BBC, Emily Maitlis (Gillian Anderson), tylko na Sam McAlister (Billie Piper), producentce Newsnight, oglądającej wywiad jedynie zza kulis. To jednak dzięki jej zawziętości i charyzmie udało się stacji wywalczyć wywiad. "Mocny temat" bazuje zresztą na autobiograficznej książce McAlister pt. "Scoops", w której kobieta przywołuje swoje wspomnienia z pracy w telewizji, a także negocjacje z przedstawicielami Buckingham prowadzącymi do finalizacji viralowej rozmowy.
Filmowej Sam nie brakuje charakteru oraz zawodowych ambicji. Mimo iż jest doświadczoną producentką posiadającą niezwykły dar perswazji, wciąż czuje się niedoceniona, zarówno przez swoją szefową, jak i współpracowników z newsroomu. Ostentacyjna pewność siebie, cięty język i ekstrawertyczny sposób bycia czynią z McAlister personę non grata, której, jak stwierdza jeden z jej redakcyjnych kolegów, bliżej do brukowego Daily Mail niż prestiżowego BBC. Prócz niepewnej pracy kobieta mierzy się również z wyzwaniami samotnego macierzyństwa, w czym, na szczęście, pomaga jej zatroskana mama. Zapracowana bohaterka ucieleśnia bolączki współczesnych kobiet sukcesu: z jednej strony chciałaby być bardziej obecna w życiu nastoletniego syna, z drugiej, jak sama przyznaje, "nie chce mieć łatwo", pragnie spełnienia w pracy, która ma jakieś znaczenie. Jak możecie się domyślić, wszystko zmienia się, gdy na horyzoncie pojawia się życiowa szansa na wywiad z jednym z Windsorów. I choć twórcy scenariusza, Geoff Bussetil oraz Peter Moffat, za wszelką cenę starają się nadać postaci Sam głębi, w boju o zdemaskowanie prawdy o księciu, okazuje się ona aż nazbyt papierowa i bezbarwna, a jej problemy jako samotnej matki czy pracowniczki spotykającej się ze szklanym sufitem, zaledwie mgliście zasygnalizowane.
Wystarczająco mocno nie wybrzmiewa również wątek kobiecej zespołowości w wykonaniu McAlister, Maitlis (Gillian Anderson) oraz szefowej programu, Esme Wren (Romola Garai), których sprawczość i determinacja doprowadziły do medialnego samobójstwa ulubionego syna królowej Elżbiety. Prawdziwe spojrzenie bohaterek na realia pracy w przez cały czas niewolnym od patriarchalnych pryncypiów środowisku twórcy komentują zdawkowo słowami, które wkładają w usta Maitlis: "Trzy kobiety i whippet. Kiedy zaczynałam, nie byłoby takiej sceny w studiu BBC". Trudno kryć zawód, zwłaszcza gdy podczas oglądania filmu Martina na myśl przychodzi zrealizowane przed dwu laty "Jednym głosem". Dzieło Marii Schrader zacznie lepiej radziło sobie z ukazaniem kobiecej perspektywy na temat codziennego łączenia sfery prywatnej z zawodową. Twórca "Mocnego tematu" nie skupia się też zresztą na molestowanych przez Epsteina oraz Andrzeja młodych kobietach. Prym miały wieść tutaj dziennikarki. No właśnie – miały.
Jak każdy film spod szyldu "kina dziennikarskiego" "Mocny temat" również ociera się o patos i trudną do zniesienia sztuczną dramaturgię, podsycaną newsową muzyką czy zimną w barwach, telewizyjną estetyką. Na szczęście, większość mankamentów scenarzystów i reżysera wynagradza pierwszorzędne aktorstwo Gillian Anderson oraz trudnego do rozpoznania pod grubą warstwą charakteryzacji Rufusa Sewella. Wybitnemu duetowi wystarczyła zaledwie jedna wspólna scena, przedstawiająca wycinki ze sławetnego wywiadu, by stworzyć na ekranie elektryzujący występ, od którego nie sposób oderwać wzroku. Anderson i Sewell wypadają choćby lepiej niż Maitlis i eksksiążę Yorku w rzeczywistości. Ona – w filmie wydaje się znacznie bardziej drapieżna i nieustępliwa niż oryginał, on – król komedii i "specjalista" w kłamaniu, sięga oparów absurdu, kompromitując się jeszcze bardziej niż zrobił to Andrzej na oczach niemal dwóch milionów Brytyjczyków.
Czuć, iż "Mocny temat" nie wyczerpuje w pełni swojego potencjału, zbyt płytko sięga bowiem wielopłaszczyznowości historii. Być może ciekawszym głosem w dyskusji okaże się serialowa produkcja Amazona, producencką pieczę nad którą trzyma sama Emily Maitlis. Można zastanawiać się, czy w dobie władających światem social mediów potrzebujemy jeszcze kolejnego tytułu traktującego o sile telewizji i rzetelnego dziennikarstwa. Nietrudno oprzeć się wrażeniu, iż Philip Martin, jak wielu jego poprzedników, naiwnie stara się zatrzymać ducha dawnej epoki. Epoki, w której reporterzy zmieniają świat na lepsze, fake newsy nie istnieją, a ludzie przez cały czas z zapałem czytają gazety i oglądają telewizję. "Mocny temat" udowadnia jednak, iż w tej szlachetnej wizji świata tkwi przez cały czas szczypta prawdy, a "mocne" tematy – takie jak ten – zasługują na naszą uwagę. Na masową skalę.
Trudno nie docenić erystycznych umiejętności Maitlis oraz jej taktownych i dyplomatycznych reakcji na zakrawające o absurd odpowiedzi księcia Andrzeja (moja ulubiona: gdy dziennikarka pyta go, dlaczego w 2010 roku na kilka dni zatrzymał się w domu skazanego za przestępstwa seksualne Epsteina, ten tłumaczy się: "To było dogodne miejsce na nocleg"). Dlatego z początku może lekko dziwić fakt, iż film Martina nie skupia się na pracującej niemal dwie dekady w telewizji weterance BBC, Emily Maitlis (Gillian Anderson), tylko na Sam McAlister (Billie Piper), producentce Newsnight, oglądającej wywiad jedynie zza kulis. To jednak dzięki jej zawziętości i charyzmie udało się stacji wywalczyć wywiad. "Mocny temat" bazuje zresztą na autobiograficznej książce McAlister pt. "Scoops", w której kobieta przywołuje swoje wspomnienia z pracy w telewizji, a także negocjacje z przedstawicielami Buckingham prowadzącymi do finalizacji viralowej rozmowy.
Filmowej Sam nie brakuje charakteru oraz zawodowych ambicji. Mimo iż jest doświadczoną producentką posiadającą niezwykły dar perswazji, wciąż czuje się niedoceniona, zarówno przez swoją szefową, jak i współpracowników z newsroomu. Ostentacyjna pewność siebie, cięty język i ekstrawertyczny sposób bycia czynią z McAlister personę non grata, której, jak stwierdza jeden z jej redakcyjnych kolegów, bliżej do brukowego Daily Mail niż prestiżowego BBC. Prócz niepewnej pracy kobieta mierzy się również z wyzwaniami samotnego macierzyństwa, w czym, na szczęście, pomaga jej zatroskana mama. Zapracowana bohaterka ucieleśnia bolączki współczesnych kobiet sukcesu: z jednej strony chciałaby być bardziej obecna w życiu nastoletniego syna, z drugiej, jak sama przyznaje, "nie chce mieć łatwo", pragnie spełnienia w pracy, która ma jakieś znaczenie. Jak możecie się domyślić, wszystko zmienia się, gdy na horyzoncie pojawia się życiowa szansa na wywiad z jednym z Windsorów. I choć twórcy scenariusza, Geoff Bussetil oraz Peter Moffat, za wszelką cenę starają się nadać postaci Sam głębi, w boju o zdemaskowanie prawdy o księciu, okazuje się ona aż nazbyt papierowa i bezbarwna, a jej problemy jako samotnej matki czy pracowniczki spotykającej się ze szklanym sufitem, zaledwie mgliście zasygnalizowane.
Wystarczająco mocno nie wybrzmiewa również wątek kobiecej zespołowości w wykonaniu McAlister, Maitlis (Gillian Anderson) oraz szefowej programu, Esme Wren (Romola Garai), których sprawczość i determinacja doprowadziły do medialnego samobójstwa ulubionego syna królowej Elżbiety. Prawdziwe spojrzenie bohaterek na realia pracy w przez cały czas niewolnym od patriarchalnych pryncypiów środowisku twórcy komentują zdawkowo słowami, które wkładają w usta Maitlis: "Trzy kobiety i whippet. Kiedy zaczynałam, nie byłoby takiej sceny w studiu BBC". Trudno kryć zawód, zwłaszcza gdy podczas oglądania filmu Martina na myśl przychodzi zrealizowane przed dwu laty "Jednym głosem". Dzieło Marii Schrader zacznie lepiej radziło sobie z ukazaniem kobiecej perspektywy na temat codziennego łączenia sfery prywatnej z zawodową. Twórca "Mocnego tematu" nie skupia się też zresztą na molestowanych przez Epsteina oraz Andrzeja młodych kobietach. Prym miały wieść tutaj dziennikarki. No właśnie – miały.
Jak każdy film spod szyldu "kina dziennikarskiego" "Mocny temat" również ociera się o patos i trudną do zniesienia sztuczną dramaturgię, podsycaną newsową muzyką czy zimną w barwach, telewizyjną estetyką. Na szczęście, większość mankamentów scenarzystów i reżysera wynagradza pierwszorzędne aktorstwo Gillian Anderson oraz trudnego do rozpoznania pod grubą warstwą charakteryzacji Rufusa Sewella. Wybitnemu duetowi wystarczyła zaledwie jedna wspólna scena, przedstawiająca wycinki ze sławetnego wywiadu, by stworzyć na ekranie elektryzujący występ, od którego nie sposób oderwać wzroku. Anderson i Sewell wypadają choćby lepiej niż Maitlis i eksksiążę Yorku w rzeczywistości. Ona – w filmie wydaje się znacznie bardziej drapieżna i nieustępliwa niż oryginał, on – król komedii i "specjalista" w kłamaniu, sięga oparów absurdu, kompromitując się jeszcze bardziej niż zrobił to Andrzej na oczach niemal dwóch milionów Brytyjczyków.
Czuć, iż "Mocny temat" nie wyczerpuje w pełni swojego potencjału, zbyt płytko sięga bowiem wielopłaszczyznowości historii. Być może ciekawszym głosem w dyskusji okaże się serialowa produkcja Amazona, producencką pieczę nad którą trzyma sama Emily Maitlis. Można zastanawiać się, czy w dobie władających światem social mediów potrzebujemy jeszcze kolejnego tytułu traktującego o sile telewizji i rzetelnego dziennikarstwa. Nietrudno oprzeć się wrażeniu, iż Philip Martin, jak wielu jego poprzedników, naiwnie stara się zatrzymać ducha dawnej epoki. Epoki, w której reporterzy zmieniają świat na lepsze, fake newsy nie istnieją, a ludzie przez cały czas z zapałem czytają gazety i oglądają telewizję. "Mocny temat" udowadnia jednak, iż w tej szlachetnej wizji świata tkwi przez cały czas szczypta prawdy, a "mocne" tematy – takie jak ten – zasługują na naszą uwagę. Na masową skalę.