BIG CYC bez daty ważności – „Z partyjnym pozdrowieniem” 35 lat później

strefamusicart.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: Big Cyc, Falcon, Warszawa 13.11.25_32


13 listopada w Klubie Bilardowym Falcon wystąpił Big Cyc „Z partyjnym pozdrowieniem”. Mija 35 lat od wydania debiutanckiej płyty, więc zespół postanowił przypomnieć ją w całości, w takiej samej kolejności, jak na oryginalnym krążku.

Berlin Zachodni” – pierwszy numer i od razu powrót do roku 1990, w czasy, kiedy ironia i bunt były codziennością, a muzyka formą komentarza rzeczywistości. Potem poleciały: „Durna piosenka”, „Niedziela” i „Aktywiści” – utwór, który mimo upływu lat brzmi niepokojąco aktualnie, zwłaszcza w Warszawie. Skiba jak zwykle w formie, balansujący między scenicznym performansem a stand-upem. Przez cały koncert zmieniał nakrycia głowy, jakby każda piosenka miała własny kostium, własny komentarz.

Przy „Wielkiej miłości do babci klozetowej” publika nie wytrzymała i poderwała się z krzeseł, śpiewając: Najlepsza na świecie jest miłość w klozecie… Z tej piosenki wiek się śmieje, a nie wstydzi… i dokładnie o to chodziło.

Kapitan Żbik” wprowadził na scenę cień PRL-owskiego absurdu. Wspomniany cytat „Pomóż milicji, pobij się sam!” wybrzmiał jak ironiczny hymn minionej epoki. W „Piosence góralskiej” tempo przyspieszyło i cała sala krzyczała razem ze Skibą: Zadzwońcie po milicję!

Z „Dziećmi Frankensteina” zrobiło się rapująco i trochę groteskowo. Obrazu epoki dopełniły „Kontestacja”, „Orgazm” i „Sąsiedzi” – klasyczne Bigcycowe ujęcie polskiej codzienności: sarkazm, rytm i refreny, które znają choćby ci, którzy się do tego nie przyznają.

Przy „Balladzie o smutnym skinie” w górę poszły latarki z telefonów, a Skiba zarządził z uśmiechem: Będziemy klaskać, czyli mieszać powietrze między lewą a prawą dłonią. Publiczność klaskała i zaśpiewała refren sama — moment piękny i nostalgiczny.

Po tej podróży przez debiut nadszedł czas na „wymuszony” bis i rozkręciła się druga część wieczoru – przegląd przebojów z kolejnych lat. Usłyszeliśmy hymn polskich wesel „Rudy się żeni”, „Manifesto” – świeży numer i przypomnienie, iż „wiek to tylko liczba” i hity: „Kręcimy pornola”, „Guma”, „Każdy facet to świnia”. Na „deser” zabrzmiała „Goła klata” z gościnnym udziałem Krzysztofa Sokołowskiego, wokalisty Nocnego Kochanka. Klub eksplodował okrzykami: Wymiata!.

Potem jeszcze „Dres”, serialowy „Świat według Kiepskich” i nieśmiertelna „Makumba”… I to wciąż nie koniec. Jeszcze jeden! Jeszcze! Jeszcze! – niosło się z sali, aż dostaliśmy drugi bis: „Twoje glany” i „Polacy”. Symboliczny finał, w którym punkowy pazur spotkał się z autoironią, jaką Big Cyc ma we krwi od pierwszego dnia istnienia. Całość spięła muzyka ze „Stawki większej niż życie”— motyw, który otworzył i zamknął wieczór symboliczną klamrą.

Po koncercie przyszły autografy, zdjęcia, rozmowy. Falcon zamienił się w przedłużenie sceny i znów było kameralnie i blisko. Big Cyc wracając do korzeni pokazał, iż po 35 latach wciąż potrafi bawić i łączyć pokolenia, a dobra satyra nie starzeje się nigdy. Z partyjnym pozdrowieniem, jak zawsze – prosto w punkt.

Relacja: Anka

Idź do oryginalnego materiału