W jej domu wszystko kręci się wokół sztuki. Marta Dąbrowska dorastała w świecie, gdzie królowała artystyczna wrażliwość. Jej mama, Marzena Talar-Dąbrowska, z zawodu plastyczka, tchnęła w dom estetykę i barwy, a ojciec – Waldemar Dąbrowski, dyrektor Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie – wniósł do życia córki teatr w całej jego potędze i złożoności. Dorastanie w takim otoczeniu sprawiło, iż świat sztuki był dla Marty czymś oczywistym.
A jednak, gdy podjęła decyzję o zdawaniu do Akademii Teatralnej, spotkała się z niespodziewanym oporem. Jej ojciec, mimo głębokiego związku z teatrem, zareagował emocjonalnie. Błagał, by tego nie robiła. Znał ten świat od podszewki – jego olśniewające kulisy, ale też brutalne realia. Wiedział, iż za marzeniami o scenie kryją się bolesne rozczarowania, nieustanna niepewność i casting za castingiem. Na swojej artystycznej drodze nie raz słyszała, iż coś zawdzięcza znanemu ojcu. To podcinało jej skrzydła. "Nauczyłam się zaciskać zęby i robić swoje", mówi Katarzynie Piątkowskiej. Co jeszcze zdradziła?
Marta Dąbrowska o zawodowej drodze. Jej tata,Waldemar Dąbrowski nie chciał, by została aktorką
– Twój tata w wywiadzie dla VIVY! powiedział, iż bycie aktorem to wielkie marzenia, potem momenty dramatycznych rozczarowań, nieustanne czekanie na propozycje i casting za castingiem. Miał rację?
Brzmi dramatycznie (śmiech). Trochę w tym prawdy, ale co poradzić, gdy się kocha aktorstwo? Owszem, czasem ono przynosi całą masę rozczarowań – przegrane castingi, odwołane projekty – ale ile daje satysfakcji.
– A rodzice nie chcieli, żebyś szła w tym kierunku.
Tata choćby klękał przede mną, żebym nie szła na egzamin. Może wiedział wtedy lepiej niż ja, iż nie tylko zawód jest trudny, ale też iż nie ułatwi mi życia to, iż noszę nazwisko Dąbrowska.
– Usłyszałaś, iż tata Ci coś załatwił?
Nie raz, ale nigdy prosto w oczy. Ale wiem, iż plotkowano, iż załatwił mi przyjęcie do szkoły albo iż załatwił mi rolę. Wiem też, iż sugerowano, iż nie powinno się mnie brać do projektów, bo są ludzie, którzy potrzebują ich bardziej niż ja.
– To podcina skrzydła?
Podcina, ale już jestem z tym pogodzona. Nauczyłam się zaciskać zęby i robić swoje. Trudno mi było w szkole, gdy dostawałam złe oceny. Nie chcę robić z tego dramy i użalać się nad swoim losem. Mam wielkie szczęście, iż urodziłam się w takiej rodzinie, w domu pełnym miłości, bo to dało mi siłę.
– Młodemu człowiekowi nie jest łatwo w takiej sytuacji.
Gdybym wtedy miała tę głowę, którą mam dzisiaj… nazywałabym to drobnymi nieprzyjemnościami. Przecież nazwisko to ani moja zasługa, ani wada, ani przywilej.
TYLKO W VIVIE: Gdy opłakiwała męża, straciła dorobek życia. „Byłam półprzytomna, zrobiłam wszystko, co mi kazali”, mówi Katarzyna Gaertner


– Rozumiem, iż nie było opcji, żebyś wybrała inny zawód?
Nie pamiętam, żebym chciała być kimś innym. Owszem, zdawałam na dziennikarstwo i to był mój plan B. Ale to o szkole teatralnej marzyłam, a zawsze staram się realizować to, co sobie założyłam.
– Nie zdajesz się na przypadki?
Ostatnio jest ich w moim życiu coraz więcej. Tak jak i zmian, które są stałą w naszym życiu. Kiedyś przez przypadek zaproponowano mi niewielką rolę w filmie. Miałam chyba 13 lat i jechałam windą. Rodzice postawili mi tylko jeden warunek. Miałam poprawić oceny z matematyki. Niestety nie udało mi się go spełnić, chociaż się starałam.
– W filmie i tak wystąpiłaś.
A w trakcie zdjęć Maciej Kozłowski pomagał mi w nauce.
– Chyba nie z matematyki.
Odpytywał mnie z mitów greckich (śmiech). Myślę teraz o tych przypadkach. Nie wiem, czy to dobre słowo. Wolę myśleć o tym, iż po prostu znalazłam się we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Czekam teraz na realizację dwóch projektów, które właśnie są efektem przypadkowych spotkań.
– Chodzisz na castingi?
Też, i wolę to od nagrywania tak popularnych teraz self-tape’ów, bo dopiero uczę się to robić. Wiem, iż po pandemii świat się zmienił i trzeba się dopasować do istniejących realiów. Czasem mi trudno.
– Dlaczego?
Jestem antytechniczna. Komputery mnie nie lubią i z wzajemnością. Moja boomerska dusza nie ma z nimi porozumienia. Moje agentki coś na ten temat wiedzą (śmiech).
– Gdzie Ty się uchowałaś? Mamy XXI wiek!
Nawet wywiad będziemy musiały autoryzować przez telefon (śmiech). [...]
– Na czym czytasz scenariusze?
Mam iPada, ale najbardziej lubię na papierze. Dopiero niedawno odkryłam Instagram i go polubiłam. A jednak wciąż trudno jest mi zrozumieć, iż niektórzy zarabiają na nim wielkie pieniądze. Signum temporis.
Całość rozmowy – tylko w najnowszym numerze magazynu VIVA!, dostępnym przez dwa tygodnie od czwartku, 22 maja.
TYLKO W VIVIE!: „Nie miałam odwagi wcisnąć czerwonego guzika”. Marta Wiśniewska wraca do porażki w Sopocie, która zmieniła wszystko

