Od rana miałem ochotę na trochę bestialskiego grzania, więc poleciało
Joined in Darkness i ło kurwa, to ciągle jest tak przepyszny wpierdol, iż głowa mała. Zdecydowanie jedna z najlepszych płyt amerykańskiego blacku. Jaskiniowa, ziejąca pogardą, rozsiewająca wokół nieprzebytą ciemność płyta. Nadpłyta. Do tego niepozbawiona swego rodzaju klimatowania i przerażającej tajemnicy.
Ciągle wspominam też ten cudowny koncert z Berlina, którym podarli mnie jak gazetę.
Statystyki: autor: DiabelskiDom — 29 min. temu