Billie Eilish – HIT ME HARD AND SOFT – recenzja albumu

popkulturowcy.pl 4 miesięcy temu

HIT ME HARD AND SOFTuderz mnie mocno i delikatnie – już z nazwy brzmi jak album pełen sprzeczności. I słusznie, bo właśnie to bije od najnowszych piosenek Billie. Delikatność jej głosu dopełniają mocne, elektroniczne brzmienia. Dosadne, przybijające teksty przechodzą w beztroskie rymy. jeżeli ktoś do tej pory nie był w stanie zrozumieć fenomenu 22-latki, dzięki tej płycie może nabrać nowej perspektywy.

Od kilku lat zastanawiam się, jakim cudem Billie Eilish z każdym wydaniem dostarcza fanom czegoś nowego, jednocześnie zachowując przy tym swoje unikalne brzmienie. Premiera nowego albumu nie rozwiązała dla mnie tej zagadki. HIT ME HARD AND SOFT utwierdziło mnie jednak w przekonaniu, iż młoda artystka jest wulkanem pomysłów i wie, jak dogodzić widowni.

Płyta zaczyna się spokojnie, bo utworem SKINNY. Już pierwsze zdania piosenki sugerują, iż Billie postawiła w najnowszym albumie na szczerość. Po przykrym kawałku nie ma czasu w przetrawienie emocji, bo od razu rozbrzmiewa skoczne LUNCH. Na tę piosenkę z niecierpliwością czekali fani, zresztą słusznie, bo jest to jeden z najlepszych utworów na płycie. Uwodzicielski i zawadiacki tekst został idealnie dopełniony bogatym podkładem. CHIHIRO nawiązuje do filmu Spirited Away: W krainie bogów. Ciekawie rozbrzmiewa bas, przywodzący mi na myśl zespół Daft Punk. Eilish serwuje w tej piosence swój charakterystyczny, rozleniwiony głos, który wznosi się jednak w nieznany dotąd sposób.

BIRDS OF A FEATHER jest natomiast utworem, jakiego nie spodziewałam się znaleźć na tej płycie. To chyba najweselsza pozycja w całym repertuarze młodej wokalistki. Zdecydowanie podbija kontrastowość albumu. WILDFLOWER, choć jest raczej najmniej wyróżniającym się kawałkiem, skradł moje serce. Czuć w tej balladzie prawdziwe emocje. THE GREATEST rozkręca się z czasem. Przypomina mi singiel Happier Than Ever, choć nie ma tak spektakularnego przejścia ze spokojnej ballady w emocjonalnego rocka. Mimo wszystko widzę pewną korelację w warstwie lirycznej.

Billie Eilish // Universal Music

L’AMOUR DE MA VIE opowiada o związku z perspektywy osoby, która nigdy nie pałała przesadną miłością do swojej drugiej połówki. Najciekawszym momentem jest końcówka utworu, która wyciekła do sieci w kwietniu. Z kolei THE DINER najbardziej przypomina mi starsze piosenki Billie. Dźwięk telefonu w tle mile przenosi słuchacza do czasów jej debiutu – Don’t Smile at Me. BITTERSUITE zaczyna niespodziewane uderzenie synthu w wydaniu retro. Reszta utworu nie zwraca jednak mojej szczególnej uwagi. Jego końcówka natomiast ponownie zmienia akcent, zapowiadając wyczekiwane przez fanów BLUE. Po chwili rozbrzmiewa właśnie ta piosenka, stanowiąca zakończenie albumu. Jest to ukłon w stronę starszych fanów, początek utworu jest na nowo nagraną wersją True Blue. Billie śpiewała tę piosenkę kilka razy na żywo na początku swojej kariery. Jej słuchacze zaczęli jednak wątpić w oficjalne wydanie tego kawałka. Widocznie piosenka musiała dojrzeć, a jej czas nadszedł właśnie teraz.

HIT ME HARD AND SOFT to zdecydowanie jeden z moich ulubionych albumów wydanych jak dotąd w tym roku. Mój niedosyt po wypuszczonym w 2021 roku Happier Than Ever został nareszcie zaspokojony. Jest to płyta idealnie wyważona – zarówno pod względem długości, jak i treści. Choć Billie Eilish działa w branży już od kilku lat, nieustannie się rozwija i doskonali swój warsztat muzyczny. Nie mogę nie wspomnieć również o jej współpracy z Finneasem. Rodzeństwo zdaje się rozumieć swoje potrzeby idealnie – efekty są spektakularne, bo mastering płyty jest tutaj szczegółowo dopracowany. Mam nadzieję, iż dobra passa Billie utrzyma się jeszcze długo.

Fot główne: materiały prasowe

Idź do oryginalnego materiału