Za dziesięć lat możesz płacić więcej za samo ogrzewanie niż wynosi dziś minimalna pensja. W sumie rocznie rachunek będzie opiewał na prawie 20 tys. zł. Według nowego raportu, niektórzy Polacy powinni szykować oszczędności.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce
Koszmar w liczbach – od 10 do 18 tysięcy rocznie
Eksperci nie zostawiają złudzeń. jeżeli mieszkasz w budynku o najgorszej charakterystyce energetycznej i nic nie zmienisz, w 2035 roku koszt ogrzewania może sięgnąć choćby 18,4 tysiąca złotych rocznie. To nie science fiction, to matematyka oparta na konkretnych trendach ekonomicznych.
Obecnie średni koszt ogrzewania w tak zwanych wampirach energetycznych – budynkach o najgorszej efektywności – wynosi około 9,8 tysiąca złotych rocznie. Dla domów ogrzewanych węglem to przeciętnie 7 tysięcy złotych, dla tych na gazie prawie 12 tysięcy. Brzmi źle? Za dziesięć lat może być dwukrotnie gorzej.
Skąd ten skok? najważniejszy jest system ETS2, który od 2027 roku nałoży opłaty za emisję CO2 również na sektor budynków. Węgiel i gaz staną się drastycznie droższe. Do tego dochodzą rosnące koszty eksploatacji budynków o złej izolacji – im starsza i bardziej dziurawa konstrukcja, tym więcej energii przepala się bez sensu.
Dla porównania – przeciętne polskie gospodarstwo domowe płaci dziś około 4,4 tysiąca złotych rocznie za ogrzewanie. W scenariuszu zerowych działań modernizacyjnych ta kwota urośnie do 6,4 tysiąca złotych w 2035 roku. Ale właściciele wampirów energetycznych mogą liczyć na rachunki ponad dwukrotnie wyższe. To nie perspektywa – to nieunikniona rzeczywistość, jeżeli nie podejmiesz działań.
1,3 miliona gospodarstw w potrzasku
Problem nie dotyczy garstki zapomnianych chałup na odludziu. Według szacunków w Polsce jest 1,3 miliona gospodarstw domowych żyjących w budynkach jednorodzinnych o bardzo złym standardzie energetycznym. To około 20% wszystkich domów w kraju.
Kto się w tym znalazł? Przede wszystkim właściciele budynków wzniesionych przed 1990 rokiem bez jakiejkolwiek termomodernizacji. Domy z nieszczelnymi oknami, nieocieplonymi ścianami, przestarzałymi piecami węglowymi lub starymi kotłami gazowymi. Konstrukcje, przez które ciepło ucieka jak przez sito, a zimą mróz wdziera się każdą szczeliną.
To często najuboższe rodziny. Dane GUS pokazują, iż 20% najuboższych gospodarstw domowych mieszka w budynkach wybudowanych przed 1946 rokiem, a połowa przed 1980. Osoby, które nie stać na wymianę pieca, założenie izolacji czy wymianę okien. Ci, którzy największym kosztem ponoszą konsekwencje zaniedbań poprzednich dekad.
Paradoks polega na tym, iż to właśnie ci ludzie będą musieli płacić najwięcej za ogrzewanie. Ci, których już dziś nie stać na termomodernizację, za dziesięć lat będą rozrywani między astronomicznymi rachunkami a brakiem środków na modernizację. Ubóstwo energetyczne – w tej chwili dotykające 10,5% Polaków – może się dramatycznie pogłębić.
Dyrektywa budynkowa jako jedyne wyjście
Unia Europejska nie zostawia Polakom wyboru. Dyrektywa EPBD, która musi zostać wdrożona do maja 2026 roku, wymaga od Polski zmniejszenia średniego zużycia energii w budynkach mieszkalnych o 16% do 2030 roku i 20-22% do 2035 roku.
Brzmi jak absurd? W rzeczywistości to może być ratunek. Autorzy raportu wyliczyli, iż wdrożenie dyrektywy i kompleksowa modernizacja energetyczna budynków przyniosłaby właścicielom wampirów energetycznych dramatyczną ulgę. Zamiast płacić 16,3 tysiąca złotych rocznie w 2035 roku, płaciliby średnio 6,6 tysiąca.
To oszczędność rzędu niemal 10 tysięcy złotych rocznie na jednym gospodarstwie domowym. W skali całego kraju modernizacja budynków mieszkalnych przełożyłaby się na redukcję wydatków o 32 miliardy złotych rocznie. Plus kolejne 2 miliardy oszczędności na oświetleniu dzięki wymianie na LED.
Dodatkowo modernizacja budynków użyteczności publicznej – szkoły, urzędy, szpitale – dałaby oszczędności rzędu 8,5 miliarda złotych rocznie. Razem mówimy o ponad 40 miliardach złotych oszczędności rocznie na ogrzewaniu samym tylko.
550 miliardów złotych – cena modernizacji
Nic za darmo. Krajowy Plan Renowacji Budynków zakłada termomodernizację około 200 tysięcy domów jednorodzinnych rocznie, plus 13 tysięcy budynków wielorodzinnych i 16 tysięcy budynków użyteczności publicznej. W tempie 3% renowacji zasobów rocznie.
Łączny koszt? Niebagatelne 550 miliardów złotych do 2035 roku. Po przeliczeniu na roczne nakłady daje to 36,6 miliarda złotych każdego roku przez dekadę. To gigantyczna inwestycja, która wymaga zaangażowania zarówno państwa, jak i właścicieli prywatnych.
Ale liczby są nieubłagane. Roczne korzyści z modernizacji – oszczędności na energii, efekty zdrowotne, korzyści środowiskowe – wyniosą 50,8 miliarda złotych. Inwestycja zwraca się sama, i to z naddatkiem. Problem w tym, jak sfinansować te pierwsze nakłady dla najbiedniejszych gospodarstw.
Bo tu właśnie pojawia się haczyk. Autorzy raportu wprost przyznają, iż w przypadku najbardziej energochłonnych budynków głęboka modernizacja może być po prostu nieefektywna. Koszt remontu starych, rozpadających się domów byłby niewspółmierny do zysków. W takich sytuacjach lepszym rozwiązaniem może być budownictwo społeczne – budowa nowych, efektywnych mieszkań dla tych rodzin zamiast łatania dziurawych struktur.
Co konkretnie trzeba zrobić?
Modernizacja energetyczna to nie jedna operacja, ale kompleksowy pakiet działań. Dla wampira energetycznego to zwykle:
Ocieplenie ścian, dachu i podłóg – gruba warstwa izolacji zatrzymująca ciepło w












