To już trzeci tom komiksu o niesfornej dziewczynie z bujną kruczoczarną czupryną, której towarzyszy oddany chowaniec – kruk Edgar. Tym razem adeptka magii zmierzy się również z lwem…
Zora i jej babcia, ofiary okrutnego polowania na czarownice, znalazły schronienie na dachu jednej z paryskich kamienic. Zora spędza dnie na lekcjach w szkole, a kiedy wraca do domu, uczy się władać magią. Pod żadnym pozorem nikomu nie może wyjawić istnienia czarodziejskiego świata, w którym żyje. Ma również absolutny zakaz posługiwania się białą magią na korzyść nieczarowników. Jednak kiedy jej koleżanka z klasy, Minh, pada ofiarą bezlitosnych żartów i złośliwości, Zora postanawia ruszyć jej na ratunek. W końcu po co jej magiczne moce, jeżeli nie może ich użyć, żeby pomóc przyjaciółce?
– opis wydawcy.

Każdy kolejny komiks z serii o Zorze wywołuje uśmiech na twarzy. Znowu wracamy do świata, gdzie przy pomocy szczypty magii wszystko może się diametralnie zmienić. Jednak wydaje się to zbyt piękne, aby było prawdziwe (nawet w fikcji literackiej ;)). Za pastelowymi barwami, ekstrawaganckimi, eklektycznymi, a choćby może i lekko zdziwaczałymi starszymi bohaterkami kryją się lęki, które próbowały rozproszyć, zamknąć w butelkę i wyrzucić daleko hen do oceanu. Biała magia. Czarownica Zora. Tom 3 to refleksja o granicach moralnych, przyjaźni, podziałach i sile słowa pisanego.
Zaczynając jednak od początku: w ręce wpada nam komiks nie różniący się znacznie od dwóch poprzednich części. Główny motyw okładki – rozwiana burza kręcony włosów, złote napisy. Tym razem mały znaczek z boku, który informuje o dodatkowo załączonych naklejkach. Jest ich dokładnie 12 – przedstawiają główne postaci i zwierzęta, które pojawiają się w serii. Kolorystyka poszczególnych scenek jest w znanych już nam cukierkowych barwach święta Halloween. Tutaj prym wiedzie Towarzystwo Miłośniczek Ciastek, które jak to stereotypowe wiedźmy są zupełnie oderwane od zwykłej „mugolskiej” rzeczywistości. Mają one ekstrawaganckie ubrania, nienaturalne kolory włosów. Na ich tle młoda Zora wypada bardzo blado, co pewnie ma podkreślać jej pozycję na pograniczu świata czarownic i nieczarownic. Jedyna zmiana kolorystyczna odnosi się do retrospekcji – tym razem są one wzbudzane przy pomocy magii i nowej postaci, czyli Błękitnej Mgiełki i tym samym kolory z brązowych stały się niebieskie.

Wspomnienia, które projektuje Błękitna Mgiełka, wydają się tworem zbiorowej pamięci i ich tematyka dotyczy polowań na czarownice. Jednym z najbardziej zagorzałych prześladowców okazuje się postać na wskroś przypominająca przynajmniej według mnie zderzenie Severusa Snape’a z Gargamelem – krwawy Oldaryk, który stał się autorem księgi podobnej do Młota na czarownice. Do szału społeczność miała doprowadzić miłość króla Jonasza III do Imogeny, która okazała się czarownicą. Widać tutaj pewne delikatne odniesienie do Szekspira, który w Cymbelinie nazwał jedną ze swoich bohaterek powyższym imieniem. Miała reprezentować zarówno ideał renesansowej kobiety, ale i miłość wystawioną na próbę. Tutaj jest podobnie.
O tym, jak książki mogą nas gubić, dowiedziały się nie tylko średniowieczne komiksowe czarownice, ale również protagonistka serii, która tym razem boryka się z księgą żyjącą swoim, dość nieuporządkowanym życiem. Otrzymuje ona od swej babki latającą książeczkę o uroczej nazwie Minimago. Ten osobisty przewodnik dostaje każda z czarownic, która pobiera magiczne nauki. Niestety zdaje się ona lepiej znać swojego właściciela, czy właścicielkę, co pokazuje często ujawniając swój kapryśny charakter. Dla wcześniej wspomnianych przodkiń Zory zgubą była napisana przez Oldaryka księga, która niestety poprzez wynalezienie druku łatwo się rozpowszechniła wśród ówczesnego społeczeństwa. Innym błędem, który wskazali nam autorzy jest czytanie pozbawione kontekstu kulturowego i wiedzy o danej dziedzinie. Zora nie zna jeszcze kodów, które stosują bardziej doświadczone czarownice, co sprawia, iż nie tylko wykonany przez nią amulet nie jest skuteczny, ale i doprowadza ją do niebezpieczeństwa – walki z lwem.

Komiks Biała magia. Czarownica Zora. Tom 3 zwraca szczególną uwagę na siłę przyjaźni, która jest prawdziwą magią. No i wiara jest tutaj najważniejsza (chyba wszyscy wiemy, czym jest placebo). Seria jest bardzo ciekawą propozycją i przypomina mi W.I.T.C.H. Obawiam się jedynie skrajności – nie sposób ukryć, iż w komiksie autorzy poruszają tematykę czarownic, siostrzeństwa, promowania kobiecej siły i feminizmu, umniejszając mężczyznom, którzy stają się nieporadni, inni epizodyczni i mało znaczący dla rozwoju fabuły, a część z nich to złoczyńcy. Od współczesnej propozycji oczekiwałabym jednak więcej różnorodności i łamania fabularnych stereotypów.
Podsumowując, autorzy kierują komiks do młodszych nastolatek. Jego siłą jest zapoznawanie czytelnika z historią – Paryża, jak i polowań na czarownice. Ten drugi temat autorzy wprowadzają niezwykle delikatnie, przykrywając go z lekka infantylnymi scenkami z życia codziennego czarownic i nieczarownic. Ogromnym minusem natomiast jest długość komiksu, o której wspominałam już w poprzednich recenzjach. W Tomie 3 nic się nie zmieniło, przez cały czas mamy niespełna 50 parę stron, co przy rzadkiej realizacji – jeden komiks pojawia się w jednym roku – sprawia, iż łatwo zapomnieć o Zorze.
Powyższa recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Egmont.
Źródło grafiki głównej: okładka komiksu / Egmont