Dziś pracownik biblioteki walczy o czytelnika i stawia na rozwiązania interaktywne, warsztaty oraz media społecznościowe
Mirosław Pawłowski – dyrektor Ursynoteki, menedżer kultury, twórca filmowy, współpracował z Rozgłośnią Harcerską, gdzie prowadził wywiady z ludźmi kultury
Spotykamy się tuż po finale konkursu literackiego dla młodzieży, a to tylko jedno z ok. 500 wydarzeń w roku, organizowanych przez Ursynotekę.
– Mówi pan o wszystkich wydarzeniach, które się odbywają w 21 placówkach. Duża część to lekcje biblioteczne dla dzieci i warsztaty dla młodzieży. Chociaż nie można powiedzieć, byśmy narzekali na małą liczbę spotkań autorskich. Nasza bibliotekarska codzienność toczy się jednak w małych przestrzeniach rozsianych w całej dzielnicy. Taki stan rzeczy wynika zaś z zagospodarowania przestrzennego wymyślonego w ubiegłych dekadach, kiedy budowano Ursynów. Stawiano wtedy na maksymalne wykorzystanie gruntów, oczywiście pod mieszkaniówkę, ale w drugiej kolejności budowano szkoły, przedszkola i żłobki. Dopiero w nowo powstałych budynkach dzielnica wynajmowała lokale pod biblioteki. Wyjątek stanowią dwie placówki, które znajdują się w zasobach lokalowych dzielnicy Ursynów. Mówimy o bibliotece dla dorosłych i młodzieży przy ulicy 6 Sierpnia 23 oraz o bibliotece przy ulicy Barwnej 8. To Muzeum Ursynowa, czyli gabinet Juliana Ursyna Niemcewicza i pokój w stylu PRL – meblościanki i inne sprzęty, które można było znaleźć w każdym domu, ale i w bibliotekach.
Zmieniły się domy, zmieniły biblioteki. A co ze stereotypem bibliotekarza samotnika w swetrze i okularach, który ucisza czytelników?
– Jak to mówią, jest szkoła otwocka i szkoła falenicka. Współczesny pracownik biblioteki walczy o czytelnika i stawia na rozwiązania interaktywne, warsztaty i media społecznościowe. Ale wciąż możemy trafić na samotników, bibliofilów, którzy doskonale znają się na swoim fachu. W ciągu lat nie zmieniło się najpewniej to, iż większość bibliotekarzy to ludzie, którzy przychodzą do tej pracy z miłości do książek. Płyną z rytmem dnia nadawanym przez gromadzenie i udostępnianie księgozbioru, opracowanie, rezerwację książek dla czytelników i oczywiście dbanie o każdą książkę, która przejdzie przez ich ręce.
Zatrudniacie ponad 70 osób. Czy przy niewielkim zainteresowaniu studiami bibliotekoznawczymi – w tym roku akademickim to zaledwie 0,4 kandydata na miejsce – macie problemy kadrowe, chcąc poszerzyć zespół?
– jeżeli chodzi o nowych pracowników, niewielu ukończyło studia zawodowe z bibliotekoznawstwa. Często są to osoby po filologii polskiej i kulturoznawstwie. Zdarzają się ludzie zajmujący się animacją. Ale są również absolwenci kierunków ścisłych. Mamy też dwie osoby, które uciekły z korporacji. Zrezygnowały z większych apanaży, bo chciały pracy, która nie jest ciągłą gonitwą i osiąganiem coraz większej normy wydajności na danym stanowisku.
Czyli pracuje pan z ludźmi, którzy mają poczucie misji?
– Tak, a na pewno z ludźmi, którzy wiedzą, czego chcą, dlaczego wybrali zawód bibliotekarza, i dla których książka jest ważna.
I tworzą podręczną bibliote(cz)kę?
– Zdecydowanie. Czasami czytelnikom potrzeba czegoś tu i teraz. A biblioteka ma być właśnie tym miejscem blisko domu, gdzie ludzie dostaną od ręki to, czego szukają. Dlatego warto mieć wiele tytułów, tak jak wiele jest potrzeb czytelniczych. Problem w tym, iż księgozbiory powinny się powiększać, ale nie powiększają się przestrzenie, a półki nie są z gumy. Dyrektor Tomasz Makowski z Biblioteki Narodowej stwierdził, iż BN jest miejscem od gromadzenia wszystkich książek. Pomniejsze placówki mają zaś przede wszystkim zadanie rozwijania chęci czytelnictwa. My również budujemy swoje księgozbiory. Część z tych pozycji to poczytne tytuły, ale, jak mówią niektórzy bibliotekarze, a ja z tym się zgadzam, niektóre książki trzeba mieć dla honoru domu.
Skoro mowa o tym, co na półkach – co teraz najczęściej się ubytkuje na rzecz nowości?
– Zasada jest prosta: w większości znikają rzeczy mało czytane. Na pewno te, które były tzw. modą. Kojarzymy często takie książki z dworcowych kiosków, czyli lektury do pociągu i harlequiny, wszelkie romanse i kryminały. W Ursynotece przyjęliśmy, iż powinno znikać tyle książek, ile się pojawia nowych. Redukowanie pozycji w księgozbiorze to zawsze trudne doświadczenie. Nie jest to jednak grzech ani wykroczenie. To normalna bibliotekarska praca, która sprawia, iż księgozbiór zmienia się tak samo jak czytelnicy.
Zmienia się także rola książki.
– I biblioteka się zmienia. Musi w pewnym sensie nadążać
Post Biblioteka musi nadążyć za czasami pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.