Elitarnych zabójców łączy jedno pragnienie: wieść zwyczajne życie szarego człowieka. Przed laty marzenie to udało się spełnić Johnowi Wickowi (Keanu Reeves) – przynajmniej póki zakapior, który zabił mu psa, nie sprowadził go na drogę zemsty. Spokojnej egzystencji chciał dla swojej córki także jeden z jego kolegów po fachu. Jak jednak wiadomo, aby rozśmieszyć Boga, najlepiej opowiedzieć mu o swoich planach. Gdy mężczyzna ginie, los dziewczynki jest adekwatnie przesądzony: trafia pod opiekuńcze skrzydła Ruskiej Romy, gdzie wszechwładna Dyrektorka (Anjelica Huston) dobrze wie, jak spożytkować płonący w niej gniew.
Jeśli obawiacie się, iż "Ballerina" to taki film, w którym drobna kobieta spuszcza łomot większym i silniejszym od niej mężczyznom, odpowiadam: tak. I nie. Twórcy dobrze wiedzą, iż siła nie jest atutem Eve (Ana de Armas) i raczej nie postawiliby na nią w przypadku bezpośredniej konfrontacji (kiedy już do niej dochodzi, przeciwnicy nie oszczędzają bohaterki, bez większego wysiłku miotając i rzucając jej ciałem). "Bij się jak dziewczyna" – radzi podczas treningu sztuk walki mentorka (Sharon Duncan-Brewster). Tłumaczenie: narzuć zasady, atakuj słabe punkty, nie pozwól się zdominować, a gdy trzeba – oszukuj. Trzymając się baletowej metafory: mają tańczyć, jak im zagrasz. Proste? No to jazda.
Ana de Armas jako agentka Paloma skradła show w "Nie czas umierać". Teraz została rzucona na głęboką wodę – w końcu "John Wick" od lat funkcjonuje w świadomości kinomanów jako wzór współczesnego kina akcji. Aktorka dotrzymuje kroku zarówno Keanu Reevesowi i Normanowi Reedusowi, którzy partnerują jej w scenach akcji, jak i przedstawicielom starszej gwardii: Anjelice Huston, Ianowi McShane'owi czy Gabrielowi Byrne'owi. Co więcej, jako iż twórcy nie każą bohaterce uciekać się do sztuczek spod znaku "uwodzicielska i niebezpieczna", może ona w pełni pokazać, na co ją stać. Tym samym Eve bliżej niż do Dominiki Jegorowej z "Czerwonej jaskółki" (Jennifer Lawrence) jest choćby do Beatrix Kiddo z "Kill Billa" (Uma Thurman). Z kolei umiejętność improwizacji i kreatywnego wykorzystania w walce wszystkiego, co nawinie się pod rękę (poza standardowymi pistoletami, karabinami i nożami do jej arsenału trafiają też elementy zastawy stołowej czy łyżwy), nadaje jej slapstickowego sznytu spod znaku Jackiego Chana.
Reżyser Len Wiseman korzysta ze sprawdzonej konwencji, którą w kolejnych odsłonach "Johna Wicka" do perfekcji doprowadził Chad Stahelski: wraz z bohaterką prowadzi nas przez kolejne lokacje – od modnych klubów przez wysadzane marmurem wnętrza czeskiej filii hotelu Continental po urokliwe górskie miasteczko – gdzie rozgrywają się kolejne odsłony krwawej jatki. Ot, cała filozofia. Intensywność walk i strzelanin scenarzysta Shay Hatten celnie punktuje humorem. Czasem sytuacyjnym (możesz świetnie posługiwać się nożem, ale z bronią palną nie wygrasz), innym razem opartym na grze słów (zbrojmistrz Frank pytający bohaterkę, czy może być z nią szczery).
Przynależność "Balleriny" do uniwersum Johna Wicka widać zresztą nie tylko w rozbudowanych sekwencjach akcji, ale przede wszystkim w zapożyczonym z filmów Chada Stahelskiego schemacie fabularnym. Podobnie jak Baba Jaga Eve wkracza na ścieżkę zemsty, nie oglądając się na obowiązujące w jej świecie reguły. Jej dążenie do konfrontacji z zabójcami ojca okupione jest stosem ciał (lub krwawymi plamami, jakie zostają po niektórych z nich), przede wszystkim jednak zachwieje w posadach światem killerów. Oczywiście za niesubordynację wobec rozkazów Dyrektorki przyjdzie jej słono zapłacić – ale czas na to przyjdzie prawdopodobnie w sequelu.
Jeśli obawiacie się, iż "Ballerina" to taki film, w którym drobna kobieta spuszcza łomot większym i silniejszym od niej mężczyznom, odpowiadam: tak. I nie. Twórcy dobrze wiedzą, iż siła nie jest atutem Eve (Ana de Armas) i raczej nie postawiliby na nią w przypadku bezpośredniej konfrontacji (kiedy już do niej dochodzi, przeciwnicy nie oszczędzają bohaterki, bez większego wysiłku miotając i rzucając jej ciałem). "Bij się jak dziewczyna" – radzi podczas treningu sztuk walki mentorka (Sharon Duncan-Brewster). Tłumaczenie: narzuć zasady, atakuj słabe punkty, nie pozwól się zdominować, a gdy trzeba – oszukuj. Trzymając się baletowej metafory: mają tańczyć, jak im zagrasz. Proste? No to jazda.
Ana de Armas jako agentka Paloma skradła show w "Nie czas umierać". Teraz została rzucona na głęboką wodę – w końcu "John Wick" od lat funkcjonuje w świadomości kinomanów jako wzór współczesnego kina akcji. Aktorka dotrzymuje kroku zarówno Keanu Reevesowi i Normanowi Reedusowi, którzy partnerują jej w scenach akcji, jak i przedstawicielom starszej gwardii: Anjelice Huston, Ianowi McShane'owi czy Gabrielowi Byrne'owi. Co więcej, jako iż twórcy nie każą bohaterce uciekać się do sztuczek spod znaku "uwodzicielska i niebezpieczna", może ona w pełni pokazać, na co ją stać. Tym samym Eve bliżej niż do Dominiki Jegorowej z "Czerwonej jaskółki" (Jennifer Lawrence) jest choćby do Beatrix Kiddo z "Kill Billa" (Uma Thurman). Z kolei umiejętność improwizacji i kreatywnego wykorzystania w walce wszystkiego, co nawinie się pod rękę (poza standardowymi pistoletami, karabinami i nożami do jej arsenału trafiają też elementy zastawy stołowej czy łyżwy), nadaje jej slapstickowego sznytu spod znaku Jackiego Chana.
Reżyser Len Wiseman korzysta ze sprawdzonej konwencji, którą w kolejnych odsłonach "Johna Wicka" do perfekcji doprowadził Chad Stahelski: wraz z bohaterką prowadzi nas przez kolejne lokacje – od modnych klubów przez wysadzane marmurem wnętrza czeskiej filii hotelu Continental po urokliwe górskie miasteczko – gdzie rozgrywają się kolejne odsłony krwawej jatki. Ot, cała filozofia. Intensywność walk i strzelanin scenarzysta Shay Hatten celnie punktuje humorem. Czasem sytuacyjnym (możesz świetnie posługiwać się nożem, ale z bronią palną nie wygrasz), innym razem opartym na grze słów (zbrojmistrz Frank pytający bohaterkę, czy może być z nią szczery).
Przynależność "Balleriny" do uniwersum Johna Wicka widać zresztą nie tylko w rozbudowanych sekwencjach akcji, ale przede wszystkim w zapożyczonym z filmów Chada Stahelskiego schemacie fabularnym. Podobnie jak Baba Jaga Eve wkracza na ścieżkę zemsty, nie oglądając się na obowiązujące w jej świecie reguły. Jej dążenie do konfrontacji z zabójcami ojca okupione jest stosem ciał (lub krwawymi plamami, jakie zostają po niektórych z nich), przede wszystkim jednak zachwieje w posadach światem killerów. Oczywiście za niesubordynację wobec rozkazów Dyrektorki przyjdzie jej słono zapłacić – ale czas na to przyjdzie prawdopodobnie w sequelu.